czwartek, 29 grudnia 2016

Rozdział XXXI - "Będziesz miała nagrodę, jak młoda rozniesie Arłamów."

11 komentarzy:

Arłamów, Polska
15 marzec 2017 r.


▬ ▬ ▬

         -Powiedziałem Ci, żebyś się oszczędzała. Ale ty jak zwykle masz to co mówię gdzieś. - lament Artura Jędrzejczyka wprawił w rozbawienie męską część kadrowej społeczności. Siedzący w holu Bartosz Kapustka, Arkadiusz Miliki i Karol Linetty z twarzami schowanymi za książkami, czy gazetami próbowali nie zanieść się śmiechem, który dla nich mógłby skończyć się dość niekolorowo. Odkąd Jędrzejczyk miał zostać ojcem stał się nie do wytrzymania, nie tylko wobec swojej przyszłej żony, ale i całej reszty znajomych, przyjaciół i rodziny. Katarzyna uśmiechnęła się do niego delikatnie, marszcząc brwi i bawiąc się materiałem bluzy ojca swojego dziecka. Artur jedynie westchnął. Odkąd Kasia zamieszkała z nim, znalazła wspólny język z jego rodzicami, on zaczął zupełnie inaczej na nią patrzeć. W zupełnie innym sensie, pod innym kontem. Pokochał ją, ale jej tego nie powiedział. Bał się, że go odrzuci i wyśmieje. W końcu nienawidzili się, a teraz wszystko miało się zmienić. Ale jak to mówią, od nienawiści to miłości, jeden krok i właśnie tej sentencji Jędrzejczyk miał zamiar się kurczowo trzymać. 
-Nie przesadzaj. Przyjechałam tylko na jeden dzień. Rozmawiałam z Mariną, jak będzie wracała od dziadków, to po mnie jutro przyjedzie. - odpowiedziała, delikatnie muskając dłonią jego policzek. Musiała przyznać przed samą sobą, że nie poznawała Jędrzejczyka. Miała wrażenie, że po wieści o ciąży poznała zupełnie inną osobą, niż znała dotąd. Powoli się w nim zakochiwała i to było chyba we wszystkim najgorsze. 
-Po co przyjechałaś tak w ogóle? - zapytał mrużąc oczy. Musiał przyznać, że odwiedziny Kasi nie były dla niego tak oczywiste. Zawsze szukał w tym drugiego dna i widząc jej minę doszedł do wniosku, że wcale się nie pomylił, a jego intuicja nadal była bardzo czujną.
-Dlaczego ty chcesz wiedzieć tak dużo? - zapytała unosząc ku górze brwi. On jedynie rzucił jej karcące spojrzenie, które zawsze działało na nią tak, jak powinno. 
-Mam swoje powody. - powiedział, ale wbił swój wzrok na kanapę w holu hotelu, gdy usłyszał ciche parsknięcie. Dobrze wiedział, że jego młodsi koledzy mają z niego polewkę i tego nie mógł zdzierżyć. -Przywiozłam Lilkę. - zmarszczył brwi wbijając wzrok w blondynkę. 
-Tę Lilkę? - zapytał zaciekawiony.
-Tak, tę Lilkę. Łatwo nie było, ale się udało. Liczę na jakąś nagrodę. - powiedziała opierając się o kremowy filar. 
-Będziesz miała nagrodę, jak młoda rozniesie Arłamów. Wyniosą Cię na ołtarze, jako męczenniczkę. - odpowiedział jej, co spotkało się z pytającym i nieco zdziwionym wzrokiem blondynki. 
-Co? - zapytała. Artur jedynie westchnął.
-Jest fanką Jagiellonii i poza Pazdkiem nie będzie tu miała przyjaciół, a co najwyżej zyska samych wrogów. - skomentował, co Woźnicka skomentowała jedynie uderzeniem go z całej siły w tył głowy. 

