Rozdział szesnasty ~ Zdenerwowany Kuba, zwierzenia, kac i zaproszenie na ślub.
~*~
*Nie jesteś sama, nie jesteś sama, uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas.
Nie jesteś sama, nie jesteś sama są gdzieś okna, które płoną cały czas.
♦
Truskolasy, Polska
16 lipiec 2016 r.
O godzinie dziesiątej Jakub i Agata mieli wyjechać na weekend do Niemiec, więc Julia Kowalczyk ustawiła sobie budzik stojący na szafce nocnej, na godzinę dziewiątą aby móc ogarnąć się przed ich wyjazdem. Po wzięci zimnego prysznica, ubraniu się w luźne, szare dresy i równie luźny jasny podkoszulek, szatynka usiadła na zaścielone łóżko, chcąc sprzątnąć z podłogi zdjęcia, które wysypały się z czarnego pudełka, w którym dziewczyna chowała swoje wspomnienia. Zebrała wszystkie do kupki, wkładając je z powrotem do pudełka, w którym zawsze miały swoje miejsce. Ostatnie z nich, które na dłużej znalazło się na drewnianej podłodze, okrytej przy łóżku puchatym dywanem przedstawiało ją i Arkadiusza uśmiechniętych, na tle pięknego, francuskiego morza. Cieszyła się, że byli przyjaciółmi, którzy mogli na siebie liczyć. Miała nadzieję, że ich znajomość tak łatwo się nie rozsypie. Miała nadzieję, że będą dla siebie kimś bliskim jak najdłużej się da. Wierzyła również w to, że będzie mogła przyjść do niego i tak po prostu pomilczeć. To, co stało się pamiętnego dnia w Muszynie, na ich wspólnych wakacjach sprawiło, że zaczęła się bać. Chciała wierzyć w to, że ten ich pocałunek nie będzie miał większego znaczenia i nie wpłynie na relacje jakie między nimi panowały. Jednak pewne zawahanie przyszło gdy, kontakt z Milikiem się urwał. Nie miała odwagi aby zadzwonić, czy napisać jako pierwsza. Tak po prostu się tego obawiała. Gdy do jej uszu dobiegło głośne trzaśnięcie drzwiami podniosła się z łóżka i skierowała się do drewnianych drzwi, które oddzielały pokój gościnny małżeństwa Błaszczykowskich od wąskiego i długiego korytarza. Cieszyła się, że mogła liczyć na ich gościnność, gdy w jej domu trwał generalny remont. Stanęła osłupiona w progu swojego pokoju widząc jak Jakub Błaszczykowski przepycha się w progu łazienki ze swoim bratem, który jak zwykle był najwierniejszym gościem rodziny swojego brata. Jeden przepasany ręcznikiem w pasie, drugi natomiast w długich dresach i z mokrymi włosami. Uśmiechnęła się pod nosem widząc owy obrazek. Zawsze wiedziała, że bracia Błaszczykowscy zachowują się identycznie i tym razem wcale się nie pomyliła. Westchnęła pod nosem, po czym cicho zeszła po drewnianych, krętych schodach na parter gdzie Agata przygotowywała śniadanie dla swoich dwóch córek, Lenki i Oliwki.
-Dzień dobry. - Agata uśmiechnęła się do Julii, odpowiadając jej tym samym na przyjemne i ciepłe powitanie dziewczyny. Julia pocałowała żonę swojego przyjaciela w policzek, po czym sięgnęła po szklankę aby napełnić ją świeżym i zimnym sokiem pomarańczowym. Nie była świadoma jednak tego, że wzrok blondynki uważnie śledzi, każdy jej ruch. Agata zauważyła już kilka dni temu zmianę jej zachowania. Wieczorem, dzień przed powrotem z wakacji w polskich górach unikała Milika, z resztą z wzajemnością. Miał dziwne i złe przeczucia. Wiedziała, że Arek i Julia to prawdziwi przyjaciele, trzymający się zawsze razem i tym bardziej ich zachowanie było dla niej zagadką nie do odgadnięcia. Bała się zapytać o powód ich zaskakującego zachowania. Bała się odpowiedzi. Julka uśmiechnęła się do niej delikatnie, po czym usiadła na dużej, różowej piłce gimnastycznej jaka kołysała się delikatnie w kuchni. Wpatrywała się w przestrzeń rozpościerającą się za oknem, tak jakby chciała znaleźć w niej odpowiedz na nurtujące ją pytania. Chciała móc wyżalić się komuś, jednak miała obawy. Choć z drugiej strony wiedziała, że tak byłoby dla niej zdecydowanie lepiej. Mogłaby odetchnąć z ulgą i zrzucić ciężar jaki ciążył na jej nadal zranionym sercu, którego jeszcze nikomu nie udało się wyleczyć.
-Wszystko w porządku? - zapytała w pewnym momencie Agata, która miała dość dziwnego i bardzo tajemniczego zachowania przyjaciółki swojego męża. Julia uśmiechnęła się delikatnie do blondynki siadając na jasnym, drewnianym krześle, które stało niedaleko małej Lenki pałaszującej zrobione przez mamę śniadanie. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej uroczo, po czym wytarła buzię dłonią sprawiając, że twarz dziewczynki była jeszcze bardziej brudna, niż dotąd. Julia zaśmiała się widząc ową sytuację.
-Kochanie długo jeszcze? - wszystkie oczy dam zgromadzonych w kuchni zwróciły się w kierunku Jakuba, który stanął w progu pomieszczenia nieco zdenerwowany. Omiótł swoim spojrzeniem dziewczyny, po czym bąknął jedynie coś pod nosem i równie zdenerwowany opuścił miejsce, w którym chwilę wcześniej stał.
-Okres mu się spóźnia. - szepnęła pod nosem Kowalczyk, co Agata skomentowała parsknięciem śmiechem.
