Rozdział piętnasty ~ Mały Janek, planeta "Grzegorz Krychowiak", pocałunek i ciąża.
♣
"Cuando tu me miras y yo te miro me muero. Nadie te quiere como yo te quiero. Nadie te ve como te puedo ver."
♦
10 lipiec 2016 r.
-O, tu jesteś. - Ewa Piszczek uśmiechnęła się na widok Grzegorza Krychowiaka, którego od dobrych dwudziestu minut szukała. Piłkarz zdjął okulary przeciwsłoneczne i oderwał się od czytanej lektury. Spojrzał na żonę Łukasza Piszczka, uśmiechając się do niej delikatnie i co najważniejsze szczerze.
-Coś się stało? - zapytał wskazując dłonią na wolny leżak stojący obok niego, za drewnianym, górskim domkiem. Mama dwójki dzieci usiadła obok niego z dziwnym wyrazem twarzy, co od razu rzuciło się w oczy pomocnika reprezentacji Polski. Ewa Piszczek zawsze odnosiła się do niego inaczej niż do innych, jednak w tamtym momencie była zupełnie inna niż dotąd. Co jego samego bardzo zdziwiło i zaciekawiło, jednak nie dał po sobie tego poznać.
-Mam małe pytanie. - Krychowiak pokiwał jej z aprobatą głową, co sprawiło, że kobieta uśmiechnęła się bardzo szeroko i zdecydowanie bardziej się ożywiła. -Pojechałbyś do Zakopanego na zakupy? - zapytała, co spotkało się z dziwnym wzrokiem jednego z przyjaciół jej męża. Musiał przyznać, że jej pytanie go zaciekawiło. Kobieta widząc jego wyraz twarzy postanowiła uzupełnić swoją wypowiedz tak, aby nie było żadnych niejasności. -Chłopaki wzięli samochód i pojechali w góry, a Agata, Anka i Julka z Anką wzięły dwa pozostałe i pojechały z dziećmi do term. Mariusz i Arek pojechali na ścianki wspinaczkowe do Krakowa no i nie ma samochodu, poza Twoim. - rzuciła Krychowiakowi błagalne spojrzenie. A ten, jak zawsze nie potrafił zbyt długo udawać nie wzruszonego. Pokiwał jej głową z aprobatą i już po chwili stał przed leżakiem z książką przypartą do klatki piersiowej. Ewa Piszczek podziękowała mu skinieniem głowy i szerokim uśmiechem na twarzy.
Gdy wrócili z wyprawy do Zakopanego, poza nimi w domu była jedynie Marysia zajmująca się synkiem swojego brata. Chłopiec spał słodko w łóżeczku stojącym w małym ale przestronnym salonie a sama Marysia leżała na dużej kanapie czytając książkę należącą do Krychowiaka. Grzesiek przechodząc obok salonu i dostrzegając ten fakt, jedynie nieznacznie się uśmiechnął. Wszedł do kuchni zostawiając w niej wszystkie siatki jakie były zdobyczą Ewy Piszczek. Żona obrońcy była zadowolona z kilku godzinnych zakupów u boku Krychowiaka, który ku jej zdziwieniu ani razu nie rzucił komentarza typu, 'Długo jeszcze?', czy też, 'Co to za różnica, która firma?'. I chyba właśnie dlatego lubiła Krychowiaka.
-Dziękuję Ci, Grzesiu. - Ewa pocałowała go w policzek i już po chwili zaczęła rozpakowywać zakupy jakie zrobiła wraz z Krychowiakem w stolicy polskich Tatr. Pomocnik paryskiego klubu natomiast wszedł do salonu, siadając na kanapie, na której leżała Marysia.
-Ciekawa książka? - zapytał.
-Bardzo. - blondynka uśmiechnęła się szeroko i już po chwili wyraz jej twarzy się zmienił, gdy dostrzegła kto zadał jej to pytanie. Musiała przyznać, że pozycja ją zaciekawiła i wciągnęła. Rzuciła Krychowiakowi przepraszające spojrzenie i już po chwili siedziała i wyciągała w jego kierunku, jego książkę. Pokiwał jej z dezaprobatą głową, uśmiechając się delikatnie.
