czwartek, 27 października 2016

Rozdział XX - 'Nigdy nie zrozumiem kobiet.'

16 komentarzy:


Warszawa, Polska
29.08.2016 r.

       Piszczek obudził się chwilę po siódmej rano, gdy do jego oczu dotarły poranne promienie słońca przedzierające się przez nie do końca zaciągnięte, ciemne żaluzje. Źle czuł się z faktem, że Ania traktuje go jak zło konieczne. Gdy ich miłość zgasła, chciał aby nie zmienili swojego nastawienia do siebie. Chciał być blisko niej, mieć udział w jej życiu. A teraz? Wszystko się skomplikowało. Nie chciał, aby wszystko właśnie tak się potoczyło. Chciał mieć w Annie oparcie, a teraz czuł się samotny, bo poza Ewą rozumiała go jedynie Grygier. Postanowił, że będzie jej unikał, choć nie będzie to zbyt łatwe. 
       Wszedł do łazienki, biorąc ze sobą swój kadrowy dres. Obmył się i po upływie dziesięciu minut wrócił do pokoju w nieco lepszym nastroju. Pościelił łóżko, wziął telefon komórkowy wrzucając go do kieszeni swojej bluzy. Gdy miał wychodzić z pokoju, do jego drzwi rozległo się ciche pukanie. Pociągnął za klamkę i zdziwił się widząc, kto stanął w progu jego pokoju. Ania Grygier delikatnie uśmiechnęła się do Piszczka, wyciągając w jego kierunku butelkę najlepszego wina, jakie tylko udało jej się znaleźć w stolicy. Miała nadzieję, że uda jej się odzyskać przyjaźń Łukasza. Miała nadzieję, że wszystko będzie dobrze. 
-Teraz chcesz mnie otruć? - zapytał, patrząc na ciemnowłosą podejrzliwie. Uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy usłyszała jego słowa. Długo rozmawiała ze swoim mężem i z żoną Piszczka. Doszła do wniosku, że ona i Piszczek mogą być tak zgraną parą przyjaciół jak jej mąż i Ewa. Ale ona tak po prostu nie potrafiła. Nie wiedziała dlaczego, ale nie potrafiła. Nie chodziło tu o zazdrość, bo z Ewą bardzo się przyjaźniły. To było coś innego, skomplikowanego. Spuściła głowę, odwróciła się a gdy miała odejść, na jej nadgarstku znalazła się dłoń Piszczka. 
-Poczekaj. - powiedział stając obok niej. -Wejdź. - dodał. 
      Usiadła na łóżku, wcześniej oddając Piszczkowi przyniesioną butelkę czerwonego wina. Schował ją do walizki i po chwili usiadł na łóżku obok niej. 
-Nie chciałam Cię wczoraj zdenerwować. Nie zrobiłabym nigdy nic, co sprawiłoby, że byś cierpiał przeze mnie. Zrozum, że jest mi ciężko się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Niby jestem już z Łukaszem trzy, a nawet cztery lata, ale to mimo wszystko jest strasznie trudne. Nie chcę Cię stracić, bo wiem, że bez Ciebie nie będę tym kim jestem. - spuściła wzrok i wbiła go w swoje buty. Teraz, z biegiem czasu i zamkniętym etapem życia, jakim były czasy liceum, na wszystko próbowała patrzeć inaczej. To właśnie obrońca niemieckiego klubu nauczył ją życia i to jemu zawdzięczała to kim była. Kochała uczyć i uczyła, a będąc żoną Fabiańskiego udzielała się w mediach jak najmniej. Ona, Ewa i Agata miały zasadę taką, że w telewizji pojawia się jedynie Lewandowska, one robią to już wtedy gdy muszą to zrobić. Czyli bardzo rzadko. 
     Piszczek uśmiechnął się pod nosem. Anka zawsze była gadułą i to nigdy nie uległo zmianie. Za to ją lubił, a kiedyś to właśnie jej gadulstwo i cięty język sprawił, że zwrócił na nią swoją uwagę. To w niej pokochał i nadal gdzieś w ciemnych zakamarkach jego serca miała swoje miejsce. Gdy odwróciła wzrok zauważyła na jego twarzy uśmiech. 
-I z czego się cieszysz, co? - zapytała. 
-Chcesz wiedzieć? - tym razem to on, zadał pytanie. Anna jedynie pokiwała delikatnie głową. -Pamiętasz jak pierwszy raz umówiliśmy się na randkę? - zapytał po chwili milczenia. Szatynka uniosła wysoko brwi, wbijając w mężczyznę siedzącego obok niej pytające spojrzenie. -Spacer w świetle księżyca, kino i pocałunek na ganku u Twojej babci? - pokiwała mu jedynie z aprobatą głową, a na samo wspomnienie tego zdarzenia na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. W identyczny sposób oświadczył się jej Fabiański i była wręcz pewna, że Piszczek maczał w tym swoje palce. Ale cóż, musiała przyznać, że obaj byli romantykami. -Albo nasze wspólne wakacje w górach? Studniówkę i świetną zabawę z Fabio i Ewą? Ja tego nigdy nie zapomnę i nic tego nie zmieni. Boli mnie jednak to, że traktujesz mnie jak zło konieczne. Boli mnie to, że uważasz mnie za swojego wroga. - mówiąc to zamknął jej dłoń w swojej i uważnie się jej przyglądał. Miał cichą nadzieję, że po ich rozmowie, choć w pewnym stopniu kobieta zmieni o nim swoje zdanie. Wiele ich łączyła i musiała mu w tym przyznać rację. Nie mogła w nieskończoność udawać, że go nie znosi, choć niejednokrotnie chciałaby w jego ramionach znaleźć dla siebie miejsce. Kochała Fabiańskiego, jednak do Piszczka nadal coś czuła. Co prawda nie było to miłością, jednak czymś trochę podobnym do tego uczucia. 
-Ja też tego nie zapomnę i obiecuję Ci, że już nigdy Cię nie zranię Łukasz. - uśmiechnęła się do niego, a on tak po prostu przytulił ją do siebie. Tego mu brakowało i przyznał się do tego otwarcie przed samym sobą. W końcu, jak by nie patrzeć, Anka Grygier była częścią jego życia.
     W tym samym czasie Łukasz Fabiański wraz z Arturem Jędrzejczykiem i Ewą Piszczek siedział w hotelowej restauracji. Cieszył się, że jego żona po długiej rozmowie z nim, i z Ewą postanowiła szczerze i otwarcie porozmawiać z Piszczkiem i wytłumaczyć sobie wszystkie niejasności jakie się między nimi zrodziły. Miał nadzieję, że ich stosunki ocieplą się i znów będą panować między nimi przyjacielskie stosunki. 
-Nad czym tak myślisz? - zagadnęła go w pewnym momencie Ewa, która dotąd w ciszy konsumowała kanapkę jaką oddał jej chwilę wcześniej Jędrzejczyk. Przyjechała rano do hotelu razem z Anią Grygier mając nadzieję, że jej przyjaciółka dogada się z jej mężem. Fabiański uśmiechnął się do niej lekko wzruszając ramionami. 
-W sumie sam nie wiem. - odpowiedział biorąc kęs trzymanej przez szatynkę kanapki. Zaśmiała się, po czym uderzyła bramkarza lekko w tył głowy. Cała trójka zaśmiała się głośno, co nie umknęło towarzystwu siedzącemu stolik dalej.
-Nie wiem jak wy, ale ja muszę się dowiedzieć o co tu chodzi. - w pewnym momencie Szczęsny odłożył kubek z herbatą na stół. Przejechał wzrokiem po towarzyszących mu piłkarzach, którzy tak jak on chcieliby dowiedzieć się o co tak właściwie chodzi w relacjach między Fabiańskimi i Piszczkami. 
-Sądzę, że to dobry pomysł. - niepewnie zabrał głos Wszołek, któremu wczorajsze słowa Piszczka nie dawały spokoju. Gdy Wojciech chciał coś odpowiedzieć drzwi restauracji otworzyły się a w pomieszczeniu stanął Łukasz Piszczek obejmujący żonę Fabiańskiego. Oboje śmiali się i żywiołowo na jakiś temat rozmawiali. Szczęsny nie wytrzymał, wstał z miejsca i skierował się w kierunku stołu, do którego zmierzali obrońca i żona bramkarza. 
-O co tu chodzi? - zapytał prosto z mostu, nie owijając w bawełnę.
Łukasz Fabiański rzucił Łukaszowi Piszczkowi porozumiewawcze spojrzenie, po czym obaj uśmiechnęli się do młodszego kolegi szeroko i szczerze. Wiedzieli, że prędzej czy później ich sekret wyjdzie na jaw. Woleli aby wszyscy dowiedzieli się prawdy od nich, niż plotek od osób postronnych. 
-Cóż, lepiej żebyście dowiedzieli się tego od nas, niż z gazet. - zaczął Piszczek. Jego słowa sprawiły, że obok ich stolika pojawiła się reszta piłkarzy ciekawych odpowiedzi na pytanie zadane przez Szczęsnego. 
-Macie romans? - zapytał Teodorczyk z dziwnym uśmiechem na twarzy. Szczęsny rzucił mu mordercze spojrzenie. Natomiast Fabiański z Piszczkiem posłali mu wypełnione politowaniem spojrzenia. 
-Nie. - odpowiedzieli równocześnie, a mina twarzy ich imiennika sprawiła, że Jędrzejczyk parsknął śmiechem. Jednak szybko się zrehabilitował czując na sobie spojrzenie Anny i Ewy. 
-Ja zanim ożeniłem się z Ewą, byłem chłopakiem Ani. - odpowiedział Piszczek, co Anna Grygier potwierdziła jedynie skinieniem głową. Na ich twarzach pojawiły się zdziwione miny. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewali.
-Ja byłem chłopakiem Ewy, a ostatecznie zostałem mężem Ani. - odpowiedz Fabiańskiego sprawiła, że Szczęsny musiał przytrzymać się Krychowiaka stojącego obok niego. Wziął głęboki oddech, po czym potarł dłonią głowę. 
-Może jeszcze mi powiecie, że Błaszczykowski był z Lewandowską, a Lewandowski z Błaszczykowską? - miny na twarzach Fabiańskiego i Piszczka, oraz ich żon sprawiły, że serce Szczęsnego zaczęło niebezpiecznie bić. Zrobiło mu się gorąco i już po chwili leżał nieprzytomny na posadzce, ku zdziwieniu i przerażeniu jego kolegów.
-Ty, co mu się stało? - zapytał zaciekawiony Pazdan. Krychowiak jedynie machnął lekceważąco ręką, co zdziwiło niemal wszystkich. 
-Szok. Zwykły, normalny szok. - wytłumaczył piłkarz francuskiego klubu. -Nie może sobie darować, że nie wiedział jako pierwszy. - dodał po chwili przyglądania się swojemu przyjacielowi, leżącemu na posadzce hotelowej restauracji. 
-Może zadzwonić po pogotowie? - zapytał Milik. Grzegorz jedynie pokiwał przecząco głową. Ku zaciekawieniu piłkarzy podszedł do baru, uśmiechnął się słodko do barmanki i otrzymał od niej wyjęty z lodówki kubek z wodą. Wrócił do nich i stanął nad nieprzytomnym Szczęsnym. Uśmiechnął się nieznacznie, po czym przechylił wiadro umieszczając całą jego zawartość na twarzy najlepszego przyjaciela. Szczęsny nabrał powietrza i pod wpływem szoku podniósł się do pozycji siedzącej. Pełnym mordu wzrokiem odnalazł sylwetkę Krychowiaka stojącego nad nim z pustym już kubełkiem po lodowatej wodzie.
-Zabije Cię! - warknął, a po jego zapewnieniu Krychowiak wybiegł z restauracji, wręczając po drodze Błaszczykowskiemu kubełek po wodzie. Jakub odskoczył w bok, gdy zauważył rozpędzonego i mocno wkurzonego Szczęsnego pędzącego w jego kierunku. 
-A im co? - zapytał, gdy znalazł się w restauracji.
-Głupota. - skomentował Wawrzyniak siadając na drewnianym stole.
-Takie pytanie, może trochę głupie, ale wybaczcie. Kuba czy ty miałeś romans z żoną Roberta? - zapytał, trochę nie pewnie Paweł Wszołek. Jakub Błaszczykowski rzucił pełne politowania spojrzenie obu Łukaszom, którzy nagle zaczęli gwizdać pod nosem i wodzić wzrokiem wszędzie, byle by tylko nie napotkać jego wzroku. Westchnął, postanawiając odpowiedzieć na pytanie kolegi.
-Nie miałem romansu z Anią Lewandowską. - odpowiedział. - Ale jestem jej dobrym przyjacielem, a ona moją przyjaciółką. Tak samo Robert z Agatą. - dodał, a gdy przeniósł wzrok na obrońcę i bramkarza postanowił dorzucić jeszcze kilka słów. - Piszczu, a chwaliłeś się kolegom i żonie jak razem z Robertem próbowaliście w Dortmundzie uwieść studentkę? - zapytał uśmiechając się szeroko w kierunku Łukasza, który słysząc jego słowa zamarł, zrobił szerokie oczy i modlił się, żeby tylko jego żona nie patrzyła na niego morderczym wzrokiem.
-Słucham? - zapytała Ewa, wbijając w męża pytające i nieco mroczne spojrzenie.
-Ostatecznie jednak nic z tego nie było, bo powiedziała, że nie gustuje w idiotach. - dodał, znikając w kuchni. A Piszczka natomiast czekało piekło. 