Gdy Jakub i Agata, w towarzystwie małżeństwa Piszczków i Fabiańskich wyjechali na weekend Julia po położeniu dziewczynek spać, usiadła na dużej, ciemnej sofie chcąc pogrążyć się w lekturze książki, która leżała przez pewien czas na szklanym stoliku. Otworzyła książkę w miejscu, w którym uprzednio zakończyła, kolejny raz rozpoczęła czytanie, gdy nagle telefon leżący obok poduszki zaczął delikatnie wibrować a na wyświetlaczu pojawiła się podobizna Marysi Fabiańskiej. Kowalczyk uśmiechnęła się, odbierając połączenie od sympatycznej lekarki i zarazem siostry Łukasza Fabiańskiego.
-Nie chcę budzić dziewczynek, bo za pewne śpią, więc nie dzwonię dzwonkiem. Janek mi zaczyna płakać, wpuścisz mnie? - Szatynka poderwała się z miejsca i już po chwili stała w małym, oszklonym przedpokoju. Otworzyła duże, drewniane, antywłamaniowe drzwi i z uśmiechem na twarzy przywitała swoich gości. Marysia, ubrana w długie, ciemne spodnie jeansowe i kolorowy podkoszulek ukryty pod dużą, szarą bluzą, za pewne zabraną z szafy starszego brata. W dłoni blondynka trzymała nosidełko z małym Jankiem, synem jej brata i jej chrześniakiem.
-Przepraszamy, że bez uprzedzenia ale pięć godzin temu wsiedliśmy w samochód i jesteśmy. - uśmiechnęła się, stawiają nosidełko na ciemnych, połyskujących płytkach. -Nie chcieliśmy siedzieć sami w domu. - dodała, po chwili. Kowalczyk uśmiechnęła się delikatnie podnosząc z posadzki nosidełko z małym Jankiem, niebezpiecznie się w nim wiercącym. Julia weszła z nim do dużego pokoju dziennego a Maria właśnie zdejmowała buty i kładła na jasną komodę torby, w których znajdowały się ich rzeczy. Było już późno, więc wytłumaczalne było to, że mały Jaś marudził, a jego ciotka ziewała już od dłuższego czasu.
-To co, położę małego w pokoju na górze i napijemy się wina. Co ty na to? - Kowalczyk uśmiechnęła się do Fabiańskiej, która na propozycję młodszej od siebie dziewczyny jedynie uśmiechnęła się szeroko. Gdy Julia zniknęła na drewnianych, krętych schodach Marysia rzuciła się na sofę, na której chwilę wcześniej leżała szatynka i miała wznowić swoją lekturę. Obejrzała książkę, z każdej strony i doszła do wniosku, że widziała ją w bogatej biblioteczce Grzegorza Krychowiaka. Kowalczyk wróciła po upływie kwadransa.
-Czerwone? - zapytała, stając z butelką czerwonego wina i dwoma kieliszkami. Fabiańska pokiwała głową, by po chwili uśmiechnąć się szeroko do Julii, która właśnie usiadła obok niej.
-Jak życie? - Marysia upiła łyk czerwonego trunku, zadając owe pytanie w kierunku szatynki siedzącej obok. Zaraz po tym, co stało się w Muszynie, do jej pokoju zapukał zdenerwowany i nieco speszony Milik. Chciał znaleźć w kimś oparcie i tak po prostu się wyżalić. Rozmawiał z Krychowiakiem i właśnie razem z nim w jej pokoju. Obiecała mu, że porozmawia z Julią i postanowiła dotrzymać tej obietnicy.
-Beznadziejnie. - westchnęła Kowalczyk upijając łyk czerwonego trunku z kieliszka. Marysia spojrzała na przyjaciółkę uważnie. Wiedziała, że dziewczyna potrzebuje kogoś, kto byłby wstanie dać jej coś więcej niż przyjacielskie ciepło. Wierzyła, że uczucie jakie zrodziło się między Arkadiuszem a Julią przejdzie wszystko i doczeka się happy endu.
-Arek mnie pocałował. - dodała nieco ciszej wpatrując się tępym wzrokiem w kieliszek trzymany przez nią za stópkę.
-Ale to nie to Cię trapi, prawda? - zapytała przymrużając oczy. Twarz Julii przybrała smutny wyraz. Marysia trafiła w czuły punkt.
-Nie chciałam, żeby przerywał. - wyszeptała, uśmiechając się przez łzy, które chciały wydostać się z jej oczodołów. Fabiańska odłożyła szkło na szklany stolik, po czym przytuliła do siebie Kowalczyk. Szatynka bez słowa wtuliła się w siostrę Fabiańskiego cicho szlochając. Dużo przeszła a blondynka chciała aby teraz w jej życiu działo się wszystko co dobre.
Gdy tak w zupełnej ciszy i przyjemnym milczeniu siedziały objęte ramieniem i wpatrujące się w delikatne płomienie ognia w kominku, do drewnianych drzwi wejściowych domu państwa Błaszczykowskich dobiegło ciche pukanie. Julia podniosła się z kanapy okrywając się szczelnie kraciastym, kolorowym kocem. Przekręciła klucz w zamku, po czym pchnęła drzwi, na których progu stała wyższa od niej blondynka ubrana w ciepły wełniany sweter i długie, szare spodnie dresowe. Uśmiechnęła się delikatnie do Julki, która wpuściła ją do środka delikatnym skinieniem głowy. Blondynka uśmiechnęła się na widok siedzącej na dużej kanapie Marysi. Julka zaprosiła Katarzynę do salonu, wyciągając ze szklanej witryny kolejny kieliszek. Jednak na widok kryształowego naczynia Woźnicka jedynie pokiwała z dezaprobatą głową, co zdziwiło obie kobiety. Rzuciły koleżance pytające spojrzenie, na co ona jedynie wbiła swoje w podłogę. Obie przestraszyły się nie na żarty. Od powrotu z Euro nie widziały kuzynki Lewandowskiego, obawiały się, że coś się stało. Julia usiadła obok Woźnickiej delikatnie obejmując ją swoim przyjacielskim ramieniem. Blondynka podniosła delikatnie głowę, uśmiechając się nieznacznie. Cieszyła się z tego, że zostanie mamą, jednak bała się, że nie podoła i nie uda jej się sprawić aby jej dziecko miało piękne i niezapomniane dzieciństwo. Po chwili poczuła na drugim ramieniu delikatny uścisk należący do Marysi, uśmiechającej się do niej szczerze i równie delikatnie co Julia.