-Przeczytasz, to oddasz. - dodał, gdy w całym pomieszczeniu rozniósł się cichy płacz małego Jasia. Wstał jako pierwszy i ku zaskoczeniu Marysi podszedł do drewnianego łóżeczka, z którego wyciągnął zawiniętego w kolorowy kocyk. Delikatnie kołysał go, nucąc przy okazji tylko sobie znaną melodię. Zaciekawił swoim zachowaniem nie tylko Marysię obserwującą go bardzo uważnie, ale również Ewę, która właśnie stanęła w progu salonu chcąc wyciągnąć z szafki porcelanę należącą do jej zmarłej babci. Żadna z kobiet nie znała tej strony piłkarza. Musiały przyznać, że ta strona Krychowiaka jest o wiele bardziej przyjemna dla nich. Zaimponował Marysi, zupełnie nieświadomie. Sprawiając jednocześnie, że chciała poznać go jeszcze lepiej, nawet jeśli miałaby tego później pożałować.
-Pójdę z nim na powietrze. - rzucił zabierając z drewnianej półki kurtkę małego Janka, w którą zawinięta była cienka czapeczka w kolorowe samochodziki i ciepłe skarpetki. Ku jeszcze większemu zdziwieniu Ewy i Marysi piłkarz zaczął sprawnie ubierać małego Fabiańskiego. Skupiony na tym co robił, nie zauważył jeszcze bardziej zaciekawionych spojrzeń obydwu kobiet. Na twarzy Ewy zagościł uśmiech pełen sympatii. Zapunktował u żony Piszczka, nie wiedząc jeszcze, że kobieta potrafi się odwdzięczy gdy zachodzi takowa potrzeba.
-To co mały, proponuje powdychać górskiego powietrza. - powiedział zakładając na głowę Janka kolorową czapkę, chłopiec uśmiechnął się do niego delikatnie. Co sprawiło, że Krychowiak jeszcze bardziej się rozczulił. Lubił dzieci i zawsze marzył o własnych, niestety jego partnerki nigdy nie podzielały jego marzeń. Musiał obejść się smakiem, miał jednak nadzieję, że nie długo to się zmieni.
-Opowiem Ci bajkę jaką opowiadała mi moja babcia... - mówił do niego zdejmując z drewnianego krzesła kraciastą koszule. Gdy dochodził z chłopcem do drzwi przedpokoju stanął plecami do nich. Razem z małym Jasiem pomachał dwóm kobietą na pożegnanie i już po chwili zarówno Ewa jak i Marysia wymieniły się porozumiewawczymi spojrzeniami. Były zdziwione zachowaniem piłkarza jednak obie doszły do wniosku, że porównując wszystkich mężczyzn z ich otoczenia do Krychowiaka, wszyscy wyjdą w nim nie przychylnie.
-Pomożesz mi w obiedzie? - zapytała Ewa Piszczek, gdy udało jej się wrócić na ziemie, z planety o nazwie 'Grzegorz Krychowiak'. Marysia pokiwała jej z aprobatą głową, aby po chwili położyć książkę na okrągłym stoliku. Koc, którym była przykryta położyła na sofie i już po chwili stała w kuchni razem z żoną Łukasza Piszczka. Z uśmiechem na twarzy kroiły warzywa, obierały ziemniaki i przygotowywały zakupione przez Ewę mięso, gdy nagle przed oknem kuchni pojawił się Grzegorz Krychowiak śmiejący się do Janka, który znajdował się na jego ramionach. Obie nieco się rozczuliły widząc ten widok i żadna z nich nie zwróciła uwagi na to jak do kuchni wszedł mąż Ewy cały poobijany i z rozciętym łukiem brwiowym. Gdy mignął przed oczami Marysi, dziewczyna oprzytomniała i zatkała ręką usta. Widok męża Ewy w takim stanie ją przeraził, nie mówiąc o jego żonie, która o mały włos, nie przewróciła się na zimną posadzkę.