kilka godzin później ...

-Czy możecie mi powiedzieć co właśnie robicie? 
Arkadiusz Milik, Piotr Zieliński i Bartosz Salamon odskoczyli od drzwi pokoju Bartka Kapustki upadając z hukiem na podłogę korytarza. Cała trójka rzuciła mordercze spojrzenia w kierunku Julii, co spotkało się z ignorancją dziewczyny. Oparła się o ścianę, po czym skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. 
-Słonko dlaczego ty zawsze pojawiasz się w najmniej oczekiwanym momencie? - zapytał Arek podnosząc się z podłogi. Kowalczyk zaśmiała się głośno, komentując tym samym zachowanie trójki piłkarzy polskiej reprezentacji. 
-Mam alarm, który się włącza, gdy zachowujecie się zaskakująco dziwnie. Kobieca intuicja. - odpowiedziała mu uśmiechając się do niego słodko. Zieliński jedynie rzucił dziewczynie pełne wyrzutu spojrzenie. 
-Chyba babska wścibskość. - rzucił cicho, jednak nie umknęło to dziewczynie. Postanowiła tego nie komentować. 
-Słońce nasze najjaśniejsze, o przyjaciela się martwimy. Chcemy mu pomóc, ale on nie chcę z nami rozmawiać. - mówi łagodnie Salamon, co spotyka się z delikatnym uśmiechem na twarzy Julii. 
-Ja na jego miejscu też bym wam nie otworzyła. - powiedziała, unosząc ku górze jeden z kącików ust. Cała trójka rzuciła jej pełne wyrzutu spojrzenie. -Bo niby jak miałabym to zrobić, nie będąc w pokoju? - Milik, Zieliński i Salamon zmarszczyli brwi, słysząc zadane przez dziewczynę pytanie.
 -Kapustka jest na dole z Maryśką, pomaga jej uzupełnić dokumenty a mnie przysłał po wodę do swojego pokoju. - dodała, powalając piłkarzy swoim uśmiechem. Wyciągnęła z kieszeni swetra kartę do pokoju Bartosza Kapustki i jak gdyby nigdy nic weszła do pomieszczenia, aby po chwili wrócić z butelką wody mineralnej, którą zabrała z drewnianego stolika pokoju hotelowego. Kartę schowała do kieszeni swojego swetra i po chwili zmierzała już schodami w dół. A gdy myślała, że pozbyła się męskich matek Teres, na schodach obok niej pojawili się Arek Milik, Bartosz Salamon i Piotr Zieliński. Kowalczyk jedynie przewróciła oczami. 
-Chcemy mu pomóc zapomnieć, a on nie chcę naszej pomocy. - Milik przeskoczył kilka stopni i zagrodził drogę szatynce. Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku. Uniosła oczy ku górze i głośno nabrała powietrza. 
-Dajcie mu czas. Jest wam wdzięczny, za to że jesteście, ale musicie go zrozumieć. Kochał ją. - uśmiechnęła się do Arkadiusza delikatnie, po czym lekko przejechała dłonią po jego policzku. Minęła go i zniknęła w korytarzu. 
-Ona ma rację. - odparł w pewnym momencie Salamon wpatrując się w dół schodów. Wiedział, że Julia miała rację i Kapustka potrzebował chwili spokoju i możliwości zapomnienia o dziewczynie, która go zraniła. Gdy mieli wejść z powrotem na piętro, na schodach pojawiła się Julia.
-Chodźcie chłopaki, pomożecie nam. - pokiwali jej z aprobatą głową, po czym poszli za nią przed hotel. 
     Kowalczyk z uśmiechem na twarzy podbiegła do ciemnego, terenowego auta, które pojawiło się chwilę wcześniej na hotelowym parkingu. Cieszyła się, że kolejna kobieta zasili szeregi sztabu szkoleniowego reprezentacyjnej kadry. Miała nadzieję, że znajdą ze sobą wspólny język i wraz z Marysią stworzą zgrany team. Było jej tylko szkoda tego, że Kasia zrezygnowała z pracy w kadrze. Jednak na jej miejscu sama by tak zrobiła. Kilkadziesiąt sekund później, obok niej pojawili się Arek, Bartek i Piotrek, których zawołała, gdy dowiedziała się o przyjeździe siostry kadrowego fizjoterapeuty. Drzwi samochodu otworzyły się a z miejsca kierowcy wysiadła średniego wzrostu brunetka, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Uśmiechnęła się do Kowalczyk, po czym przeniosła wzrok na trójkę piłkarzy. Milik uśmiechnął się do niej, lekko kiwając jej na powitanie głową. Salamon pomachał jej energicznie dłonią, natomiast Zieliński zajęty swoim telefonem na początku nie zwrócił na nią uwagi. Dopiero gdy Milik lekko uderzył go w ramię, ten oderwał wzrok od ekranu telefonu komórkowego i zamarł widząc kilka metrów od siebie dobrze znaną brunetkę. Przełknął głośno ślinę, co zaciekawiło stojących obok niego Salamona i Milika. Kowalczyk również zauważyła dziwne zachowanie zarówno Piotrka i Gabrysi. Miała dziwne wrażenie, że coś jest na rzeczy. 
-Przypomniało mi się coś. - bąknął Zieliński i już po chwili wbiegł do hotelu, tarasując w wejściu Fabiańskiego i Lewandowskiego. Obaj rzucili mu zdziwione spojrzenie, jednak ten nawet na nich nie spojrzał.
-Zwariował? - zapytał napastnik niemieckiego klubu. Bramkarz Swansea jedynie wzruszył ramionami.
-W tym hotelu wszyscy głupieją. - bąknął pod nosem, na co Lewandowski jedynie wzruszył ramionami. 
     
tego samego dnia wieczorem ... 

-To może zjesz chociaż kanapkę, taką malutką? - Artur Jędrzejczyk swoim zachowaniem rozśmieszył zarówno Julię jak i Gabrysię siedzącą razem z nim przy stole. Katarzyna, która przyjechała do nich w odwiedziny, nie podzielała entuzjazmu swoich koleżanek. Obrońca reprezentacji traktował ją jak małe dziecko, co w żadnym wypadku jej się nie podobało. 
-Artur, jeśli chcesz dożyć meczu w Astanie to mnie nie denerwuj. - warknęła, ciosając w niego morderczymi spojrzeniami. Kowalczyk i Spałek wymieniły się porozumiewawczymi spojrzeniami, po czym szatynka bez słowa wstała z krzesła i zniknęła za drewnianymi drzwiami prowadzącymi do kuchni. Jędrzejczyk wiedząc, że nie wygra z blondynką postanowił ostatecznie skapitulować. Odłożył kanapkę z powrotem na talerz, po czym zaczął bawić się łyżeczką znajdującą się w kubku z jego ulubioną herbatą. 
-Proszę. - lekko podskoczył na krześle gdy przed jego nosem pojawił się puchar lodów waniliowych. Odwrócił wzrok i zauważył ogniki w oczach swojej narzeczonej. Nigdy nie zrozumiem kobiet, pomyślał.
-Kocham Cię, Julka. - Woźnicka klasnęła w dłonie zupełnie tak jak dziecko, które dostało właśnie swój ukochany prezent. Jędrzejczyk jedynie pokiwał z politowaniem głową i westchnął głośno. 
-Jesteście szurnięte. - mruknął. 
-Widzieliście może Marysię? - zapytał Fabiański podchodząc do ich stolika. Wszyscy jak jeden mąż pokiwali przecząco głową. Łukasz jedynie spuścił głowę. Bał się o siostrę, miała spotkać się z nim w restauracji i od pół godziny się w niej nie pojawiła. 
-Dziwne, bo miała iść z nami na miasto za kwadrans i jeszcze nie przyszła na kolację. - powiedziała mu Julia rozglądając się po restauracji. Fabiański miał złe przeczucia. 
     W tym samym czasie Grzegorz Krychowiak i Arkadiusz Milik z uśmiechami na twarzach wracali z siłowni i mieli zamiar zjeść porządną kolację w hotelowej restauracji. Po wizycie w swoich pokojach hotelowych, odświeżeniu się i zmienieniu ubrań schodzili na parter, na którym znajdowała się restauracja hotelowa. Przechodzą obok pokoju Fabiańskiej usłyszeli niepokojące dźwięki. Wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami, po czym zapukali cicho do drzwi, gdy nie usłyszeli odpowiedzi postanowili wejść do środka. To co zobaczyli w środku nieco ich przestraszyło. Marysia siedziała na podłodze z głową schowaną w dłoniach. Obaj piłkarze słyszeli jej cichy szloch, przestraszyli się nie na żarty. Usiedli po jej obu stronach. Milik delikatnie położył na jej ramieniu swoją dłoń, natomiast Krychowiak delikatnie objął ją dodając jej tym samym otuchy. Chcieli jej pomóc, dowiedzieć się, co jest przyczyną tak złego samopoczucia ich przyjaciółki. 
-On tu był. - powiedziała cicho i drżącym głosem. Zarówno Milik jak i Krychowiak domyślili się o kim mówi blondynka. Ufała im i już jakiś czas temu opowiedziała historię swojego życia. 
-Arek powiedz Łukaszowi, że poszedłem z Marysią na spacer. - napastnik reprezentacji Polski pokiwał mu z aprobatą głową, po czym podniósł się z podłogi i zniknął z pokoju blondynki.
-Chodź, pobłąkamy się po centrum. - uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny, podniósł się z podłogi, po czym podał jej swoją dłoń, tak aby ta mogła podnieść się przy jego pomocy. Sięgnęła drżącymi dłońmi, po wełniany sweter wiszący na oparciu fotela. Krychowiak natomiast zapiął swoją szarą bluzę i gdy blondynka była już gotowa na wyjście, oboje opuścili jej pokój i po chwili również hotel. 
    Kolejne uliczki w centrum Warszawy mijali w zupełnej ciszy. Grzegorz wiedział, że musi jej pomóc. Wiedział również, że za bardzo angażuje się w jej życie. Znajdował się zawsze wtedy kiedy go potrzebowała, próbował robić wszystko aby ich przyjaźń nie zepsuła się. Traktował ją w pewnym sensie jak kogoś bliższego niż przyjaciółkę. Gdy przechodzili obok niewielkiego stoiska z kwiatami, które sprzedawała starsza pani, powiedział jej, że ją dogoni, a ona powolnym krokiem skierowała się wzdłuż głównej ulicy. Piłkarz uśmiechnął się miło do starszej pani, która już chwilę wcześniej zwróciła na nich swoją uwagę. 
-Coś podać, kochanieńki? - zapytała, gdy ten skierował swoje spojrzenie na blondynkę idącą wolnym krokiem i wpatrującą się w chodnik, po którym szła. 
-Różę, chciałbym.
-Dla tej dziewczyny, to tylko czerwona. - powiedziała, gdy wyciągnęła z wody duży, piękny kwiat czerwonej róży. Najpiękniejszy jaki tylko udało jej się znaleźć, wśród tych, które miała. 
-Dziękuje pani. - odpowiedział, odbierając kwiat róży i podając kobiecie odpowiednią sumę pieniędzy. Uśmiechnęła się do niego, zupełnie tak jak robi to jego babcia. 
-Niech pan uważa, żeby panu nie uciekła. - powiedziała po chwili, gdy Krychowiak schował swój portfel do kieszeni jasnych spodni. Tak jak ona powędrował wzrokiem za kobietą, która od kilku chwil przyglądała się uważnie blondynce. Wiedziała oczywiście, że mężczyzna stojący na przeciwko niej jest piłkarzem i znała jego historię. Sądziła, że jest jednym z porządniejszych piłkarzy i życzyła mu jak najlepiej. 
-Co ma pani na myśli? - zapytał obracając w dłoni zieloną łodygę kwiatu. Kwiaciarka spojrzała na niego uroczym wzrokiem. 
-Niech mi pan uwierzy, znam się na ludziach. Tylko dzięki niej będzie pan szczęśliwy. - odpowiedziała, po czym bez słowa schowała się w swojej malutkiej budce, w której zawsze chowała się przed zimnym wiatrem. Jej słowa odbiły się głośnym echem w jego głowie. Dała mu tym samym bardzo do myślenia. Przeczesał włosy, po czym trzymając kwiat za plecami skierował się w kierunku blondynki przyglądającej się grupce przyjaciół siedzących na murku przed Pałacem Kultury i Nauki. Zazdrościła dziewczynom tego, że miały kogoś kto je przytula i całuje i szepcze miłe słówka do ucha. Grzegorz stanął obok niej wbijając wzrok w miejsce, w którym stacjonował jej. Uśmiechnął się pod nosem. Wyciągnął rękę i już po chwili blondynka ze zmarszczonymi brwiami przyglądała się kwiatowi czerwonej róży, trzymanym przez piłkarza. Zdziwiła się. Odwróciła wzrok, patrząc na piłkarza pytającym spojrzeniem. Ten jedynie uśmiechnął się do niej delikatnie, wręczając jej kwiat. 
-Z jakiej to okazji? - zapytała zdziwiona jego gestem, który nie ukrywając bardzo jej się spodobał. Nie pamiętała już kiedy dostała tak piękny okaz, jej ulubionego rodzaju kwiatu. 
-Bo zasługujesz na kogoś lepszego niż Simon. - szepnął, muskając swoimi ustami jej policzek. Na moment przymknęła powieki. Nie spodziewała się takich słów po Krychowiaku. 