-Jestem w ciąży. - szepnęła. Marysia wymieniła się z Julią porozumiewawczymi spojrzeniami. Takiego obrotu spraw żadna z nich się nie spodziewała. Wiedziały jednak, że gdy Woźnicka będzie potrzebowała pomocy nie zawahają się jej udzielić. Były przecież przyjaciółkami. A przyjaźń to świętość.
-A ojciec dziecka wie? - zapytała niepewnie Julia, bojąc się reakcji asystentki Bońka. Pokiwała jedynie przecząco głową. Bała się konfrontacji z ojcem dziecka, bała się również wyjawienie jego personaliów komukolwiek. Jednak miała nadzieję, że zarówno Kowalczyk jak i Fabiańska nie zdradzą jej tajemnicy.
-A kto jest ojcem maluszka? - Marysia miała nadzieje, że Kasia nie będzie ukrywać takowego faktu. Wierzyła, że ich nie okłamie. Gdy podniosła głowę obie zauważyły na jej policzkach łzy wydobywające się z jej oczodołów.
-Artur ... - wyszeptała, sprawiając, że obie dziewczyny nabrały głośno powietrza.
-Wszystko w porządku? - zapytała w pewnym momencie Agata, która miała dość dziwnego i bardzo tajemniczego zachowania przyjaciółki swojego męża. Julia uśmiechnęła się delikatnie do blondynki siadając na jasnym, drewnianym krześle, które stało niedaleko małej Lenki pałaszującej zrobione przez mamę śniadanie. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej uroczo, po czym wytarła buzię dłonią sprawiając, że twarz dziewczynki była jeszcze bardziej brudna, niż dotąd. Julia zaśmiała się widząc ową sytuację.
-Kochanie długo jeszcze? - wszystkie oczy dam zgromadzonych w kuchni zwróciły się w kierunku Jakuba, który stanął w progu pomieszczenia nieco zdenerwowany. Omiótł swoim spojrzeniem dziewczyny, po czym bąknął jedynie coś pod nosem i równie zdenerwowany opuścił miejsce, w którym chwilę wcześniej stał.
-Okres mu się spóźnia. - szepnęła pod nosem Kowalczyk, co Agata skomentowała parsknięciem śmiechem.
Gdy Jakub i Agata, w towarzystwie małżeństwa Piszczków i Fabiańskich wyjechali na weekend Julia po położeniu dziewczynek spać, usiadła na dużej, ciemnej sofie chcąc pogrążyć się w lekturze książki, która leżała przez pewien czas na szklanym stoliku. Otworzyła książkę w miejscu, w którym uprzednio zakończyła, kolejny raz rozpoczęła czytanie, gdy nagle telefon leżący obok poduszki zaczął delikatnie wibrować a na wyświetlaczu pojawiła się podobizna Marysi Fabiańskiej. Kowalczyk uśmiechnęła się, odbierając połączenie od sympatycznej lekarki i zarazem siostry Łukasza Fabiańskiego.
-Nie chcę budzić dziewczynek, bo za pewne śpią, więc nie dzwonię dzwonkiem. Janek mi zaczyna płakać, wpuścisz mnie? - Szatynka poderwała się z miejsca i już po chwili stała w małym, oszklonym przedpokoju. Otworzyła duże, drewniane, antywłamaniowe drzwi i z uśmiechem na twarzy przywitała swoich gości. Marysia, ubrana w długie, ciemne spodnie jeansowe i kolorowy podkoszulek ukryty pod dużą, szarą bluzą, za pewne zabraną z szafy starszego brata. W dłoni blondynka trzymała nosidełko z małym Jankiem, synem jej brata i jej chrześniakiem.
-Przepraszamy, że bez uprzedzenia ale pięć godzin temu wsiedliśmy w samochód i jesteśmy. - uśmiechnęła się, stawiają nosidełko na ciemnych, połyskujących płytkach. -Nie chcieliśmy siedzieć sami w domu. - dodała, po chwili. Kowalczyk uśmiechnęła się delikatnie podnosząc z posadzki nosidełko z małym Jankiem, niebezpiecznie się w nim wiercącym. Julia weszła z nim do dużego pokoju dziennego a Maria właśnie zdejmowała buty i kładła na jasną komodę torby, w których znajdowały się ich rzeczy. Było już późno, więc wytłumaczalne było to, że mały Jaś marudził, a jego ciotka ziewała już od dłuższego czasu.
-To co, położę małego w pokoju na górze i napijemy się wina. Co ty na to? - Kowalczyk uśmiechnęła się do Fabiańskiej, która na propozycję młodszej od siebie dziewczyny jedynie uśmiechnęła się szeroko. Gdy Julia zniknęła na drewnianych, krętych schodach Marysia rzuciła się na sofę, na której chwilę wcześniej leżała szatynka i miała wznowić swoją lekturę. Obejrzała książkę, z każdej strony i doszła do wniosku, że widziała ją w bogatej biblioteczce Grzegorza Krychowiaka. Kowalczyk wróciła po upływie kwadransa.
-Czerwone? - zapytała, stając z butelką czerwonego wina i dwoma kieliszkami. Fabiańska pokiwała głową, by po chwili uśmiechnąć się szeroko do Julii, która właśnie usiadła obok niej.