-Co Ci się stało? - zapytała Ewa, rzucając się do swojego męża, który trzymał się za bolące żebra.
-Idę po torbę do pokoju i zaraz wracam. - Marysia wybiegła z kuchni aby po chwili wrócić do pomieszczenia z dużą torbą lekarską. Opatrzyła wszystkie widoczne gołym okiem rany Piszczka przy okazji uderzając go specjalnie z resztą w bolący bok. Rzucił jej pełne mordu spojrzenie, jednak lekarka nic sobie z tego nie zrobiła, co spotkało się z uśmiechem jego żony, która gdyby mogła zabiłaby męża za taki numer. Zawsze się o niego bała. Zawsze. Kochała go i ta miłość była tak mocna, że jedno bez drugiego nie widziało już teraz swojego dalszego życia. Marysia, która właśnie chowała wszystkie swoje rzeczy do torby lekarskiej ukradkiem ich obserwując. Zazdrościła im uczucia jakim się obdarzali, dzieci, które widziały w nich największych bohaterów. Tak samo było w przypadku małżeństwa Błaszczykowskich czy jej brata i Anny, którzy byli lustrzanym odbiciem owej dwójki siedzącej właśnie w kuchni. Uśmiechnęła się pod nosem, czując dziwne ukłucie w okolicach serca. Chciała mieć dom, do którego z uśmiechem na ustach mogłaby wracać. Męża, który zawsze rano budziłby ją delikatnym całusem w policzkiem. Dziecko albo dzieci, które zawsze wbiegałyby jej na kolana i czekały na ciekawe opowieści. To były właśnie te momenty, których wszystkim zazdrościła. Westchnęła wychodząc z kuchni, czym przykuła uwagę zarówno Ewy jak i Łukasza. Małżeństwo Piszczków odprowadziło ją wzrokiem, po czym wymieniło się porozumiewawczymi spojrzeniami.
-Co jej jest? - zapytał zaciekawiony nieco Łukasz, który odciągnął rękaw bluzy, pod którym znalazł się opatrunek mający na celu zatamować krwawienie, jakiego nabawił się na wycieczce w górach. Ewa rzuciła mu pełne politowania spojrzenie, co natomiast spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem ze strony Łukasza, który nie rozumiał reakcji swojej małżonki. Ewa podeszła do ciemnego blatu kuchennego zabierając z niego szklankę z sokiem jabłkowym. Odwróciła się do męża i oparła się o blat kuchenny. Wiedziała, że Marysia, jak każda kobieta w tym wieku chciałaby już mieć dzieci, męża i dom. Znała jednak jej historię i wiedziała, że nie będzie to dla niej łatwe. Zbyt wiele przeżyła i doświadczyła aby zaufać mężczyźnie, związać się z nim i podjąć decyzję o małżeństwie i macierzyństwie. Jednak miała nadzieję, że dziewczyna w końcu się odważy i zaryzykuje. Miała nawet swój typ, do którego już w pełni się przekonała.
-Chciałaby w końcu być szczęśliwą. - rzuciła tajemniczo i opuściła kuchnię pozostawiając swojego męża z jego własnymi myślami.
-Pomożesz mi w obiedzie? - zapytała Ewa Piszczek, gdy udało jej się wrócić na ziemie, z planety o nazwie 'Grzegorz Krychowiak'. Marysia pokiwała jej z aprobatą głową, aby po chwili położyć książkę na okrągłym stoliku. Koc, którym była przykryta położyła na sofie i już po chwili stała w kuchni razem z żoną Łukasza Piszczka. Z uśmiechem na twarzy kroiły warzywa, obierały ziemniaki i przygotowywały zakupione przez Ewę mięso, gdy nagle przed oknem kuchni pojawił się Grzegorz Krychowiak śmiejący się do Janka, który znajdował się na jego ramionach. Obie nieco się rozczuliły widząc ten widok i żadna z nich nie zwróciła uwagi na to jak do kuchni wszedł mąż Ewy cały poobijany i z rozciętym łukiem brwiowym. Gdy mignął przed oczami Marysi, dziewczyna oprzytomniała i zatkała ręką usta. Widok męża Ewy w takim stanie ją przeraził, nie mówiąc o jego żonie, która o mały włos, nie przewróciła się na zimną posadzkę.