♦♦♦

Znalezione obrazy dla zapytania grzegorz krychowiak wojciech szczęsny gif


Witajcie serdecznie.
Melduję się z rozdziałem numer dwadzieścia. Nie wiem sama co o nim napisać, więc może nie będę pisać nic? 
Ocenę w zupełności pozostawię wam. 
Z góry przepraszam was za wszelkie błędy, miałam urwanie głowy i nie byłam w stanie wszystkiego wyłapać. Mam jednak nadzieję, że mi to wybaczycie.
Numer dwadzieścia jeden, w czwartek (03.11).
Pozdrawiam kochane gorąco.
Dziękuję również za wszystkie komentarze jakie zostawiłyście pod poprzednimi rozdziałami.

Buziaczki ;)

czwartek, 20 października 2016

Rozdział XIX - 'Zdecydowanie wolę obecną opcję.'

18 komentarzy:
Rozdział dziewiętnasty ~ Problem Kapustki, siostra Spałka, kłótnia i rozmowa na murku.



Miesiąc później ...

Warszawa, Polska 
28.08.2016 r.


      -Arczi! - Arkadiusz Milik z głośnym hukiem, zaliczył spotkanie pierwszego stopnia z podłogą w swoim pokoju hotelowym. Przez dłuższą chwilę próbował dojść, czy wszystkie części jego ciała są na swoim miejscu i czy aby na pewno nie śni. Rozmasowując tył głowy, podniósł się do pozycji siedzącej lustrując cały pokój. Napotkał na dwie postaci stojące nieopodal jego łóżka. Bartosza Salamona i Piotra Zielińskiego, nieco poddenerwowanych. 
-Mamy problem. - powiedział Zieliński tupiąc nerwowo prawą nogą. Milik omiótł go wzrokiem i kolejny raz przetarł ręką bolący tył głowy.
-Zgubiłeś mózg? Sorry nie pomogę, nie jestem negocjatorem i nie będę go błagał aby wrócił. - Salamon mimo poważnej dotąd miny, parsknął śmiechem komentując słowa wypowiedziane przez napastnika reprezentacji. Spuścił wzrok gdy poczuł na sobie mroczne spojrzenie Zielińskiego. 
-Jesteś bardzo zabawny. - rzucił z sarkazmem, ciosając w niego groźnymi ognikami, które pojawiły się w jego oczach. Milik jedynie przewrócił oczami, jednocześnie podnosząc się z podłogi. Czasami miał wrażenie, że Piotrek nie jest mężczyzną, tylko przewrażliwioną kobietą. Jednak znając temperament Zielińskiego, nigdy nie odważył się mu o tym powiedzieć. Wolał być żywym i nieszczerym Milikiem, niż szczerym i martwym Milikiem. -Mamy problem z Kapustką. - dodał po chwili milczenia. Arek sięgnął na drewniany wieszak po swoją reprezentacyjną bluzę z kapturem. Zarzucił ją na ramiona i stanął obok dwójki kolegów z kadry. 
-Jaki problem? - zapytał poprawiając włosy. Zieliński rzucił mu pełne pogardy spojrzenie, którego Milik w żaden sposób nie skomentował. Wolał się bez powodu nie narażać. 
-Gdybym wiedział jakie, to bym Cię patafianie nie fatygował, nie? - Piotr wyglądał na bardzo złego, komentarzami swojego kolegi z kadry narodowej i włoskiego klubu. Miał dość drwienia z niego. Chciał zrobić dobry uczynek, a wyszło jak zwykle. 
-Dobra chłopaki, spokojnie. - Salamon widząc wzroki obu chłopaków, postanowił wkroczyć do akcji. Gdyby rzucili się sobie do gardeł, on zostałby obarczony odpowiedzialnością. Był z nimi i powinien zareagować i tak zrobił. -Musimy z nim porozmawiać może nam coś powie. - dodał po chwili. Obaj piłkarze pokiwali z aprobatą głową. Zgadzali się z blondynem w stu procentach. 
     Opuścili więc pokój Milika i skierowali się do drzwi, prowadzących do pokoju Kapustki. Cała trójka stanęła przy nich zastanawiając się co powiedzieć, gdyby im otworzył. Mieli nadzieję, że nic złego się nie stało i jego matka po prostu przesadza. Zieliński zapukał delikatnie w drewniane drzwi, odpowiedziała mu głucha cisza. Salamon poszedł w ślady kolegi, jednak również, bez większego sukcesu. Dopiero gdy Arek zapukał w drewniane drzwi, zamek w drzwiach puścił a w szparze drzwi pojawiła się głowa Kapustki. 
-Co chcecie? - zapytał pociągając nosem. Nie chciał rozmawiać z nikim i miał nadzieję, że nie będzie musiał tego robić. Niestety jego przyjaciele, chodzili za nim jak cień a on nie miał ochoty z nimi porozmawiać. 
-Pogadać. - rzucił Zieliński, co spotkało się z jednoznacznym spojrzeniem Arka Milika. 
-Nie mam ochoty. - odpowiedział Kapustka, zamykając z powrotem drzwi, niestety nie udało mu się, ponieważ Salamon wetknął w szparę swoją nogę, uniemożliwiając mu zamknięcie drewnianych, hotelowych drzwi. 
-Nie spławisz nas tak łatwo, Kapi. - powiedział patrząc na niego nieco z góry. Był wyższy i miał takową możliwość. Jego imiennik westchnął, po czym postanowił wpuścić ich do środka. Miał jednak nadzieję, że dadzą mu spokój gdy wymyśli jakiś powód swojego złego samopoczucia. Z drugiej strony, doszedł do wniosku, że za pewne jego matka była powodem takowego stanu rzeczy. Zawsze tak robiła i tym razem zrobiła to ponownie.
-Powiesz nam co Cię trapi, czy zamierzasz tak milczeć do końca zgrupowania? - zapytał Zieliński stając przed nim. Kapustka jedynie wywrócił oczami. Nie lubił gdy ktoś się nad nim litował, albo próbował mu pomóc, wtedy, kiedy on sobie tego nie życzył. Niestety z jego zdaniem nikt się nie liczył i chyba do tego przywykł. 
-Mam swoje problemy. - bąknął, co spotkało się z niezbyt ciekawymi spojrzeniami pozostałej trójki piłkarzy. Nie chciał aby cała kadra wiedziała o powodach takiego stanu jego psychiki. Nie lubił tego i mówił o tym otwarcie. Wolał sam rozwiązać swoje problemy i pomału podnieść się po życiowej porażce. Niestety widząc ich miny wiedział, że nie będzie to zbyt łatwą czynnością. 
-Chcemy Ci pomóc i nie wyjdziemy dopóki nam nie powiesz. - stanowczy głos Milika, dał mu do zrozumienia, że jest na przegranej pozycji. I choć nie chciał musiał otworzyć się przed przyjaciółmi.
-Aśka mnie rzuciła. - zamurowało ich. Każdego z osobna i wszystkich razem. Nigdy nie pomyśleli by, że dziewczyna tak bardzo zakochana w Bartku, może tak po prostu wszystko zniszczyć. Było im go żal, bo wiedzieli ile dziewczyna dla niego znaczyła. Milik wiedział w jakim stanie był Kapustka, sam miał podobnie. Wtedy to Bartek robił wszystko aby mu pomóc, więc teraz tą samą czynność zamierzał zrobić on. Musiał mu pomóc zapomnieć o tym, co było. 
-Zobaczysz jakoś to będzie. - Salamon poklepał swojego imiennika po ramieniu, po czym uśmiechnął się do niego delikatnie. 
-Obyś miał rację. - szepnął Kapustka przecierając twarz dłonią. 



w tym samym czasie ...