-Jak życie? - Marysia upiła łyk czerwonego trunku, zadając owe pytanie w kierunku szatynki siedzącej obok. Zaraz po tym, co stało się w Muszynie, do jej pokoju zapukał zdenerwowany i nieco speszony Milik. Chciał znaleźć w kimś oparcie i tak po prostu się wyżalić. Rozmawiał z Krychowiakiem i właśnie razem z nim w jej pokoju. Obiecała mu, że porozmawia z Julią i postanowiła dotrzymać tej obietnicy.
-Beznadziejnie. - westchnęła Kowalczyk upijając łyk czerwonego trunku z kieliszka. Marysia spojrzała na przyjaciółkę uważnie. Wiedziała, że dziewczyna potrzebuje kogoś, kto byłby wstanie dać jej coś więcej niż przyjacielskie ciepło. Wierzyła, że uczucie jakie zrodziło się między Arkadiuszem a Julią przejdzie wszystko i doczeka się happy endu.
-Arek mnie pocałował. - dodała nieco ciszej wpatrując się tępym wzrokiem w kieliszek trzymany przez nią za stópkę.
-Ale to nie to Cię trapi, prawda? - zapytała przymrużając oczy. Twarz Julii przybrała smutny wyraz. Marysia trafiła w czuły punkt.
-Nie chciałam, żeby przerywał. - wyszeptała, uśmiechając się przez łzy, które chciały wydostać się z jej oczodołów. Fabiańska odłożyła szkło na szklany stolik, po czym przytuliła do siebie Kowalczyk. Szatynka bez słowa wtuliła się w siostrę Fabiańskiego cicho szlochając. Dużo przeszła a blondynka chciała aby teraz w jej życiu działo się wszystko co dobre.
Gdy tak w zupełnej ciszy i przyjemnym milczeniu siedziały objęte ramieniem i wpatrujące się w delikatne płomienie ognia w kominku, do drewnianych drzwi wejściowych domu państwa Błaszczykowskich dobiegło ciche pukanie. Julia podniosła się z kanapy okrywając się szczelnie kraciastym, kolorowym kocem. Przekręciła klucz w zamku, po czym pchnęła drzwi, na których progu stała wyższa od niej blondynka ubrana w ciepły wełniany sweter i długie, szare spodnie dresowe. Uśmiechnęła się delikatnie do Julki, która wpuściła ją do środka delikatnym skinieniem głowy. Blondynka uśmiechnęła się na widok siedzącej na dużej kanapie Marysi. Julka zaprosiła Katarzynę do salonu, wyciągając ze szklanej witryny kolejny kieliszek. Jednak na widok kryształowego naczynia Woźnicka jedynie pokiwała z dezaprobatą głową, co zdziwiło obie kobiety. Rzuciły koleżance pytające spojrzenie, na co ona jedynie wbiła swoje w podłogę. Obie przestraszyły się nie na żarty. Od powrotu z Euro nie widziały kuzynki Lewandowskiego, obawiały się, że coś się stało. Julia usiadła obok Woźnickiej delikatnie obejmując ją swoim przyjacielskim ramieniem. Blondynka podniosła delikatnie głowę, uśmiechając się nieznacznie. Cieszyła się z tego, że zostanie mamą, jednak bała się, że nie podoła i nie uda jej się sprawić aby jej dziecko miało piękne i niezapomniane dzieciństwo. Po chwili poczuła na drugim ramieniu delikatny uścisk należący do Marysi, uśmiechającej się do niej szczerze i równie delikatnie co Julia.
-Jestem w ciąży. - szepnęła. Marysia wymieniła się z Julią porozumiewawczymi spojrzeniami. Takiego obrotu spraw żadna z nich się nie spodziewała. Wiedziały jednak, że gdy Woźnicka będzie potrzebowała pomocy nie zawahają się jej udzielić. Były przecież przyjaciółkami. A przyjaźń to świętość.
-A ojciec dziecka wie? - zapytała niepewnie Julia, bojąc się reakcji asystentki Bońka. Pokiwała jedynie przecząco głową. Bała się konfrontacji z ojcem dziecka, bała się również wyjawienie jego personaliów komukolwiek. Jednak miała nadzieję, że zarówno Kowalczyk jak i Fabiańska nie zdradzą jej tajemnicy.
-A kto jest ojcem maluszka? - Marysia miała nadzieje, że Kasia nie będzie ukrywać takowego faktu. Wierzyła, że ich nie okłamie. Gdy podniosła głowę obie zauważyły na jej policzkach łzy wydobywające się z jej oczodołów.
-Artur ... - wyszeptała, sprawiając, że obie dziewczyny nabrały głośno powietrza.
○
**Były prawdy, choć nie całe, z nich już siebie nie poznaje.
Między nami oszalałem, więc nie próbuj mnie już bardziej.
Nie chcę czekać, kiedy na nic, to czekanie nie ma granic.
Warszawa, Polska
16 lipiec, 2016 r.
* - cytat z piosenki Seweryna Krajewskiego "Nie jesteś sama."
** - cytat z piosenki Andrzeja Piasecznego "Chodź, przytul przebacz."
16 lipiec, 2016 r.
Siedzący przy drewnianym stoliku w jednym z warszawskich barów Artur Jędrzejczak pochylał się nad kryształową szklanką wypełnioną w części wysokoprocentowym napojem w towarzystwie swoich kolegów z kadry, Arkadiusza Milika, Grzegorza Krychowiaka i Mariusza Stępińskiego. Cała czwórka mężczyzn siedziała w totalnej ciszy pierwszy raz od dłuższego czasu sącząc napój alkoholowy. Nie mieli okazji dotąd usiąść i porozmawiać. Od powrotu z Euro, każdy z nich miał swoje sprawy zarówno prywatne jak i zawodowe a przyjaźnie spadły zdecydowanie na dalszy plan. Teraz siedząc tak w ciszy i we własnych myślach zdali sobie sprawę, że lepiej im w gronie bliskich przyjaciół, niż w totalnej samotności.