-Co Ci się stało? - zapytała Ewa, rzucając się do swojego męża, który trzymał się za bolące żebra.
-Idę po torbę do pokoju i zaraz wracam. - Marysia wybiegła z kuchni aby po chwili wrócić do pomieszczenia z dużą torbą lekarską. Opatrzyła wszystkie widoczne gołym okiem rany Piszczka przy okazji uderzając go specjalnie z resztą w bolący bok. Rzucił jej pełne mordu spojrzenie, jednak lekarka nic sobie z tego nie zrobiła, co spotkało się z uśmiechem jego żony, która gdyby mogła zabiłaby męża za taki numer. Zawsze się o niego bała. Zawsze. Kochała go i ta miłość była tak mocna, że jedno bez drugiego nie widziało już teraz swojego dalszego życia. Marysia, która właśnie chowała wszystkie swoje rzeczy do torby lekarskiej ukradkiem ich obserwując. Zazdrościła im uczucia jakim się obdarzali, dzieci, które widziały w nich największych bohaterów. Tak samo było w przypadku małżeństwa Błaszczykowskich czy jej brata i Anny, którzy byli lustrzanym odbiciem owej dwójki siedzącej właśnie w kuchni. Uśmiechnęła się pod nosem, czując dziwne ukłucie w okolicach serca. Chciała mieć dom, do którego z uśmiechem na ustach mogłaby wracać. Męża, który zawsze rano budziłby ją delikatnym całusem w policzkiem. Dziecko albo dzieci, które zawsze wbiegałyby jej na kolana i czekały na ciekawe opowieści. To były właśnie te momenty, których wszystkim zazdrościła. Westchnęła wychodząc z kuchni, czym przykuła uwagę zarówno Ewy jak i Łukasza. Małżeństwo Piszczków odprowadziło ją wzrokiem, po czym wymieniło się porozumiewawczymi spojrzeniami.
-Co jej jest? - zapytał zaciekawiony nieco Łukasz, który odciągnął rękaw bluzy, pod którym znalazł się opatrunek mający na celu zatamować krwawienie, jakiego nabawił się na wycieczce w górach. Ewa rzuciła mu pełne politowania spojrzenie, co natomiast spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem ze strony Łukasza, który nie rozumiał reakcji swojej małżonki. Ewa podeszła do ciemnego blatu kuchennego zabierając z niego szklankę z sokiem jabłkowym. Odwróciła się do męża i oparła się o blat kuchenny. Wiedziała, że Marysia, jak każda kobieta w tym wieku chciałaby już mieć dzieci, męża i dom. Znała jednak jej historię i wiedziała, że nie będzie to dla niej łatwe. Zbyt wiele przeżyła i doświadczyła aby zaufać mężczyźnie, związać się z nim i podjąć decyzję o małżeństwie i macierzyństwie. Jednak miała nadzieję, że dziewczyna w końcu się odważy i zaryzykuje. Miała nawet swój typ, do którego już w pełni się przekonała.
-Chciałaby w końcu być szczęśliwą. - rzuciła tajemniczo i opuściła kuchnię pozostawiając swojego męża z jego własnymi myślami.