Nowy Targ, Polska

-Idź grzmotnąć się w ten swój pusty łeb, tylko tak porządnie! - czarnowłosa dziewczyna rzuciła w siedzącego na sofie bruneta poduszką, którą złapała w przypływie złości. Mężczyzna złapał ją w ostatnim momencie, ciesząc się z tego, że poprzez pracę w kadrze mógł popracować nad swoją kondycją i refleksem. Mają bardzo nerwową siostrę musiał nauczyć się panować nad swoimi emocjami. On i jego rodzice zawsze musieli umieć sobie z nią radzić a było to nie lada wyczynem. 
-Skończyłaś? - zapytał, gdy dziewczyna choć na chwilę zamilkła. Niestety już po chwili jej zły nastrój powrócił, co dało się wyczuć od razu. 
-Nie! - krzyknęła, tupiąc nogą jak mała dziewczynka. 
-Skończyła. - z uśmiechem na twarzy w salonie domu stanęła ich matka, wycierająca mokre włosy. Dyżur w klinice zaczynała po południu, więc postanowiła się przed nim wykąpać. Jednak hałasy dochodzę z dołu nie dały kobiecie się zrelaksować. 
-Dlaczego się wtrącasz? - zapytała jej córka, co kobieta skomentowała szerokim uśmiechem w kierunku swojej jedynej córki. 
-Bo mam taki kaprys córciu. Poza tym Bartek, tak ładnie Cię prosi. - dziewczyna jedynie przewróciła oczami. Dobrze wiedziała, że gdy jej mama wchodzi do akcji, ona jest na straconej pozycji. Będzie musiała pójść na ugodę i zrobić to o co poprosił ją jej starszy brat. Owszem Gabriela chciała nawet przyjąć tę propozycję, jednak nie uśmiechało jej się jakoś pracować w kadrze pełnej idiotów z przerośniętym ego. Co prawda pieniądze o wiele lepsze niż w szpitalu, ale jednak znajdowała wiele 'ale' tej decyzji. 
-Dobrze ale nie mam zamiaru słodzić tym popaprańcom. - warknęła, po czym zniknęła na schodach. Bartłomiej Spałek odetchnął głęboko. Jego siostra była twardą sztuką i bardzo twardym orzechem do zgryzienia. Powoli zaczynał żałować swojej decyzji, ale cóż, miał ją namówić i znaleźć pomoc do kadry, która zaczęła stawiać na kobiety. I to chyba najbardziej wszystkim dawało do myślenia. 

kilka godzin później ...
Warszawa, Polska

 -Czemu ty nic nie jesz? - dłubanie widelcem w talerzu przez Grzegorza Krychowiaka przerwał swoim pytaniem Wojciech Szczęsny. Piłkarz francuskiego klubu jedynie rzucił mu przelotne spojrzenie i kolejny raz wbił swój wzrok w talerz ryżu z dziwnym, jego zdaniem, sosem. Nie zwrócił uwagi na wymieniane przez jego przyjaciół spojrzenia. Nie zwrócił uwagi na ruchy ich warg. Nie zwrócił uwagi zupełnie na nic. 
-Co mu jest? - zapytał cicho Linetty. Szczęsny jedynie wzruszył ramionami i postanowił już więcej nie pytać. Doszedł do wniosku, że nie będzie próbował pomóc osobie, która tej pomocy nie potrzebuje. Miał dziwne wrażenie, że od pewnego czasu nie ma przyjaciela. I to go bolało najbardziej. 
    Gdy tak Szczęsny dumał nad istotą jego przyjaźni z Krychowiakiem, drzwi restauracji otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia weszła Anna Fabiańska, żona Łukasza, morderczym wzrokiem omiatająca całe pomieszczenie. Przykuła swoim zachowaniem wszystkich zgromadzonych w restauracji, nawet dotąd zapatrzonego w swój talerz Krychowiaka. Odnalazła wzrokiem swojego męża, który wraz z Piszczkiem i Błaszczykowskim głośno się z czegoś śmiał. Zdziwił się gdy na jednym z dwóch wolnych krzeseł usiadła jego żona, której w tym hotelu nie było. Wbił w nią pytające spojrzenie, co kobieta skomentowała jedynie teatralnym przewróceniem oczami. Wiedziała, że faceci mają wiele problemów z myśleniem na poziomie, ale jej mąż i jego przyjaciele w pewnych momentach przechodzili samych siebie. Westchnęła jedynie, co spotkało się z uśmiechem na twarzy Piszczka, który sięgnął po jedną z ostatnich kanapek na dużym, białym talerzu.
-Chcesz? - zapytał, wyciągając w jej kierunku estetyczną kanapkę, przygotowaną przez Tomasza Leśniaka. Ania rzuciła mu pełne mordu spojrzenie, co ten skomentował jedynie szerszym uśmiechem na swojej twarzy. 
-Weź tą kanapkę sprzed mojego nosa, bo inaczej ta kanapka znajdzie się na tej twojej gębie! - warknęła, co spotkało się ze zdziwioną miną przyjaciółki swojej żony. Spuścił wzrok, odchrząknął i wziął kęs zdrowej kanapki. Zawsze Fabiańska zachowywała się w stosunku do niego wręcz podle. Przywykł, ale sądził, że w końcu przestanie wyładowywać na nim frustracje związane z nastoletnimi latami. 
-Dobra przestańcie. - Fabiański delikatnie objął dłoń żony, uśmiechając się do niej również bardzo delikatnie. Wiedział, że ona i Piszczek mają kilka przeszłych, nie do końca rozwiązanych spraw, jednak miał nadzieję, że w końcu przestaną skakać sobie do gardeł. -Co się stało? - zapytał, uważnie obserwując swoją żonę. 
-Ten skretyniały żigolak wrócił. - oznajmiła swojemu mężowi, który słysząc jej słowa znieruchomiał. Spodziewał się wszystkiego, jednak nie tego co od niej usłyszał. Miał nadzieję, że włoski siatkarz nie będzie nachodził jego siostry, po tym jak długo z nim rozmawiał. Nie lubił go i nie miał zamiaru zmieniać o nim swojego zdania. 
-Skąd wiesz? - zapytał. 
-Jesteś idiotą, tak jak Piszczek. - odpowiedziała. Piłkarz Borussi zaczął nerwowo nabierać i wypuszczać powietrza. Miał dość ciągłych docinek Grygierówny. Nie po to kiedyś spędzili wspólnie piękne chwile, żeby teraz, na każdym kroku wyzywała go od najgorszych. Miał dość i postanowił się jej przeciwstawić. 
-Kobieto, zejdź ze mnie w końcu! - wrzasnął, podnosząc się z krzesła z prędkością światła. Dotąd rozmawiający między sobą piłkarze i sztab szkoleniowy, teraz uważnie przysługiwał się kłótni między Piszczkiem a żoną Fabiańskiego. Nikt poza czwórką piłkarzy i ich połówkami nie wiedział o tym co się kiedyś działo, więc każdy z piłkarzy wiedział, że mógłby to być dla nich lekki szok. 
-Przecież ja nawet nic nie powiedziałam. - odpowiedziała mu uśmiechając się do niego lekko. Usiadła wygodniej na krześle czym jedynie rozzłościła piłkarza. 
-Masz do mnie o wszystko pretensję, czepiasz się, na każdym kroku. Nie jestem Twoim mężem, a czasami mam wrażenie, że nie będąc nim cierpię jeszcze bardziej niż Fabio. I to za co? Za to, że oboje postanowiliśmy wiele lat temu, że nasz związek nie ma sensu. To była nasza wspólna decyzja, nie pamiętasz? A w takich momentach jak ten, czuję się tak, jakbym to ja Cię zostawił, a tak nie było. To boli Anka, to tak bardzo boli. - wypowiadając ostatnie słowa, nieco uspokoił swój ton głosu. Wzburzony jednak pchnął krzesło z wielką siłą, ono upadło na podłogę z głośnym hukiem. Wyszedł z restauracji, trzaskając za sobą drzwiami. Żona Fabiańskiego jedynie przetarła dłonią twarz. Nie chciała aby Piszczek tak to zrozumiał. Nie miała mu za złe, bo wiedziała, że ich związek nie miał przyszłości. Byli młodzi i zauroczeni sobą, a gdy trzeba było zaplanować przyszłość okazało się, że on nie jest w stanie zaakceptować jej decyzji a ona tych podjętych przez niego. Chciał dzieci, ona chciała się rozwijać. Chciała mieć dom w górach, on chciał mieszkać w dużym mieście. I choć wspólnie spędzili wiele pięknych chwil, podjęli decyzję o rozstaniu. A jak się później okazało, on trafił na jej przyjaciółkę, ona na jego przyjaciela i co ciekawe to właśnie Piszczek pchnął ich w swoje ramiona. Za to była mu wdzięczna i tego nigdy mu nie zapomni. Sprawił, że poczuła się szczęśliwa. To jemu zawdzięczała prawdziwe uczucie jakim żywiła Fabiańskiego. Jej mąż spojrzał na nią wzrokiem z odrobiną wyrzutu. Lubił Piszczka, a wręcz traktował jak brata i bolało go to, że na każdym kroku sobie dogryzali. Chciał aby żyli w zgodzie, tak jak on i Ewa. Niestety w ich przypadku nie było to zbyt łatwe. 
-Pójdę do niego. - powiedział podnosząc się z krzesła, po czym już po chwili zniknął za drzwiami hotelowej restauracji. Ania pociągnęła nosem, a po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Po chwili obok niej pojawił się Kuba, uśmiechnął się delikatnie i objął ją ramieniem. 
-Ja go na prawdę lubię i jest, zawsze będzie dla mnie ważny, ale jest mi trudno, Kuba. Tak bardzo trudno. - szepnęła, wtulając się w przyjaciela swojego męża. 
      Szczęsny rzucił swoim kolegom zdziwione i pytające spojrzenie. Wszyscy byli zszokowani wypowiedzą Piszczka, czego żaden z nich nie ukrywał. Byli w kadrze długo, znali ich również długo, ale nikt nie pomyślałby, że Piszczek w przeszłości był związany z żoną Fabiańskiego. Wydało im się to trochę dziwne, ale doszli do wniosku, że Ania i Łukasz byliby również świetną parą, jednak chyba zostaliby przy obecnym połączeniu.
-Rozumiecie coś z tego? - zapytał w pewnym momencie Teodorczyk. 
-Nie wtrącaj się w sprawy, które Ciebie nie tyczą. - powiedział mu Jędrzejczyk nieco zły pytaniem jakie zadał im napastnik. Wiedział o historii ich związków i cieszył się, że żadna z nich nie jest zazdrosna o tę drugą. Nie raz śmiał się z tej sytuacji, jednak doszedł do wniosku, że nie będzie tego komentował. To było ich życie, a on im jedynie kibicował. Znał Teodorczyka i wiedział, że ten przyjaźni się z Borucem, mającym nieźle na pieńku z całą czwórką. Więc chciał zrobić wszystko aby zamknąć usta Teodorczykowi, tak aby Boruc nie miał możliwości zniszczenia reputacji Piszczkowi, Fabiańskiemu, Błaszczykowskiemu i Lewandowskiemu. 
-A Ciebie tyczą? - zapytał stojący za nim bramkarz. Artur zamknął na chwilę oczy i wziął głęboki oddech. Nigdy nie lubił swojego imiennika i chyba nie był jedynym. 
-No Ciebie nie tyczą na pewno. - odpowiedział odwracając głowę w kierunku goalkeeper'a. Boruc zaśmiał się szczerze, ukradkiem przyglądając się Błaszczykowskiemu i Grygier, którzy w tamtym momencie zwrócili uwagę na ich rozmowę. 
-A co boisz się, że zniszczę tą piękną przyjaźń? - zapytał z uśmiechem na twarzy. Jędrzejczyk zmarszczył brwi. Wiedział, że Boruc wiele razy próbował dobrać się do jego przyszłej żony, i wiedział również, że to z nim zdradziła go była żona. Jednak mimo wszystko postanowił tego po sobie nie pokazywać. 
-Ja? Oczywiście, że nie nikt nie uwierzy takiej gnidzie jak ty. 
-Słucham? - zapytał zdziwiony bramkarz.
-Dobrze wiem, że to ty przespałeś się z Agnieszką i nagadałeś jej o mnie i o pięknym życiu z Tobą. Ale nie mam Ci za złe, dobrze wiem jaka była. Szkoda mi Twojej żony, która ślepo w Ciebie wierzy i broni Cię, za każdym razem. Jednak tego, że dobierałeś się do Kaśki nigdy Ci nie daruje. Jesteś gnidą Boruc. Julkę też chciałeś przelecieć? A Maryśka już Ci uległa, czy jeszcze nie? - chwycił Boruca za poły reprezentacyjnej bluzy, odepchnął go, a ten upadł na posadzkę restauracyjnej sali. Gdy Jędrzejczyk chciał uderzyć bramkarza, ktoś chwycił jego dłoń uniemożliwiając mu to. Uniósł wzrok i dostrzegł Krychowiaka i Milika stojących obok niego. Obaj pokiwali przecząco głową. Nie chcieli aby ich przyjaciel miał problemy w kadrze. Był zbyt ważnym ogniwem tej reprezentacji, aby z niej wylecieć. 
-Nie warto. - odparł Grzesiek. Arek jedynie pokiwał delikatnie głową, potwierdzając słowa swojego przedmówcy. Jędrzejczyk ochłonął, rzucając Borucowi pełne pogardy spojrzenie i wyszedł z restauracji. 
-Co za wariat. - bąknął bramkarz podnosząc się z podłogi. Jednak widząc mroczne spojrzenia swoich kolegów z kadry doszedł do wniosku, że nic tu po nim. 
-Jeszcze mnie popamiętają. - szepnął sam do siebie, zaciskając pięści. 


kilka minut później, przed hotelem...