-Przespałem się z Kaśką. - Milik zadławił się powietrzem, które właśnie zaczerpnął. Stępiński spojrzał na Artura zdziwionym wzrokiem natomiast Grzegorz zachłysnął się whisky, którą właśnie wlał do swojego gardła z kryształowej szklanki. Wszyscy trzej spojrzeli na Jędrzejczyka wzrokiem pełnym zdziwienia. Nie wierzyli w to co słyszeli. Co prawda wiedzieli, że coś między Woźnicką a Jędrzejczykiem zaczyna się dziać, jednak nikt nie sądził, że wylądują ze sobą w łóżku i to tak szybko. Krychowiak uważnie się mu przyjrzał. Widział, że coś go trapi. Wbrew wszystkiemu, Jędrzejczyk był osobą, która przejmowała się uczuciami innych i Krychowiak był tego w pełni świadom. A Kasia była jego bliską przyjaciółką, więc stał przed nie lada dylematem, w którym miał obstać, po którejś stronie. Wiedział bowiem, że będzie to nieuniknione. Kolejny raz spojrzał na Artura Jędrzejczyka. Obrońca polskiej reprezentacji ubrany w ciemną, jednolitą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem, ciemne jeansy i szarą, rozpinaną bluzę z kapturem z niepewnym wyrazem twarzy pochylał się nad kryształową szklanką wypełnioną brązowym trunkiem.
-I tego nie żałuje. - dodał ciszej, jakby sam do siebie. Siedzący obok niego Arek Milik uśmiechnął się delikatnie pod nosem. On pocałunku z Julią nie żałował, wręcz przeciwnie chciałby to powtórzyć. Bał się jednak, że swoimi uczuciami do miłej i urodziwej szatynki może zniszczyć ich przyjaźń, na której również mu zależało. Wyszedł bo przestraszył się tego, co czuł. Przestraszył się uczucia o wiele silniejszego niż przyjaźń.
-To jej to powiedz. - szczerze i z otuchą w głosie swoje zdanie wyraził dotąd milczący Mariusz. Jemu w miłości nie szło, więc jeśli mógł pomóc właśnie temu wielkiemu uczuciu, to chciał to uczynić.
-Ona nic do mnie nie czuje.
-Gdyby nic do Ciebie nie czuła, nie przespałaby się z Tobą. - skwitował Krychowiak uśmiechając się delikatnie do Artura.
Dzień dobry!
Witam was serdecznie w kolejny rozdziale tej historii. Mam wielką nadzieję, że sprosta on waszym oczekiwaniom. Już niedługo pojawią się nowe bohaterki a wraz z nimi kolejna dawka, nie zawsze zdrowego humoru. Dziękuję wszystkim wam, którzy czytają to opowiadanie. Nawet jeśli nie komentujecie to mam nadzieję, że zaglądacie tutaj. Mam do was jeszcze jedno pytanie. Co powiedziałybyście na nowe opowiadanie, będące po prostu historią, która stanie się żartem drugich połówek naszych kochanych piłkarzy?
Z tym pytaniem was pozostawiam i zapraszam do wzięcia udziału w ankiecie http://nowy--ty-nowa--ja.blogspot.com
Wraz z Grzegorzem gorąco was pozdrawiam.
Buziaczki ;)
~ ~ ~
-Przespałem się z Kaśką. - Milik zadławił się powietrzem, które właśnie zaczerpnął. Stępiński spojrzał na Artura zdziwionym wzrokiem natomiast Grzegorz zachłysnął się whisky, którą właśnie wlał do swojego gardła z kryształowej szklanki. Wszyscy trzej spojrzeli na Jędrzejczyka wzrokiem pełnym zdziwienia. Nie wierzyli w to co słyszeli. Co prawda wiedzieli, że coś między Woźnicką a Jędrzejczykiem zaczyna się dziać, jednak nikt nie sądził, że wylądują ze sobą w łóżku i to tak szybko. Krychowiak uważnie się mu przyjrzał. Widział, że coś go trapi. Wbrew wszystkiemu, Jędrzejczyk był osobą, która przejmowała się uczuciami innych i Krychowiak był tego w pełni świadom. A Kasia była jego bliską przyjaciółką, więc stał przed nie lada dylematem, w którym miał obstać, po którejś stronie. Wiedział bowiem, że będzie to nieuniknione. Kolejny raz spojrzał na Artura Jędrzejczyka. Obrońca polskiej reprezentacji ubrany w ciemną, jednolitą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem, ciemne jeansy i szarą, rozpinaną bluzę z kapturem z niepewnym wyrazem twarzy pochylał się nad kryształową szklanką wypełnioną brązowym trunkiem.
-I tego nie żałuje. - dodał ciszej, jakby sam do siebie. Siedzący obok niego Arek Milik uśmiechnął się delikatnie pod nosem. On pocałunku z Julią nie żałował, wręcz przeciwnie chciałby to powtórzyć. Bał się jednak, że swoimi uczuciami do miłej i urodziwej szatynki może zniszczyć ich przyjaźń, na której również mu zależało. Wyszedł bo przestraszył się tego, co czuł. Przestraszył się uczucia o wiele silniejszego niż przyjaźń.
-To jej to powiedz. - szczerze i z otuchą w głosie swoje zdanie wyraził dotąd milczący Mariusz. Jemu w miłości nie szło, więc jeśli mógł pomóc właśnie temu wielkiemu uczuciu, to chciał to uczynić.
-Ona nic do mnie nie czuje.
-Gdyby nic do Ciebie nie czuła, nie przespałaby się z Tobą. - skwitował Krychowiak uśmiechając się delikatnie do Artura.
17 lipiec 2016 r.