○
-Herbaty? - Julia podniosła głowę, słysząc ciche pukanie do drzwi i cichy głos należący do Arka, który stał w progu pokoju, który dzieliła na tych wakacjach z przemiłą Marysią. Przed przyjaciółmi udawała, że wszystko jest w porządku, jednak gdy zamykała się we własnych czterech ścianach dawała emocją odżyć. Data, która zbliżała się w kalendarzu wielkimi krokami sprawiała, że szatynka wracała wspomnieniami do dramatycznych wspomnień, które zawsze sprawiały, że po jej ciele przechodziły niemiłe dreszcze i pojawiała się na nim gęsia skórka. Siedząc tak w pokoju przykryta ciepłym kocem, zdała sobie sprawę z tego, że nie ma żadnej rodziny, że na tym świecie jest zupełnie sama. Wszystko w co chciała wierzyć było jedynie wymyśloną przez nią bajką. Miała przyjaciół, piękny dom w rodzinnej miejscowości, pieniądze, dobry samochód, ale nie miała rodziców ani dziadków i to chyba najbardziej bolało Julię Kowalczyk. Spojrzała na Milika, który stał w progu jej pokoju z dwoma porcelanowymi kubkami, z nad których unosiła się tańcząca para wodna. Uśmiechnął się do niej, delikatnie ale szczerze, co zawsze doceniała. Musiała przyznać, że napastnik zajął w jej życiu dość wysokie miejsce. Był osobą, z którą zdaniem się liczyła. Prawdziwym przyjacielem, na którego mogła liczyć nie bojąc się łez, które w jego obecności by uroniła. Zrodziła się między nimi pewna więź, której żadne z nich nie mogło zrozumieć. Pokiwała mu delikatnie, z aprobatą głową, na co Arek domknął drzwi i powolnym krokiem doszedł do łóżka, na którym skulona siedziała Julia. Usiadł obok podając dziewczynie jeden z kubków. Cieszył się, że udaje mu się być blisko niej. Od pierwszego spotkania wydała mu się być bardzo wyjątkową osobą. Miłą, uczynną, pomocną a gdy trzeba potrafiącą odpysknąć i znokautować. Kruchą, zupełnie tak, jak chińska filiżanka. Bał się jednak, że Julia, na której mu zależało rozpłynie się w powietrzu, zniknie a on będzie musiał pogodzić się z tym, że odejdzie. Jakub opowiadał mu o sytuacji w jakiej jakiś czas temu byli. Musiał przyznać, że przestraszył się tym, co usłyszał.Nie sądził, że osoba taka jak Kowalczyk, mogła zaryzykować wszystko i odebrać sobie życie. Chciał być blisko niej i robił wszystko aby tak się stało. Upiła łyk gorącego napoju, po czym odłożyła kubek na mały, drewniany stolik okryty małą, okrągłą, koronkową serwetą. Arek poszedł w jej ślady, po czym bez słowa usiadł na łóżku, pod ścianą i po turecku. Objął Julię ramieniem, po czym dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu. Potrzebowała czyjejś bliskości a ciepło bijące od napastnika polskiej reprezentacji był tym ciepłem, którego najbardziej potrzebowała, i którego nigdy się nie bała. Gdy była blisko niego, nie bała się, że bolesne wspomnienia wrócą a ona będzie musiała przejść obok nich, nie bojąc się konfrontacji z nimi. Z nim u boku, było jej lepiej. Chwyciła nerwowo jego dłoń. Miał wrażenie, że bała się czegoś a jej drżąca dłoń jedynie dała mu na to dowód. Spojrzał na nią i dostrzegł w jej oczach strach, którego nie rozumiał. Dostrzegł również w kącikach jej oczu łzy. Przestraszył się i to nie na żarty. Przytulił ją do siebie a ona po prostu rozpłakała się jak mała dziewczynka. Chcąc ją uspokoić zaczął delikatnie gładzić jej plecy i szeptać coś do ucha. Nie mógł wytrzymać gdy kobiety płakały w jego obecności i robił wszystko aby takie sytuacje nie miały miejsca. Po upływie kilku minut Julia jakby zaczęła wracać do poprzedniego stanu. Uspokoiła