    Łukasz Piszczek usiadł na betonowym murku, zamykając oczy i poddając się jasnym promieniom słońca. Kochał Ewę najmocniej na świecie, kochał swoje córeczki, ale część jego serca nadal należała do żony Fabiańskiego. Miał nadzieję, że jego imiennik zrozumie, że trzech lat związku nie jest tak łatwo zapomnieć. Wiele razem przebyli i najbardziej bolało go to, że Grygier traktuje go jak chłopca do bicia, albo traktuje jak powietrze. Wierzył, że kiedyś ich stosunki się poprawią. Był wdzięczny dodatkowo Fabiańskiemu za to, że jest dla niego jak najlepszy brat. 
-Nie przejmuj się nią. - usłyszał i został wyrwany tym samym ze swoistego zamyślenia. Przeniósł wzrok w miejsce, z którego usłyszał znajomy głos. Fabiański uśmiechnął się delikatnie i usiadł obok swojego imiennika. 
-A ty Ewą się nie przejmujesz? - zapytał, z czystej ciekawości. Jego żona i Fabiański mieli dobre kontakty, prawie wcale sobie nie dogryzali, dogadywali się. A on nigdy nie był zazdrosny. Wiedział, że żadne z nich nie miało do siebie żadnych pretensji o rozstanie, choć żadne nigdy nie powiedziało dlaczego się rozstali. Ewę znał jeszcze w liceum, a Łukasza spotkał na studniówce. A gdy trafili do kadry to okazało się, że rozstał się z nią dokładnie rok po zakończeniu jej liceum. On i Ania rozstali się kilka miesięcy później. Wydawało mu się, że w dobrych stosunkach. Czyżby aż tak się pomylił?
-Nie powiem, że gdy dostałem zaproszenie na wasz ślub czułem się dość dziwnie. Może trochę byłem zazdrosny, w końcu mogę powiedzieć, że spędziłem z nią piękne chwile, choć byliśmy młodzi i głupi. Ale doszedłem do wniosku, że czasu się nie cofnie, a ja swoją szansę straciłem. A gdy poznałeś mnie z Anką, to tak jakby Amor na nowo trafił mnie strzałą. Kocham ją i to się liczy, a Ewa zawsze będzie dla mnie ważna i tego nikt nie zmieni. - obaj się zaśmiali, gdy Fabiański zakończył swój wywód. -A Anką się nie przejmuj, traktuje Maryśkę jak swoją córkę i zbyt emocjonalnie przeżywa życie za nią. Ja wiem, że te nasze uczucia do naszych żon są dość dziwne i ktoś pomyśli, że jesteśmy dziwakami, ale co poradzić, że los nas zadrwił. - bramkarz wybuchł śmiechem a obrońca poszedł w jego ślady. 
-Jesteśmy szurnięci. - skwitował Piszczek. -Ty byłeś z Ewą, a ja zostałem jej mężem. Ja byłem z Anką, a teraz jest panią Fabiańską. Ironia losu, nie sądzisz? - zapytał z uśmiechem na twarzy. Fabiański jedynie pokiwał mu z aprobatą głową. -Zawsze mogło być gorzej. - dodał, czym zaciekawił przyjaciela. 
-To znaczy? - zapytał, uważnie go obserwując.
-Mogliśmy zostać gejami. - zaśmiał się, co Fabiański skomentował jedynie uderzeniem się dłonią w czoło. Czasami miał dość jego głupich porównań. 
-Zdecydowanie wolę obecną opcję. - obaj wybuchnęli głośnym śmiechem. 

♦♦♦

Znalezione obrazy dla zapytania łukasz fabiański łukasz piszczek

Powiem wam szczerze, że nie wiem jakim cudem powstał ten rozdział. Nie wiem dlaczego, wplotłam takie a nie inne wątki. Mam jednak nadzieję, że mnie za to nie zabijecie.
Dwudziestka w następny czwartek (27.10). Jeśli chodzi o drugiego bloga, opowiadanie o Piszczku, zaszły małe zmiany w obsadzie i nieco w fabule. Wszystkich, którzy czytali, czytają bądź jeszcze nie przeczytali prologu serdecznie zapraszam, na nieco zmodyfikowany i zapraszam do zakładki 'bohaterów', również zmodyfikowanej. Dziś pojawi się tam pierwszy rozdział. http://nowy--ty-nowa--ja.blogspot.com

Życzę wam kochane miłego dnia.
Pozdrawiam.
Evie.

Ps. Za wszelkie błędy przepraszam.




czwartek, 13 października 2016

Rozdział XVIII - 'Mam obawy, że jej to już niedługo nawet psychiatra nie będzie w stanie pomóc.'

13 komentarzy:
Rozdział osiemnasty ~ Tajemniczy nieznajomy z internetu, kobieca przyjaźń, wyznania i przyszła synowa.


23 lipiec 2016 r.

Częstochowa, Polska

        Szatynka ubrana w ciemne spodnie jeansowe, biały podkoszulek i kremową marynarkę przechadzała się częstochowskim parkiem. Ciemne okulary przeciwsłoneczne pomagały jej uniknąć natarczywych i drażniących oczy promieni słońca. Spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu, sprawdzając godzinę. Westchnęła dochodząc do wniosku, że czas już minął a chłopaka poznanego w internecie nie było. Po nieudanym związku z Mario Götze próbowała znaleźć kogoś, kto mógłby ją wysłuchać, doradzić, pomóc pozbierać się po miłosnej katastrofie. Owszem miała Julkę, bez której pewnie już dawno wpadłaby w depresję. Miała swojego kuzyna Łukasza, który robił dla niej bardzo wiele, ale ona potrzebowała kogoś kto bezinteresownie pozwoli jej otworzyć swój umysł i serce. I właśnie w tajemniczym chłopaku, poznanym na czacie internetowym znalazła prawdziwego przyjaciela. Odwróciła się słysząc głośne chrząknięcie i po prostu osłupiała. Tuż przed jej nosem stał Mariusz Stępiński ubrany w ciemne spodnie, kraciastą koszulę i ciemną marynarkę z pojedynczym kwiatem herbacianej róży w dłoni. On również nie mógł uwierzyć w to co widzi. Nie sądził, że dziewczyną poznaną w internecie okaże się być kuzynka Piszczka. Kolejny raz odchrząknął jednak tym razem nieco ciszej i mniej pewnie. Zastanawiał się, czy dobrze zrobił przychodząc na to spotkanie. Gdyby wiedział kim jest dziewczyna, na pewno by się tutaj nie pojawił. Ich znajomość nie zaczęła się tak, jakby tego chciał. Chociaż z drugiej strony mogli zacząć wszystko od nowa, od początku z czystą kartą. Delikatny uśmiech na twarzy dziewczyny, jedynie dodał mu pewności siebie. Podał jej kwiat i uśmiechnął się do niej promiennie. 
      Kilka razy był w Częstochowie, jednak od strony, którą pokazała mu Anna nie znał tej miejscowości. Zobaczył chyba, każde miejsce, które jest warte uwagi turysty. Choć nie urodziła się w Częstochowie, znała ją od podszewki spełniając w niej większość swojego życia. Od wielu lat mogła liczyć jedynie na swoją babcię, która wspierała ją w jej życiowych wyborach. Gdyby nie ona i Łukasz, Anna już dawno zatraciłaby swoje marzenia. Gdy stanęli przed furtką prowadzącą na posesję jej babci, uświadomili sobie, że czas spędzony w swoim towarzystwie minął im zdecydowanie zbyt szybko. 
-Nie zapomnij o mnie w Monachium. - szatynka zaśmiała się słysząc słowa Mariusza. Odetchnęła z ulgą dowiadując się, że Götze odszedł z monachijskiego klubu. Została wiedząc, że będzie od niego wolna. 
-Nie mam zamiaru tego zrobić. - nie spuszczała z niego swojego wzroku. Zaskoczył ją pozytywnie a ona czuła się głupio oceniając go z góry, na tych pamiętnych urodzinach kuzyna. Miała nadzieję, że udało jej się, choć w pewnym stopniu zatrzeć złe wrażenie. Mariusz natomiast cały czas, z uśmiechem na twarzy, przyglądał się swojej towarzyszce. Nie mógł pojąć, dlaczego Mario Götze ją zdradził. Jego zdaniem była wręcz idealna. Piękna, sympatyczna, z charakterkiem, nieco bardziej nerwowa niż Julia. Gdyby on miał to szczęście co Niemiec, robiłby wszystko aby jej nie stracić. 
-Jedź ostrożnie. - powąchała kolejny raz piękny kwiat róży, po czym wspięła się na palce i cmoknęła Stępińskiego w policzek. -Do zobaczenia. - dodała znikając w zielonej altance. Mariusz wziął głęboki oddech, uśmiechnął się pod nosem wkładając dłonie do kieszeni swoich spodni. Postał tak jeszcze chwilę, po czym odszedł w kierunku swojego samochodu zaparkowanego na jednym z częstochowskich parkingów. Nie wiedział, że z okna na piętrze dwie przyjaciółki z uśmiechami na twarzach odprowadzały go wzrokiem.
    Julia rzuciła Annie pełne żalu spojrzenie, gdy wyjrzała przez okno z jej pokoju. Ania stojąca obok niej jedynie wzruszyła ramionami. Wiedziała, że będzie się musiała tłumaczyć, ale sama takim obrotem spraw była zaskoczona. Nigdy nie przypuszczałaby, że tajemniczym facetem poznanym w internecie będzie właśnie Stępiński. Gdy piłkarz zniknął z oczu obu dziewczynom, Ania odeszła od parapetu mając w zamiarach wzięcie ciepłego prysznica.
-Zołza. - Kowalczyk rzuciła jej spojrzenie mówiące jasno, że ma wielki żal do swojej przyjaciółki. 
-Że niby ja? - spytała zdziwiona komentarzem swojej najlepszej przyjaciółki. Julia pokiwała jej z aprobatą głową i wbiła wymownie spojrzenie w kwiat róży znajdujący się w długim wazonie, stojącym na okrągłym, drewnianym stoliku. 
-Nie, ja. - rzuciła z sarkazmem. -Umawiasz się z Mańkiem i nic mi o tym nie mówisz. - Ziółko jedynie przewróciła oczami. Choć ich przyjaźń miewała różne fazy, najważniejszym dla obu studentek najważniejsze było to, że mogły na siebie liczyć. Poza tym nic się nie liczyło. A dodatkowe atrakcje były w ich przypadku bardzo mile widziane. 
-Tłumaczę Ci moja kochana kretynko, że nie wiedziałam kim jest. - odpowiedziała, rzucając na jedno z dwóch pojedynczych łóżek stojących w dużym, bardzo kobieco urządzonym pokoju. Kowalczyk parsknęła śmiechem, rzucając w przyjaciółkę jedną z poduszek ułożonych na sofie stojącej pod oknem. Ziółko jedynie popukała się w czoło i zaśmiała pod nosem. 
-A co tam u naszych balowiczów? - zapytała przypominając sobie o ślubie w Sevilli, na który wybrali się Grzesiek z towarzyszącą mu Marysią. 
-Właśnie! - Kowalczyk krzyknęła zeskakując z parapetu i rzucając się na jedno z łóżek, na którym stała jej torba, w której swobodnie leżał jej telefon. Anka jedynie westchnęła, nad głupotą swojej przyjaciółki, przecierając czoło i kręcąc nerwowo głową. 
-Zwariowała bez spędzania czasu z Arkiem. - szepnęła cicho, jednak do uszu Julii, owe stwierdzenie dotarło. Nie dała jednak tego po sobie poznać. 
-Mam. - powiedziała sama do siebie, uśmiechając się pod nosem. Podeszła do Anny, przytykając jej przed nos swojego smartphone'a, na którego wyświetlaczu znajdowało się zdjęcie Marysi i Grzesia wraz ze znajomymi piłkarza z hiszpańskiego klubu. 
-Ładnie razem wyglądają. - Ziółko rozmarzyła się, kładąc na swoich kolanach ciemną poduszkę. 
-No. - Kowalczyk pokiwała głową wpatrując się w zdjęcie, które przysłała jej Marysia Fabiańska. 