Arek przewrócił się na bok, gdy pod jego powieki zaczęły nerwowo dostawać się promienie porannego słońca przebijającego się przez ciemne firany zawieszone w oknie warszawskiego pokoju hotelowego przy ulicy Skalnicowa 21. Sięgnął dłonią po poduszkę, która leżała swobodnie na średniej wielkości łóżku, zakrywając nią sobie swoją twarz. Wczorajszy wieczór dał mu się we znaki. Ból głowy był niemiłosierny i to sprawiało, że Milik miał ochotę cofnąć się w czasie i asertywnie powiedzieć NIE swoim przyjaciołom. Niestety za swoją głupotę musiał płacić. Wiedząc, że leżenie na łóżku i przykrywanie się zimną, jasną poduszką nic dobrego nie zdziała, postanowił podnieść się z mebla i skierować się do łazienki aby wziąć zimny prysznic i spróbować choć w nieznacznym stopniu załagodzić niemiłosierny ból głowy. Pozbył się bielizny, w której spał aby po chwili wejść do oszklonej kabiny i oblać się strumieniem lodowatej wody. Czując przeszywające zimno, powrócił myślami do Julii. Czuł się źle unikając rozmowy z dziewczyną. Chciał wszystko jej wytłumaczyć, jednak bał się tego jak Kowalczyk zareaguje. Trudno było mu przyznać się przed samym sobą do tego, że nie jest nią jedynie zauroczony. Że uczucie, które do niej żywi jest czymś o zdecydowanie większej sile rażenia. Zaśmiał się cicho pod nosem. Zawsze sądził, że jest prawdziwym mężczyzną, jednak gdy chodziło o sprawy związane z osobami, na których mu na prawdę zależało nigdy nie był mężczyzną.
Artur natomiast od dobrej godziny siedział na hotelowym łóżku, nerwowo przewracając w dłoniach swój telefon. Wziął sobie do serca, to wszystko co usłyszał od trójki swoich przyjaciół z reprezentacji. Wiedział, że musi wytłumaczyć wszystko Kasi. Odkąd rozwiódł się ze swoją żoną mógł tak po prostu zasmakować czegoś nowego. Woźnicka była właśnie czymś nowym. Co prawda oboje byli nieco wstawieni, ale również oboje tego chcieli. Jednak gdy rano się obudzili, zebrali swoje rzeczy i bez słowa opuścił jej mieszkanie. Żałował tego, że wyszedł ale w tamtym momencie nic do niego nie docierało. Dopiero teraz wiedział, że mu zależy. Dopiero teraz to do niego dotarło. Wziął głęboki oddech i wybrał na ekranie numer asystentki prezesa Bońka. Po kilku, długich sygnałach odebrała.
-Cześć, Kasia posłuchaj ... - zawahał się, drapiąc się po głowie. Nie wiedział jak odpowiednio dobrać słowa, aby nie wyjść na nachalnego. - ... chciałbym się z Tobą spotkać i porozmawiać. - słyszał jak nabrała powietrza. Bał się, że nagle zerwie połączenie i gdy kolejny raz będzie próbował się do niej dodzwonić ona już nie odbierze a on kolejny raz będzie musiał bić się z denerwującymi go już po woli myślami.
-Jestem u Julki. - rzuciła szybko mając nadzieję, że Jędrzejczyk skapituluje. Niestety jej nadzieje okazały się złudne. Bardzo złudne.
-To przyjadę do was. My na prawdę musimy porozmawiać Kaśka. - zrezygnowała wypuszczając z płuc powietrze. Wiedziała, że nie ma sensu wykłócać się z piłkarzem. Wiedziała również, że on po prostu nie odpuści.
-Dobrze. Przyjedź jutro. - rozłączyła się tak szybko jak potrafiła a on odetchnął z ulgą wsłuchując się w sygnał zerwanego połączenia.
Grzegorz właśnie zakładał wyciągnięty ze średniej wielkości walizki jasny podkoszulek, gdy leżący na przykrytym kolorową narzutą łóżku zaczął wydawać z siebie charakterystyczny dźwięk. Zdziwił się patrząc na wiszący na ścianie zegarek. Ósma rano nigdy nie była zbyt optymalną godziną jeśli mowa o wykonywanie połączeń telefonicznych. Uśmiechnął się gdy na ekranie swojego smartphone'a dostrzegł zdjęcie pomocnika jego byłego już klubu, Franco Vazquez'a. Dawno już nie widział się z kolegami ze starych śmieci. Miał nadzieję, że okazja szybko się nadarzy i zdoła nadrobić zaległości.
-Tak?
-No, a już myślałem, że wielki pan Krychowiak zrobił przysługę światu i postanowił ukrócić swój żywot. - jego rozmówca wypowiadając to zdanie zaśmiał się głośno. Lubił denerwować piłkarza PSG, cóż takie przyjacielskie sentymenty. Do Sevilli trafił na początku roku i to właśnie z polskim piłkarzem znalazł wspólny język i jemu zawdzięczał szybkie odnalezienie się w realiach tego hiszpańskiego klubu. I choć wszyscy piłkarze klubu z Sevilli mieli Krychowiakowi za złe to, że przeszedł do Paryża, jednak wiedzieli, że to dla niego ostatnia szansa aby pokazać się z dobrej strony. Cieszyli się, że dostał szansę i mieli nadzieję, że uda mu się grać dla tego wielkiego, francuskiego klubu.
-Gdyby nie fakt, że mam kaca, to nawet bym Ci bił brawo, Vazi. - zaśmiał się cicho, słysząc dziwne westchnienie po drugiej stronie słuchawki.
-Co kolejna dziewczyna Cię rzuciła, że topisz swoje smutki w alkoholu? - Grzegorz jedynie westchnął słysząc komentarz swojego włoskiego przyjaciela. - A mamusia Cię nie nauczyła, że napojów wyskokowych się nie nadużywa? - Franco zaśmiał się cicho kończąc swoje pytanie wystosowane w kierunku Krychowiaka.
-Czy ty musisz dzwonić do mnie o ósmej rano, aby prawić mi morały? - zapytał ze śmiechem słyszalnym w swoim głosie Krychowiak.