się, przestała drżeć. Po prostu przestała się bać, że przeszłość do niej powróci i każe kolejny raz stoczyć ze sobą bitwę. Arkadiusz nie spuszczał z niej wzroku, lubił się jej przyglądać i łapał się na tym kilka razy dziennie. Przejechał dłonią po jej policzku, na którym nadal widniał rozmazany tusz do rzęs będący śladem po rozsypce jaką chwilę wcześniej zaliczyła. Dla niektórych cisza i atmosfera panujące w pomieszczeniu byłyby bardzo niekomfortowe, dla owej dwójki były tym, czego potrzebowali od dłuższego czasu. Delikatnie przybliżył swoją twarz do twarzy szatynki, nieznacznie podtrzymując jej podbródek swoją dłonią. Musnął jej wargi swoimi a powieki Kowalczyk opadły. Potrzebowała tego, na co zdecydował się piłkarz polskiej reprezentacji. Potrzebowała tego momentu zapomnienia, połączonego z czułością jaką jej zaoferował. On sam musiał przyznać przed sobą, że długie czekanie na ten moment było najlepszym z czego skorzystał. Odwzajemniła jego gest, nieco niepewnie dotykając jego ust swoimi. Bała się tego, że wszystko okaże się zwykłym snem, z którego się obudzi. Gdy Milik oderwał się od niej jako pierwszy, poczuł, że posunął się zbyt daleko. Byli przyjaciółmi a on postawił wszystko na jednej karcie. I choć Julia odwzajemniła jego pocałunek, wziął głęboki oddech, wstał z łóżka i udał się w kierunku drzwi jej pokoju.
-Przepraszam. - powiedział cicho, zamykając za sobą drzwi jej pokoju. Siedziała osłupiona, wpatrując się nadal w zamknięte drzwi małego pokoju.
Warszawa, Polska
11 lipiec 2016 r.
Kasia Woźnicka pochylała się nad łazienkową umywalką, do której ze srebrnego kranu wlewała się wolnym strumieniem woda. Blondynka pocierała nerwowo czoło, zimną dłonią nie dowierzając temu co ukazywało się jej oczom. Jedna noc, która gdyby nie alkohol zapewne nie miałaby miejsca, przyniosła z sobą konsekwencję, której się nie spodziewała. Nie chciała tego, co właśnie stało się dla niej jasne. O upojnej nocy ze znienawidzonym mężczyzną chciała zapomnieć i teraz gdy poznała uroczego Serba, dowiedziała się, że związek z obcokrajowcem nie ma szans bo ona sama nosi pod sercem, kogoś, kto nie jest na pewno owocem jej znajomości z przystojnym, szarmanckim i sympatycznym kucharzem. Jedna noc, dzięki której zostanie matką, którą od zawsze chciała zostać. Ochlapała twarz zimną wodą i spojrzała w swoje lustrzane odbicie. Zostanie matką. Na tę wiadomość uśmiechnęła się przez łzy. Najgorsze jednak było to, że nieunikniona była konfrontacja z ojcem dziecka, którą miała zamiar odwlec jak najdalej w czasie się da.
-Kocham Cię skarbie najmocniej na świecie. - szepnęła kładąc dłoń na swoim płaskim nadal brzuchu. -Zrobię wszystko abyś miała piękne dzieciństwo. Nawet jeśli miałabyś wychowywać się bez taty. - dodała przenosząc wzrok na swoje lustrzane odbicie.
♦♦♦
Przepraszam!!!
Rozdział miał pojawić się we wtorek, jednak ze względów prywatnych, nie mógł się pojawić. Rozdział miał być dłuższy, niestety dłuższy mi nie wyszedł. Nie chciałam w jednym rozdziale rozwiązać historii naszych bohaterów, bo nie oto tutaj chodzi. Rozdział mógł być lepszy, niestety nie wyszedł.
Przepraszam was za to najmocniej jak tylko potrafię. Nawaliłam jednak mam nadzieję, że mi wybaczycie. Niestety czasami w naszym życiu pojawiają się momenty próby, z którymi musimy się borykać i tragedie, które musimy unieść na swoich barkach.
Obiecuję, że się poprawię. Kolejny rozdział będzie dłuższy i lepszy. Pojawi się w miarę możliwości w czwartek, bądź piątek.