Sevilla, Hiszpania

-Wiedziałam, że to się właśnie tak skończy. - Jessica Melena opadała na drewniane krzesło, okryte białym materiałem, przy stole w sali weselnej. Westchnęła patrząc jak jej mąż wraz ze swoimi przyjaciółmi doprowadza się do makabrycznego stanu. Siedząca obok niej partnerka Vitolo jedynie zaśmiała się pod nosem. Nie miała do swojego partnera, żadnego żalu, bo wiedziała, że potrzebuje takiej odskoczni. Fabiańska przyglądała się kobietą z uznaniem i lekką zazdrością. Były bardzo sympatycznymi kobietami, nie widzącymi świata poza swoimi partnerami. 
-Odwiozę was. Ciro już wystarczy na dzisiaj.  - żadna z kobiet nie spostrzegła, gdy obok stolika pojawił się Krychowiak. Posłał kobietom delikatny uśmiech, zwracając się do złej Jessici. Kobieta uśmiechnęła się do niego delikatnie, dziękując tym samym za jego propozycję. -Marysia jedziesz z nami, czy mam po Ciebie wrócić? - zwrócił się do blondynki, która jedynie pokiwała mu z aprobatą głową, podnosząc się z krzesła. Pożegnała się z siedzącymi przy stole gośćmi weselnymi. Po czym wraz z Grzegorzem, Ciro i Jessicą skierowali się do wyjścia i na parking przed salą, gdzie znajdował się samochód byłego piłkarza Sevilli.
-Grześ a ty i Mary to coś ten tego, no? - Krychowiak zrobił wielkie oczy słysząc pytanie swojego przyjaciela. Odetchnął głęboko oglądając się za siebie i dostrzegając, że blondynka wraz z żoną Ciro szła kawałek od niego. 
-Wsiadaj do samochodu i nie gadaj. Za dużo się dziś napiłeś. - Krychowiak otworzył przednie drzwi samochodu, pomagając przyjacielowi wsiąść do niego. Chwilę po tym jak zamknął drzwi swojego auta, obok niego pojawiły się Jessica i Marysia bardzo zafascynowane konwersacją jaką prowadziły. Obie uśmiechnęły się do niego i zajęły tylne miejsca. 
    Po odwiezieniu Jessici i Ciro do ich domu pod Sevillą, Grzegorz i Marysia udali się do mieszkania Krychowiaka, które mieściło się w centrum miasta. Gdy znaleźli się w mieszkaniu, pożyczyli sobie 'dobrej nocy' i każde udało się do swojego pokoju. Krychowiak pozbył się swojego garnitury przesiąkniętego dymem tytoniowym i zapachem alkoholu. Lubił takie imprezy, z pewnymi wyjątkami. Zaśmiał się przypominając sobie sytuacje z początku przyjęcia. Zawsze sądził, że kłótnie między jego kolegami a ich partnerkami. Darmowe komedie, które lubił. Zarzucił na ramiona jasny podkoszulek i ciemne szorty, po czym położył się na łóżku. Podniósł się z niego po chwili, z zamiarem zrobienia sobie gorącej herbaty. Schodząc po drewnianych schodach, zauważył delikatne światło wydobywające się z małej kuchni. Cicho zrobił kilka kolejnych kroków stając w progu pomieszczenia. Oparł się o framugę drzwi i uważnie przyglądał się blondynce stojącej do niego tyłem. Ubrana była w koszulkę swojego brata, która gdy sięgała do szafki po porcelanowy kubek, podwijała się tak, że jego oczom ukazywały się piękne nogi blondynki. Uśmiechnął się pod nosem. Zawsze uważał, że kobiety powinny pokazywać swoje atuty, były w końcu płcią piękną. Maria chwyciła kubek i odwróciła się na pięcie, podskakując w miejscu i wylewając część trunku na jasną posadzkę.
-Przestraszyłeś mnie. - powiedziała, biorąc kawałek ręcznika papierowego i wycierając nim zalaną herbatą posadzkę. Gdy wrzuciła papier do szarego kosza na śmieci zorientowała się, że coś nie jest tak, jak powinno. Spojrzała na Krychowiaka lekko przymrużonymi oczami, jednak ten stał w progu kuchni tak, jakby właśnie brylował po oceanach swojego świata. Zaskakiwał ją, na każdym kroku. I to chyba jej w nim najbardziej imponowało. Stanęła tuż przed jego nosem, po czym pstryknęła palcami. Lekko podskoczył, a przerażenie wkradło się na jego twarz. Mimo to uśmiechnął się do niej sztucznie, zupełnie tak jakby scena zarejestrowana chwilę wcześniej nie miała nigdy miejsca. Kolejny raz w ciągu kilku minut zlustrowała go jednoznacznym spojrzeniem. Zawsze sądziła, że faceci są najprostszymi instrumentami natury ludzkiej, jednak obserwując zachowanie piłkarza Paris Saint -Germain, zaczęła nieco obalać wcześniej wysuniętą teorię. 
-Napijesz się wina? - zapytał w pewnym momencie, wskazując ruchem głowy na wiszącą w rogu pomieszczenia, drewnianą półkę z czterema butelkami, czerwonego, procentowego trunku. Pokiwała mu z aprobatą głową, mając nadzieję, że po alkoholu piłkarz będzie bardziej rozmowny. 
    Okryła się szczelnie kocem, siadając na dużej sofie w salonie mieszkania należącego jeszcze do piłkarza francuskiego klubu. Musiała przyznać, że ten kto urządzał wnętrze całego metrażu, znał się na rzeczy. Sama lubiła stonowane kolory i nowoczesność połączoną z elegancją. Jej mieszkanie w Zielonej Górze było małe, ale dzięki odpowiedniemu doborowi kolorów i mebli zyskiwało na przestrzeni. Czuła się w nim dobrze, choć przebywała w nim tylko wtedy, gdy pracowała w szpitalu. Od roku mieszkanie stoi puste, pracy w szpitalu nie ma, a ona sama zatrudniła się w kadrze polskiej reprezentacji w piłce nożnej. Zaśmiała się na samą myśl o tych faktach. Wszystko miało być inaczej, zupełnie inaczej. Wyszło jak zwykle i chyba nie ma się czym dziwić. Jej rozmyślenia przerwał szatyn wchodząc do salonu z otwartą butelką wina i dwoma kieliszkami, które po chwili napełnił trunkiem z butelki. Postawił je na szklanym stoliku a sam zajął wolne miejsce obok blondynki. Podał jej jeden z kieliszków, na co kobieta skinęła mu delikatnie głową. Uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym pociągnął długi łyk czerwonej cieczy. Marysia miała złe przeczucia, wiedziała, że coś musiało być na rzeczy. Ona w odróżnieniu do piłkarza, umoczyła jedynie swoje usta w alkoholu. Grzegorz odłożył prawie pusty kieliszek na stolik, po czym skulony usiadł w kącie sofy. Fabiańska nie wiedziała co powinna zrobić, jeszcze kilka minut wcześniej miała do czynienia z zupełnie inną wersją Krychowiaka. 
-Wszystko w porządku? - zapytała siadając obok niego. Przeniósł na nią swój wzrok. Chciał aby znalazła odpowiedzi na wiele nurtujących go pytań. Chciał je jej zadać, ale nie potrafiła, albo po prostu nie chciał tego zrobić. Nie chciał pokazać jej, że cierpi z powodu miłości, której już w nim nie było. Zazdrościł Wojtkowi kochającej żony, on też chciał mieć kogoś takiego przy swoim boku. Bał się wypowiedzieć treść tego marzenia, wiedząc, że na pewno się nie spełni. Wziął głęboki oddech a czując jej ciepłą, delikatną dłoń na swojej, poczuł jakby dostał nowych sił. Przy niej życie wydawało się być zdecydowanie mniej skomplikowane a słowa przychodziły same, zupełnie same. Błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu, by po upływie kilkudziesięciu sekund powrócić do początku wędrówki. Poczuła jak delikatnie zdejmuje jej dłoń ze swojej, po czym zamyka ją w swojej. Zaczynała się o niego bać. 
-Miałem nadzieje, że moje życie będzie łatwiejsze. Chciałem być szczęśliwy, chciałem spełniać swoje marzenia. Mieć kogoś kto odda mi cząstkę siebie i przyjmie cząstkę mnie. Gdy miałem wrażenie, że to wszystko mam, to wszystko zniknęło a ja zostałem jedynie z piłką, która trzymała mnie przy życiu. - spojrzał na nią intensywnym spojrzeniem, zauważył w kąciku jej oczu łzy. Wzruszył ją tym co jej powiedział. Nie sądziła, że jest tak dobrym aktorem. Nigdy nie powiedziałaby, że cierpi. Nigdy nie pomyślałaby o tym jak bardzo wrażliwą jest osobą. I w tamtym momencie doszła do wniosku, że musi być blisko niego. 