-Dzwonić o ósmej rano muszę, ale na pewno nie po to aby prawić Ci morały. Nie jestem Twoją matką ani żoną i chyba dobrze. Dzwonię aby uprzedzić Cię, że dostaniesz zaproszenie na ślub. - Grzegorz zmarszczył brwi.
-Twój? - zapytał niepewnie Polak.
-Uderzyłeś się o coś?
-Nie... chyba.
-Twoje zastanowienie mnie niepokoi... Mniejsza o to, nasz kochany Fernando ostatecznie postanowił oświadczyć się Marii na dobre, więc nasza kochana Maria, w końcu zostanie panią Llorente. - Vazquez zaśmiał się kończąc swoją wypowiedz. Krychowiak również zareagował śmiechem. Dobrze znał historię Marii i Fernando i musiał przyznać, że była idealną historią dla pisarza, który stworzyłby z niej swoje dzieło sztuki.
-A kiedy ten ślub jeśli mogę wiedzieć? - zapytał, zakładając na ramiona ciemną bluzę.
-Za dwa tygodnie w Sevilli. Mam rozumieć, że Maria ma wpisać Cię na listę gości? - w głosie Vazqueza wyczuł zaciekawienie, co skomentował jedynie głośnym westchnieniem. Gdyby mógł trzasnąłby przyjaciela po jego pustej głowie.
-Jesteś prawdziwym idiotą. - westchnął polski pomocnik.
-Wiem, Irmina też mi to mówi. - z radością w głosie udzielił odpowiedzi na tę uwagę swojego, byłego już, przyjaciela z klubu.
-Ta kobieta jest na prawdę moją bohaterką. Żeby wytrzymywać więcej niż dwie godziny z kimś takim jak ty? Trzeba mieć na prawdę stalowe nerwy i anielską cierpliwość, żeby z Tobą mieszkać. - Franco zaśmiał się słysząc litanię Krychowiaka. Kochał Ukrainkę i się tego nie wstydził, wiedział natomiast, że wszystko co powiedział Grzegorz jest największą i najszczerszą prawdą.
-Dobra muszę kończyć. Pamiętaj, że musisz się na tym ślubie pojawić. Oczywiście nie przyjdź sam. Nie chcemy wiochy. Pozdrawiam Cię najmocniej Grzesiu. Lecz kacyka. Ciao. - Krychowiak westchnął głęboko rzucając telefon na łóżko.
-On jest nienormalny. - dodał poprawiając włosy.
Mariusz podniósł się z łóżka jako ostatni i chyba najmniej odczuwający skutki libacji alkoholowej jakiej dokonali wieczoru poprzedniego dnia. Lubił zajrzeć do kieliszka ale znał umiar i chyba to odróżniało go od swoich kolegów. Wolał zachowywać trzeźwość umysłu, bojąc się, że jego usta opuszczą słowa, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Otworzył laptopa, który leżał na małym, drewnianym stoliku. Zalogował się na czat, na którego dał się namówić koledze z Ruchu Chorzów jakiś czas temu. Siedział przed ekranem chwilę, gdy jego skrzynka odbiorcza odnotowała nową wiadomość.
Artur natomiast od dobrej godziny siedział na hotelowym łóżku, nerwowo przewracając w dłoniach swój telefon. Wziął sobie do serca, to wszystko co usłyszał od trójki swoich przyjaciół z reprezentacji. Wiedział, że musi wytłumaczyć wszystko Kasi. Odkąd rozwiódł się ze swoją żoną mógł tak po prostu zasmakować czegoś nowego. Woźnicka była właśnie czymś nowym. Co prawda oboje byli nieco wstawieni, ale również oboje tego chcieli. Jednak gdy rano się obudzili, zebrali swoje rzeczy i bez słowa opuścił jej mieszkanie. Żałował tego, że wyszedł ale w tamtym momencie nic do niego nie docierało. Dopiero teraz wiedział, że mu zależy. Dopiero teraz to do niego dotarło. Wziął głęboki oddech i wybrał na ekranie numer asystentki prezesa Bońka. Po kilku, długich sygnałach odebrała.
-Cześć, Kasia posłuchaj ... - zawahał się, drapiąc się po głowie. Nie wiedział jak odpowiednio dobrać słowa, aby nie wyjść na nachalnego. - ... chciałbym się z Tobą spotkać i porozmawiać. - słyszał jak nabrała powietrza. Bał się, że nagle zerwie połączenie i gdy kolejny raz będzie próbował się do niej dodzwonić ona już nie odbierze a on kolejny raz będzie musiał bić się z denerwującymi go już po woli myślami.
-Jestem u Julki. - rzuciła szybko mając nadzieję, że Jędrzejczyk skapituluje. Niestety jej nadzieje okazały się złudne. Bardzo złudne.
-To przyjadę do was. My na prawdę musimy porozmawiać Kaśka. - zrezygnowała wypuszczając z płuc powietrze. Wiedziała, że nie ma sensu wykłócać się z piłkarzem. Wiedziała również, że on po prostu nie odpuści.
-Dobrze. Przyjedź jutro. - rozłączyła się tak szybko jak potrafiła a on odetchnął z ulgą wsłuchując się w sygnał zerwanego połączenia.
Grzegorz właśnie zakładał wyciągnięty ze średniej wielkości walizki jasny podkoszulek, gdy leżący na przykrytym kolorową narzutą łóżku zaczął wydawać z siebie charakterystyczny dźwięk. Zdziwił się patrząc na wiszący na ścianie zegarek. Ósma rano nigdy nie była zbyt optymalną godziną jeśli mowa o wykonywanie połączeń telefonicznych. Uśmiechnął się gdy na ekranie swojego smartphone'a dostrzegł zdjęcie pomocnika jego byłego już klubu, Franco Vazquez'a. Dawno już nie widział się z kolegami ze starych śmieci. Miał nadzieję, że okazja szybko się nadarzy i zdoła nadrobić zaległości.