Dziękuję za wszystkie komentarze i prawie 11 000 wyświetleń. Do zakończenia I części naszej historii zostały cztery rozdziały, później część II i nowi bohaterowie, którzy dołączą do: Julii, Marysi, Ani, Kasi i chłopaków.
Mam nadzieję, że będziecie z nimi do końca ich przygód w tym dwu częściowym opowiadaniu. Zapraszam was do za aktualizowanej zakładki bohaterów.
Pozdrawiam i jeszcze raz bardzo was przepraszam.
Całuję.
Evie.
Dziękuję.
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam.
Oj Piszczu, ty łamago! <3
OdpowiedzUsuńDobrze, że Marysia była pod ręką, bo jeszcze od któregoś zadrapania by mu się jakieś zakażenie wdało albo coś i dopiero by był problem :D
Szkoda mi się jej troche zrobiło, gdy tak zaczęła "zazdrościć" małżeństwa Piszczkom.
I co ten Krycha? Jakiś instynkt tacierzyński mu się włączył najwyraźniej. Bajki? Spacerek? Wcale się nie dziwię, że rozczulił tym Ewę i Fabiańską, bo nawet mnie rozczulił ;)
Julka i Milik też mnie rozmiękczyli, choć ich scena była nieco bardziej dramatyczna. Nie uważam, że Arek powinien żałować swojego posunięcia. Julka miała chwilowy breakdown i chyba sama tego potrzebowała. Myślę, że nie powinni się tym zbytnio przejmować, tylko kontynuować znajomość.
No i Kasia w ciąży? Jestem ciekawa kto jest w takim razie tatusiem.
Pozdrawiam ;*
Marysia jest niezawodna! ;)
UsuńSiostra Łukasza nie jest już młoda, więc może czas najwyższy pomyśleć o rodzinie?
Krycha? Grzesio zaskoczy jeszcze nie jeden raz.
Arek, boi się tego, że przez to co się między nimi zadziało. Nie chciałby jej stracić i chyba to jest dla niego najważniejsze.
Kasia w ciąży, a tatuś? Tego nie zdradzę.
Dziękuję Ci kochana za komentarz z całego serducha.
Ściskam ;)
Rozdział mega, kochana. Nie mogę doczekać się tego co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńLiczę, że wszystko będzie dobrze. Może zdradzisz kto jest ojcem dziecka Kasi?
Całuje ;)
Dziękuję !!!
UsuńKażdy komentarz motywuje.
Pozdrawiam Cię Anonimie.
Evie.
Nie masz za co przepraszać, bo to dobry rozdział. Ładnie połączyłaś i opisałaś historię bohaterów. Obraz Krychy z dzieckiem mnie rozczulił i urzekł ponad miarę, poza tym sytuacja z Arkiem także. A co do ciąży. Kurczaczki... :D
OdpowiedzUsuńBała się już trochę, że ten rozdział okaże się totalną klapą. Poprawiłaś mi humor, na prawdę.
UsuńDziękuję za opinię, kochana.
Pozdrawiam.
Evie.
Rozdział bomba!!! Nie mogę doczekać się dalszej części.
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
Dziękuję.
UsuńKażda opinia motywuje.
Pozdrawiam anonimku.
Evie.
Grzesiu i Janek mnie rozczulili 💘 Grzegorz będzie świetnym tatą, a mam wrażenie, że Marysia swoje szczęście znajdzie właśnie 7 jego boki😊
OdpowiedzUsuńMilika to ja rozszaepie, jak słowo daje... Sam to zainicjował i jeszcze uciekł, bo boi się, że rozwali ich przyjazn...
No i Kasia... Z kim zaszła w ciążę? 😱 postaram się nadrobić zaraz szesnastkę 😉
Zaprosiłaś, więc jestem!
OdpowiedzUsuńChyba jeszcze u ciebie w tych strefach nie byłam... ale wszystko naprawdę mi się podoba, wiesz? No i bohaterowie też niczego sobie ^^
Fajnie się całość czyta, w wolnej chwili postaram się zabrać za nadrabianie zaległości :)
Weny!
Buziaki :**