Dębica, Polska

    Bożena Jędrzejczyk nerwowo przemierzała kolejną długość salonu połączonego z jadalnią, dokładanie sprawdzając, rozłożone na stole talerze, sztućce i serwetki. Poprawiła kilka razy, idealnie wyprasowany biały obrus, czym rozśmieszyła swojego męża. Roman Jędrzejczyk pokiwał głową komentując zachowanie swojej żony. Wiedział, że kobieta chciała zrobić dobre wrażenie na przyszłej matce dziecka jej syna i zarazem jej wnuczka. Choć wiedziała, w jaki sposób do wszystkiego doszło miała nadzieję, że tym razem jej syn będzie szczęśliwy. Spojrzała na swojego męża, po czym jedynie fuknęła pod nosem. Miała dość jego jednoznacznych spojrzeń, wiedziała bowiem do czego zmierza.         Zawsze sądził, że jest nie do końca normalna, ale za to ją kochał. Kobieta poprawiała pojedynczą różę w długim, wąskim wazonie, gdy dostrzegła samochód swojego syna wjeżdżający na podwórze. Musiała przyznać sama przed sobą, że na samą myśl o spotkaniu z Katarzyną Woźnicką jej serce zaczynało bić nie co szybciej. Wiedziała bowiem, że dziewczyna nie ma rodziców i trudno jej się będzie zmierzyć z faktem, że po wielu latach ta sytuacja ulegnie zmianie. Chciała być dla niej prawdziwą matką, do której zawsze będzie mogła przyjść bez względu na wszystko. Poprawiła elegancką bluzkę i już po chwili drzwi wejściowe skrzypnęły i słychać było szmery w przedpokoju.          Pan Jędrzejczyk podniósł się ospale z kanapy, co spotkało się z morderczym spojrzeniem jego żony. Mimo wszystko nie przejął się nim. Zawsze podchodził do niej nieco inaczej niż do pozostałych ludzi. Bożenę zawsze traktował inaczej. Podszedł do żony, równie powolnym krokiem, stanął obok niej w momencie, w którym drewniane drzwi oddzielające przedpokój od salonu, pod naporem siły z drugiej strony uchyliły się a ich oczom ukazał się Artur z bukietem kwiatów dla swojej rodzicielki. Podszedł do matki, całując ją w policzek, gdy w progu salonu pojawiła się blondynka z butelką czerwonego wina w dłoni. Uśmiechnęła się nie pewnie, dostrzegając spojrzenia rodziców Jędrzejczyka. Jednak już po chwili poczuła się pewniej, gdy pani domu odpowiedziała jej szczerym uśmiechem. Podeszła do blondynki i tak po prostu ją przytuliła. Zawsze chciała mieć córkę i teraz właśnie nadarzyła się okazja aby takową mieć. Woźnicka odetchnęła głęboko. I poczuła, że może mieć szansę na normalną rodzinę, o ile sama nie postanowi tego zniszczyć. 
-Siadajcie do stołu, mama zaraz poda obiad. - Roman uścisnął mocno swojego syna, jednocześnie uśmiechając się do blondynki stojącej obok jego żony. Miał nadzieję, a nawet wierzył w to, że tym razem jego syn trafił do bramki i tego meczu nie pozwali sobie przegrać. 
-Ja pani pomogę. - zaproponowała blondynka, jednak widząc jednoznaczne spojrzenie Bożeny spuściła wzrok. 
-Kochanieńka, ty musisz na siebie uważać, przede wszystkim. Przecież nikt z nas nie chcę, żeby dziecko było w jakimkolwiek stopniu podobne do Artura i jego ojca. - rzuciła, co obaj mężczyźni skomentowali zdziwionymi minami. -Dam radę sama. My kobiety musimy liczyć, wyłącznie na siebie. - dodała znikając w kuchni. Roman Jędrzejczyk westchnął, odbierając od miłej blondynki prezent. Postawił butelkę na stole, po czym usiadł na krześle. 
-Z Twoją matką jest coraz gorzej. Mam obawy, że jej to już niedługo nawet psychiatra nie będzie w stanie pomóc. - skwitował, wywołując na twarzach syna i przyszłej synowej delikatne uśmiechy. 


♦♦♦

Znalezione obrazy dla zapytania artur jędrzejczyk arek milik

Witajcie kochane.

Oglądałyście wtorkowy mecz z Armenią? Ja osobiście o mało co nie dostałam palpitacji serca. Panowie chyba obrali sobie za punkt honoru, doprowadzić wszystkich Polaków do zawału serca. Natomiast niedzielny mecz z jednej strony dobry, z drugiej zły. Szkoda Arka i Łukasza. Obaj są bardzo wartościowi i sądzę, że bez nich to nie jest ta sama drużyna, ale może się mylę. 
Co do rozdziału, to sama nie wiem co mogłabym napisać. Opinię pozostawiam wam. 
Do następnego kochane, pozdrawiam.






czwartek, 6 października 2016

Rozdział XVII - 'Ja też zazdroszczę mu rodziny.'

15 komentarzy:
Rozdział siedemnasty ~ Rozmowa o przyszłości, faceci i rodzina.

Niech się niebo nie kojarzy tylko z deszczem, niech się rzeka nie kojarzy z rzeką łez.
Są na świecie dobre okna w dobrym mieście, i ta wiara, że w człowieku - człowiek jest.



Truskolasy, Polska
18 lipiec 2016 r.


           -O czym chciałeś rozmawiać? - zapytała Woźnicka, siadając na drewnianej ławce w Truskolaskim parku. Artur wziął głęboki oddech, siadając na ławce tuż obok niej. Całą noc myślał nad doborem odpowiednich słów, nad tym, aby pokazać blondynce, że mu zależy. Że po prostu chciałby dostać od niej drugą szansę, której na pewne nie zmarnuje. Od ich wspólnej nocy minęło ponad trzy tygodnie i od tamtej pory żadne z nich nie odważyło się odezwać, jako to pierwsze. Duma im po prostu na takowy ruch nie pozwalała. 
-Czuję się podle, po tym co się stało. Wiem, że powinienem coś powiedzieć, nie wychodzić bez słowa, ale byłem w szoku i nie do końca dotarło wtedy do mnie to co stało się w nocy. Nie sądziłem, że to wszystko tak się potoczy. Mam wyrzuty sumienia względem Ciebie. - chwycił delikatnie jej dłoń i zamknął w swojej dłoni. Bał się, że w ogóle nie zgodzi się na rozmowę z nim. Wiedział, że ma o nim złe zdanie i przygotował się na to, że Woźnicka spuści go po brzytwie. Zdziwił się więc tym, że nie zabrała dłoni i nie uciekła. Uniosła głowę i spojrzała na niego, krótko, ale intensywnie. 
-Też tego chciałam. - szepnęła, po czym kolejny raz spuściła głowę, wpatrując się w swoje buty. Bijąc się z myślami, przymknęła delikatnie powieki. Chciała być względem niego fair i wiedziała, że musi to zrobić. Wzięła głęboki oddech, mocno ściskając swoje wargi. Jędrzejczyk jakby pod wpływem jej reakcji, pogłębił swój uścisk. Spojrzała mu prosto w oczy a oddech przyspieszył zdecydowanie. 
-Jestem w ciąży. - osłupiał. -I to Twoje dziecko. - dodał widząc, jego wyraz twarzy. 



-Jak myślisz Kaśka powie Arturowi? - zapytała w pewnym momencie Julia, która dotąd w milczeniu kroiła wcześniej umyte i obrane warzywa, będące składnikami obiadu. Marysia, która mieszała coś w średniej wielkości garnku odwróciła się w jej kierunku z drewnianą łyżką i miną, której Kowalczyk na samym początku nie była w stanie rozszyfrować. Zmrużyła oczy, delikatnie bujając łyżką w dłoni. Kasię znała dopiero paręnaście tygodni, więc nie mogła tak od razu poznać jej natury. Wiedziała jednak, że tak jak większość kobiet, dla dobra dziecka zrobi wszystko, nawet jeśli będzie to wbrew jej naturze i wszelkim przekonaniom. 
-Powie. - rzuciła, delikatnie kiwając głową. Wiedziała jak ona zachowałaby się na miejscu Woźnickiej. Nie zrobiłaby czegoś, co miałoby wpłynąć  negatywnie na jej dziecko. Julia westchnęła, kiwnęła głową i wróciła do swojego wcześniejszego zajęcia rozmyślając na temat, o który chwilę wcześniej zahaczyła. Sama pewnie na miejscu Kasi powiedziałaby Arturowi o ciąży. Nie była jednak na jej miejscu i nie miała prawa oceniać jej zachowania. Choć miała nadzieję, że Woźnicka nie zrobi błędu, który zaważy na jej życiu. 
-Dziewczyny gdzie macie pampersy? - obie oderwały się od wykonywanych czynności, gdy usłyszały pytanie. Spojrzały na zaglądającego do kuchni Krychowiaka, delikatnie uśmiechającego się do obu kobiet. Maria rzuciła Julii, tylko im znane spojrzenie, którego nie potrafił rozszyfrować stojący w progu Grzegorz. 
-W przedpokoju, w dużej, niebieskiej torbie w głównej przegrodzie. - wyrecytowała Marysia, po czym odwróciła się z powrotem do blatu i wróciła do przygotowywania swojej ulubionej zupy. Krychowiak pokiwał głową, po czym zniknął z pola widzenia obu kobiet. 
-Faceci. - bąknęła pod nosem Fabiańska a Julia parsknęła śmiechem. 
     Po obiedzie jaki przygotowały Julia i Marysia do domu w Truskolasach wrócili Artur i Kasia. Piłkarz przywitał się z dziewczynami delikatnym spojrzeniem, po czym zniknął na drewnianych schodach a Woźnicka powoli zdjęła swój ulubiony sweter, który założyła, gdy wychodzili rano gdyż na dworze temperatura nie była zbyt wysoka. Usiadła na sofie obok małej Oliwii, która skupiona na kolorowej książeczce nie zwróciła nawet na nią najmniejszej uwagi. Zarówno Marysia jak i Kasia spojrzały na nią wyczekując relacji na temat rozmowy z Jędrzejczykiem, która patrząc na zegarek, trwała bardzo długo. Woźnicka spuściła głowę, po czym przejechała dłonią po swoich długich, blond włosach. 
-Chcę żebym z nim zamieszkała i wzięła ślub, tak żeby dziecko miało prawdziwą rodzinę. - obie dziewczyny zamurowały słowa, jakie wypowiedziała Woźnicka. Znały Jędrzejczyka i nie pomyślałyby, że mężczyzna skieruje w jej stronę taką propozycję. Owszem obie sądziły, że dobrze postąpił, bały się jednak, że prędzej czy później, któreś z nich może być w tym związku nieszczęśliwe. 
-Moim zdaniem zachowała się honorowo. - rzuciła Marysia podnosząc się z podłogi, na której wraz z małą Lenką siedziała. Nalała do szklanki wody mineralnej, choć chciała w niej umieścić zdecydowanie coś innego. Niestety w stanie Woźnickiej alkohol nie wchodził w grę. Kasia uśmiechnęła się do niej delikatnie, odbierając naczynie. 
-Wiem.
-To dlaczego jesteś taka przybita? - Julia przysiadła się bliżej niej, wbijając w jej osobę pytające spojrzenie. 
-Nie chcę, żeby był nieszczęśliwy mając ze mną dziecko. Nienawidził mnie, a tu proszę, bum i jest dziecko. Przecież on do mnie nawet nic nie czuje, więc co to za związek? - Fabiańska kucnęła przed Woźnicką, delikatnie przykładając swoją dłoń do jej płaskiego brzucha. Czuła, tak jak i Julia, że owa dwójka nie jest sobie obojętna i boi się tego przed samymi sobą przyznać. Miała nadzieję, że dziecko zmieni relacje między nimi i pokaże im, że nie są dla siebie obojętni. Żadna z kobiet nie wiedziała, że Jędrzejczyk nie poszedł na piętro, tylko stał na schodach przysłuchując się rozmowie między nimi. 
      Arkadiusz Milik wyszedł na taras domu swojego kolegi z reprezentacji, chcąc poprzyglądać się krajobrazowi jaki rozpościerał się nieopodal. Oparł dłonie o mosiężną poręcz, głośno wdychając świeżego powietrza. Chciał na osobności porozmawiać z Julią i wytłumaczyć wszystko co zaszło między nimi. Niestety albo nie miał odwagi, albo po prostu bał się owej rozmowy. Wyrwał się ze swoich rozmyśleń, gdy usłyszał głośne śmiechy dochodzące gdzieś z okolic domu. Zaciekawił się wyglądając właścicieli tych głosów. Uśmiechnął się pod nosem gdy w jego polu widzenia pojawiła się Julia goniąca pięcioletnią Oliwię. Gdy natrafiła na wzrok Milika, szepnęła coś do ucha dziewczynki, która pomachała Milikowi i już po chwili wbiegła po schodach do domu. Milik odprowadził dziewczynkę wzrokiem a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Lubił dzieci, a córka Błaszczykowskich była wyjątkowym dzieckiem. Gdy usłyszał skrzypnięcie drewnianej deski tarasowej przeniósł wzrok na szatynkę, która stanęła niedaleko niego i wpatrywała się uważnie w obraz znajdujący się przed nią. Wiedział, że teraz albo nigdy.
-Nie chcę aby ten pocałunek wpłynął na naszą przyjaźń. - odwrócił się w jej kierunku, mając nadzieję, że w jej oczach znajdzie coś czego szukał w oczach, każdej z kobiet. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, kiwając delikatnie głową.
-Nie wpłynie. - odpowiedziała, delikatnie uderzając go w ramię. Zaśmiał się pod nosem. Spojrzał w oczy, w spojrzenie, którego zawsze szukał.