-Tak?
-No, a już myślałem, że wielki pan Krychowiak zrobił przysługę światu i postanowił ukrócić swój żywot. - jego rozmówca wypowiadając to zdanie zaśmiał się głośno. Lubił denerwować piłkarza PSG, cóż takie przyjacielskie sentymenty. Do Sevilli trafił na początku roku i to właśnie z polskim piłkarzem znalazł wspólny język i jemu zawdzięczał szybkie odnalezienie się w realiach tego hiszpańskiego klubu. I choć wszyscy piłkarze klubu z Sevilli mieli Krychowiakowi za złe to, że przeszedł do Paryża, jednak wiedzieli, że to dla niego ostatnia szansa aby pokazać się z dobrej strony. Cieszyli się, że dostał szansę i mieli nadzieję, że uda mu się grać dla tego wielkiego, francuskiego klubu.
-Gdyby nie fakt, że mam kaca, to nawet bym Ci bił brawo, Vazi. - zaśmiał się cicho, słysząc dziwne westchnienie po drugiej stronie słuchawki.
-Co kolejna dziewczyna Cię rzuciła, że topisz swoje smutki w alkoholu? - Grzegorz jedynie westchnął słysząc komentarz swojego włoskiego przyjaciela. - A mamusia Cię nie nauczyła, że napojów wyskokowych się nie nadużywa? - Franco zaśmiał się cicho kończąc swoje pytanie wystosowane w kierunku Krychowiaka.
-Czy ty musisz dzwonić do mnie o ósmej rano, aby prawić mi morały? - zapytał ze śmiechem słyszalnym w swoim głosie Krychowiak.
-Dzwonić o ósmej rano muszę, ale na pewno nie po to aby prawić Ci morały. Nie jestem Twoją matką ani żoną i chyba dobrze. Dzwonię aby uprzedzić Cię, że dostaniesz zaproszenie na ślub. - Grzegorz zmarszczył brwi.
-Twój? - zapytał niepewnie Polak.
-Uderzyłeś się o coś?
-Nie... chyba.
-Twoje zastanowienie mnie niepokoi... Mniejsza o to, nasz kochany Fernando ostatecznie postanowił oświadczyć się Marii na dobre, więc nasza kochana Maria, w końcu zostanie panią Llorente. - Vazquez zaśmiał się kończąc swoją wypowiedz. Krychowiak również zareagował śmiechem. Dobrze znał historię Marii i Fernando i musiał przyznać, że była idealną historią dla pisarza, który stworzyłby z niej swoje dzieło sztuki.
-A kiedy ten ślub jeśli mogę wiedzieć? - zapytał, zakładając na ramiona ciemną bluzę.
-Za dwa tygodnie w Sevilli. Mam rozumieć, że Maria ma wpisać Cię na listę gości? - w głosie Vazqueza wyczuł zaciekawienie, co skomentował jedynie głośnym westchnieniem. Gdyby mógł trzasnąłby przyjaciela po jego pustej głowie.
-Jesteś prawdziwym idiotą. - westchnął polski pomocnik.
-Wiem, Irmina też mi to mówi. - z radością w głosie udzielił odpowiedzi na tę uwagę swojego, byłego już, przyjaciela z klubu.
-Ta kobieta jest na prawdę moją bohaterką. Żeby wytrzymywać więcej niż dwie godziny z kimś takim jak ty? Trzeba mieć na prawdę stalowe nerwy i anielską cierpliwość, żeby z Tobą mieszkać. - Franco zaśmiał się słysząc litanię Krychowiaka. Kochał Ukrainkę i się tego nie wstydził, wiedział natomiast, że wszystko co powiedział Grzegorz jest największą i najszczerszą prawdą.
-Dobra muszę kończyć. Pamiętaj, że musisz się na tym ślubie pojawić. Oczywiście nie przyjdź sam. Nie chcemy wiochy. Pozdrawiam Cię najmocniej Grzesiu. Lecz kacyka. Ciao. - Krychowiak westchnął głęboko rzucając telefon na łóżko.
-On jest nienormalny. - dodał poprawiając włosy.
Mariusz podniósł się z łóżka jako ostatni i chyba najmniej odczuwający skutki libacji alkoholowej jakiej dokonali wieczoru poprzedniego dnia. Lubił zajrzeć do kieliszka ale znał umiar i chyba to odróżniało go od swoich kolegów. Wolał zachowywać trzeźwość umysłu, bojąc się, że jego usta opuszczą słowa, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Otworzył laptopa, który leżał na małym, drewnianym stoliku. Zalogował się na czat, na którego dał się namówić koledze z Ruchu Chorzów jakiś czas temu. Siedział przed ekranem chwilę, gdy jego skrzynka odbiorcza odnotowała nową wiadomość.
Od AnnN19:
Może w końcu byśmy zobaczyli się w realu?
♦♦♦
Dzień dobry!
Witam was serdecznie w kolejny rozdziale tej historii. Mam wielką nadzieję, że sprosta on waszym oczekiwaniom. Już niedługo pojawią się nowe bohaterki a wraz z nimi kolejna dawka, nie zawsze zdrowego humoru. Dziękuję wszystkim wam, którzy czytają to opowiadanie. Nawet jeśli nie komentujecie to mam nadzieję, że zaglądacie tutaj. Mam do was jeszcze jedno pytanie. Co powiedziałybyście na nowe opowiadanie, będące po prostu historią, która stanie się żartem drugich połówek naszych kochanych piłkarzy?
Z tym pytaniem was pozostawiam i zapraszam do wzięcia udziału w ankiecie http://nowy--ty-nowa--ja.blogspot.com
Wraz z Grzegorzem gorąco was pozdrawiam.
Buziaczki ;)
* - cytat z piosenki Seweryna Krajewskiego "Nie jesteś sama."
** - cytat z piosenki Andrzeja Piasecznego "Chodź, przytul przebacz."