Truskolasy, Polska
19 lipiec 2016 r.

    Zaciekawione zachowaniem Krychowiaka Julia i Marysia oparły swoje dłonie o jasny parapet i wyglądały przez kuchenne okno, obserwując dziwne zachowanie piłkarza. Rzuciły sobie porozumiewawcze spojrzenia, jednak żadna z nich nie skomentowała jego zachowania. Obie nieco zmartwiły się takim obrotem spraw. Odkąd przyjechał do Truskolasów wraz z Arturem i Arkiem był zupełnie inny niż podczas Euro. Coś im tam nie grało, coś było po prostu nie tak. Obie uważały, że jest bardzo wartościowym człowiekiem a Maria zdążyła przekonać się o tym na własnej skórze, mając w pamięci incydent sprzed tygodnia. Westchnęła sięgając po długi,wełniany i rozpinany sweter, po czym zarzuciła go na swoje ramiona. Uśmiechnęła się delikatnie do przyjaciółki, po czym chwyciła dwa kubki gorącej herbaty, jakie szatynka chwilę wcześniej przygotowała. 
-Porozmawiam z nim. - Kowalczyk pokiwała jej delikatnie głową, a gdy blondynka zniknęła z kuchni a ona usłyszała dźwięk zamykanych drzwi wróciła do obserwacji Grzegorza chodzącego w kółko po ogrodzie Agaty. Gdy wczoraj wieczorem zapytała co go trapi, zbył ją, że odczuwa jeszcze skutki libacji alkoholowej. Nie uwierzyła. Wiedziała, że żaden z nich nie pije aż tyle, żeby nie nadawać się do życia. Znała ich tak dobrze jak siebie samą, w końcu wychowywała się z Błaszczykowskim. Gdy ziewnęła obok niej pojawił się Arek Milik, nieco zaspany w jasnym podkoszulku i szortach robiących za jego piżamę. Przywitał szatynkę delikatnym i zarazem bardzo uroczym uśmiechem. Odpowiedziała tym samym i kolejny raz wbiła wzrok w rozciągający się za oknem ogród, w którym obok Krychowiaka pojawiła się Marysia z dwoma kubkami gorącego napoju. Zauważyła jak na twarz pomocnika reprezentacji wkradł się delikatny uśmiech. Podziękował jej skinieniem głowy, upił łyk brązowej cieczy, po czym kolejny raz utkwił wzrok w przejeżdżające drogą samochody. Blondynka uważnie się mu przyjrzała. Był dla niej zagadką, tajemnicą, którą chciałaby rozwiązać i odkryć. Zadziwiał ją, na każdym kroku. 
-Coś się stało? - zapytała cicho. Uśmiechnął się pod nosem, po czym delikatnie przekręcił głowę i wbił w nią jedno ze swoich spojrzeń. Zastanawiał się wiele razy, dlaczego ktoś taki jak siostra Fabiańskiego nadal była osobą stanu wolnego. Nie mógł tego pojąć, choć bardzo mocno chciał. 
-Zazdroszczę Twojemu bratu. - rzucił, kolejny raz umaczając swoje wargi w ciepłym naparze z herbaty. Zdziwiła się słowami jakie usłyszała, które padły z jego ust. Nigdy nie sądziła, że ktokolwiek może zazdrościć jej bratu, czegokolwiek. Widział to w jej oczach, nad którymi pojawiły się delikatne marszczenia. Wiedział, że swoją wypowiedzią ją zaciekawił. Sam często zaciekawiał samego siebie. 
-Czego mu zazdrościsz? - zapytała mocniej ściskając w dłoni swój kolorowy, porcelanowy kubek, w którym znajdowała się malinowa herbata, jej ulubiona. 
-Może to śmieszne, ale tak po prostu, rodziny. - odpowiedział jej wzrokiem, w którym zauważyła coś nietypowego, wyjątkowego i na swój sposób uroczego. Nie sądziła, że ktoś taki jak on byłby w stanie tak otwarcie przyznać się do takiej rzeczy. Kolejny raz sama przed sobą musiała przyznać, że poprzez Krychowiaka mężczyźni stają się dla niej tajemnicami nie do odkrycia. Myśląc tak dalej doszła do wniosku, że ona również zazdrości swojemu bratu, kochającej żony i słodkiego synka. Teraz rozumiała przybicie Krychowiaka. Często zaszywała się w swoim pokoju, rozmyślając nad swoim życiem, które niestety nie było takie jakim chciała aby się stało. 
-Ja też zazdroszczę mu rodziny. - szepnęła unosząc nieznacznie jeden z kącików ust.
      Arek i Julia uważnie obserwowali, każdy ruch Krychowiaka i Fabiańskiej. Lubili ich bardzo, traktowali jak własną rodzinę. Chcieli aby ta dwójka znalazła swoje szczęście, bo zasługiwali na nie jak nikt inny. Mieli nadzieję, że wszystko w ich przypadku zakończy się happy endem. 
-Herbaty się napijesz? - zapytała w pewnym momencie, ocierając policzek skrawkiem ciemnej bluzy. Jednak Arkadiusz nie był głupi i wyczuł, że coś jest na rzeczy. Znał Julię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że coś jest na rzeczy. Obejrzał się na nią, marszcząc brwi. Podszedł do niej powolnym krokiem. Stanął obok niej, uważnie ją obserwując. Zauważył łzę na jej policzku i otarł ją swoją zimną dłonią. Zadrżała pod wpływem jego dotyku. Odwróciła głowę i przecięła jego pełne troski spojrzenie. 
-Co się dzieje, mała? - zapytał cicho wręcz szeptem, cały czas delikatnie gładząc jej policzek swoją dłonią. Patrząc w jego oczy, znajdowała w nich coś czego potrzebowała. Otuchy i troski. Tego potrzebowała najbardziej. 
-Zazdroszczę Kubie. - szepnęła odkładając na blat kuchenny saszetkę herbaty, którą miała przygotować Arkadiuszowi. Kolejny raz zmarszczył brwi uważnie obserwując szatynkę. Nie rozumiał jej, choć coś mu świtało gdzieś z tyłu głowy. -Zazdroszczę mu tego, że znalazł prawdziwą miłość. - powiedziała cicho, wtulając się w Milika. On jedynie pocałował ją w czubek głowy, wiedząc, że dziewczyna potrzebuje takiej chwili, która ją po prostu oczyści. 
       Grzesiek przysiadł na drewnianej ławce, która znajdowała swoje miejsce w zielonej altance. W jego ślady poszła towarzysząca mu blondynka, z kubkiem herbaty w dłoniach. W swoim towarzystwie czuli się wyjątkowo dobrze, jednak żadne z nich nie było w stanie się do tego przyznać. Dużo ich łączyło, mniej rzeczy było rzeczami, które ich dzieliły.
-Mój brat jest po prostu szczęściarzem. - zaśmiała się cicho podciągając nogi pod brodę. Szatyn kolejny raz uważnie się jej przyznał. Intrygowała go, na każdym kroku. Zaciekawiała go wszystkim co robiła. Była uczciwa, miła, sympatyczna i pełna marzeń, które jego zdaniem były bardziej realne niż te, które miał właśnie on. 
-Ja nim nie jestem. - mruknął pod nosem, zwracając na siebie jej uwagę. Odłożyła kubek na drewniany, średnich rozmiarów stół i już po chwili siedziała zwrócona twarzą do piłkarza. Delikatnie położyła swoją dłoń na jego dłoni, o wiele cieplejszej niż ta należąca do niej. Podniósł głowę i uważnie się jej przyjrzał. Była tak bardzo różna od dziewczyn, które znał i z którymi się spotykał. Była w jego wieku, na zewnątrz była twardą kobietą, w środku dziewczynką, którą tak bardzo łatwo można byłoby skruszyć jednym, nieco mocniejszym dotknięciem. 
-Zobaczysz, że kiedyś znajdziesz kobietę, która będzie dla Ciebie tak dobra jak Anka dla Łukasza. - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie mówiąc te słowa. Zaśmiał się cicho, komentując to co powiedziała. -A w związku z tym, że znasz Kubę, Piszczka i Lewego, to możesz znaleźć ją szybciej niż byś się mógł tego spodziewać. - dodała z uśmiechem na twarzy. Krychowiak zdziwił się jej stwierdzeniem, nie bardzo rozumiał to, co chciała mu przekazać. - Już Ci tłumaczę. Gdyby nie determinacja Kuby, Piszczka i Lewego to Ania, nie byłaby panią Fabiańską. To samo było w przypadku Roberta, gdyby nie Kuba i Piszczu,Ania nie byłaby teraz panią Lewandowską. Ewa Piszczek również nie byłaby żoną Łukasza gdyby nie Kuba i Robert. A gdyby nie Robert i obaj Łukasze, Agata nie miałaby teraz tak cudownego męża, dzieci i domu. - zaśmiała się kończąc swój wywód. Zdziwiła tym stwierdzeniem Krychowiaka. Nie znał tej historii, zawsze sądził, że było zupełnie inaczej. 
-Zaczynam się bać. - mruknął, głośno przełykając ślinę. 
-Na Twoim miejscu już bym się bała. - pokiwała mu kilkakrotnie głową uśmiechając się przy tym promiennie i przyjacielsko. 
-Chciałabyś pojechać do Hiszpanii? - zapytał w pewnym momencie i po chwili dostrzegł w jej tęczówkach ogniki. Zawsze chciała wrócić do Hiszpanii. Chciała zakochać się w tamtym kraju kolejny raz. Chciała kolejny raz odpocząć, dać ponieść się iberyjskim rytmom, w których zakochała się wiele lat temu. 
-Jest wiele rzeczy, które chciałaby mieć. - westchnęła obejmując swoje kolana dłońmi. Tym razem to on położył dłoń na jej dłoni. Miał nadzieję, że przyjmie jego propozycję i pojedzie z nim do słonecznej Hiszpanii. 
-Zaproszono mnie na ślub za dwa tygodnie. Może pojechałabyś ze mną? - zapytał uśmiechając się do niej delikatnie. 
-Przecież wiszę Ci przysługę, nie. - odpowiedziała uderzając go delikatnie w ramie. 




♦♦♦


Znalezione obrazy dla zapytania arek milik gif

Ahoj!!!

Witajcie w ten deszczowy dzień. Siedemnastka nieco krótka, ale chyba treściwa. Mam nadzieję, że za treść tego rozdziału mnie nie zabijecie, ale sądzę, że pokomplikować losy naszych bohaterów to idealne wyjście z sytuacji. Mogę obiecać, że już w kolejnych rozdziałach powróci wszech obecny humor i nasza kochana kadra w całości oraz nowe bohaterki. Dokładnie dwie, młode dziewczyny, które dużo namącą w życiu dwóch z piłkarzy. Oczywiście nie zabraknie Julii i Marysi. 

Pozdrawiam was bardzo gorąco kochane. 
I do zobaczenia za tydzień.

PS. Rozdział u Piszczka pojawi się jeszcze dziś. Obiecuję. 

Jeszcze raz pozdrawiam.