     Grzegorz Krychowiak, który od wielu długich tygodni rozważał zmianę swojego zawodowego życia, teraz leżał na łóżku w hotelowym pokoju wpatrując się w jasny sufit. Wielu jego przyjaciół namawiało go do rzucenia Francji i powrotu do Hiszpanii, do miejsca, w którym mógł błyszczeć, spełniać swoje zawodowe ambicje. On, sam już nie wiedział co powinien zrobić. Chciał spełnić swoje marzenia, miał nadzieję, że Francja będzie idealnym miejscem. Po woli dochodził do wniosku, że wszyscy mają rację i najlepiej będzie po prostu się poddać. Ciche pukanie do drewnianych drzwi pokoju sprawiły, że wyrwał się z zamyślenia. Uśmiechnął się, gdy w progu pokoju zobaczył Marysia z dwoma porcelanowymi kubkami. Musiał przyznać, że przez trzy miesiące, w których widywał ją jedynie sporadycznie zabrakło mu jej obecności. Zdał sobie wtedy sprawę, że siostra Fabiańskiego nie jest dla niego jedynie przyjaciółką, której może się wyżalić. Wiedział, że blondynka jest dla niego kimś zdecydowanie ważniejszym. Celia to jedynie w nim utwierdziła, w końcu francuska modelka znała go wiele lat. 
-Mogę? - zapytała uśmiechając się do niego i wskazując na kubki trzymane w dłoniach. -Zosia przygotowała pyszną czekoladę, której udało mi się wyrwać jedynie dwa, ostatnie kubki. - usiadła obok niego, wręczając mu porcelanowy kubek wypełniony brązową, gorącą cieczą. Uśmiechnął się odbierając go do niej. Wiedział, że jeśli nie wyzna swoich uczuć, ktoś może mu ją zabrać, a tego on by po prostu nie zniósł. Zakochał się w niej i tego był już pewien. 
-Grześ, co się dzieję? - zapytała. Podniósł na nią swój wzrok, marszcząc brwi. Zastanawiał się czego może spodziewać się z jej strony. Miał cichą, ale małą nadzieję, że i w niej gdzieś tli się uczucie do niego. 
-Nic. Wszystko jest w porządku. - odpowiedział uśmiechając się do niej szeroko. Znała go jednak już na tyle żeby wiedzieć, że nie jest szczery. Uniosła jedynie jedną z brwi ku górze i rzuciła mu pełne wyrzutu spojrzenie. Zdążyła go poznać na tyle dobrze, żeby wiedzieć kiedy coś go trapi i nie jest to na pewno byle co. 
-Dlaczego próbujesz mnie oszukać? - zapytała odkładając kubek na mały stolik stojący nieopodal łóżka, przy fotelu, pod ścianą. Krychowiak westchnął jedynie. Zawsze wiedział, że jej nie uda mu się oszukać, a mimo to próbował blefować. 
-Nie próbuje, po prostu nie chcę Cię obarczać swoimi problemami. - odpowiedział delikatnie uśmiechając się do lekarki. Jego słowa sprawiły, że uśmiech nie pojawił się na jej twarzy. Sądziła, że są przyjaciółmi. Najlepszymi, znaczącymi dla siebie dużo, będącymi w stanie zrobić dużo dla siebie. Teraz, po jego słowach, zaczynała w to powątpiewać. Przyjaźń jest na zawsze i mimo wszystko. 
-Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi Grzesiek, czyżbym się pomyliła? - podniosła się z łóżka i gdy chciała skierować się do drzwi jego pokoju, na jej nadgarstku zamknęła się jego dłoń. Nie chciał, żeby to tak zabrzmiało. Nie chciał jej zranić, a sądząc po jej reakcji właśnie to zrobił. Nie chciał jej stracić. 
-Nie pomyliłaś się. - powiedział, cicho stając obok niej, nadal z dłonią zamkniętą na jej nadgarstku. Dostrzegł w jej oczach smutek, którego sprawcą był właśnie on. Nigdy nie chciał tego zrobić. Nigdy nie chciał jej ranić, sprawić by cierpiała. Zbyt dużo dla niego znaczyła.
 -Jesteś moją przyjaciółką, zależy mi na Tobie, ale nie chcę, żebyś musiała ciągle rozwiązywać moje problemy, albo się nimi wciąż niepokoić. - delikatnie, opuszkami palców przejechał po jej zimnym policzku. Jej wzrok utkwił w jego spojrzeniu, tak bardzo hipnotyzującym, w który mogłaby spoglądać godzinami. Zrobiła kilka kroków w jego stronę, stając kilka centymetrów od niego. Delikatnie przeczesała jego włosy i bez słowa się do niego przytuliła. Brakowało jej go. Cieszyła się, że go ma i może na niego liczyć. Pocałował ją w czubek głowy. Miał nadzieję, że uda mu się ją w sobie rozkochać i być szczęśliwym wraz z nią. 


-Arek dlaczego zapłaciłeś rachunki? - zapytała siadając obok niego na murawie przy ośrodkowego boiska. Piłkarz hiszpańskiego klubu spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy. Wiedział, jakie jest zdanie szatynki na ten temat, dlatego postanowił jej o tym nie mówić mając nadzieję, że nic się nie wyda. Niestety pomylił się. 
-Siedzę Ci na głowie, pasożytuje więc chciałem choć tak Ci odpłacić za Twoją cierpliwość do mnie. - odpowiedział uśmiechając się do niej słodko. Kowalczyk rzuciła mu pełne politowania spojrzenie, uderzając lekko w tył głowy. Milik jedynie jęknął pod nosem, po czym zaczął rozmasowywać bolące miejsce. 
-Jesteś idiotą. - bąknęła, kolejny raz uderzając Milika, tym razem jednak zmieniając swój cel na jego ramię. Arkadiusz rzucił jej mroczne spojrzenie, ale dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła.
-A ty wredną małpą. - odbąknął z mrożącym spojrzeniem wbitym w przyjaciółkę. 
-Kim jest ta dziewczyna? - zapytał w pewnym momencie Milik spoglądając na dziewczynę siedzącą na jednej z ławek nieopodal małego lasku, tuż za boiskiem. Julia uśmiechnęła się, gdy podążając za wzrokiem swojego najlepszego przyjaciela natrafiła na siedzącą na ławce szatynkę z nosem schowanym za czytaną przez nią powieścią. Miała już okazje poznać miłą, ale skrytą w sobie dziewczynę. Miała nadzieję, że uda jej się z nią zaprzyjaźnić. 
-Co zakochałeś się? - zapytała śmiejąc się i machając mu przed nosem swoją lekturą przed nosem. Napastnik rzucił jej pełne politowania spojrzenie obejmując swoim ramieniem. 
-A co zazdrosna jesteś? - uniósł zabawnie brwi, co spotkało się z jej kpiącą miną. Lubiła Arka, nawet bardzo, ale czasami jego zachowanie zdecydowanie przypominało te dziecięce, których to ona, w nim nienawidziła. Rzuciła mu pełne politowania spojrzenie, co ten skomentował jedynie szerszym uśmiechem na twarzy i mocniejszym objęciem dziewczyny. 
-Strzała amora już we mnie trafiła. Moje serce jest zdobyte, kotku. - wyszczerzył się do Julii a jej mina mówiła, że nie chciałaby być tu gdzie znajdowała się w tej chwili. 
-Debil. - rzuciła a on jedynie zaśmiał się głośnym śmiechem łapiąc szatynkę w pasie i przewracając na zieloną murawę. Ich śmiech wyrwał z zaczytania Lilianę która z uśmiechem na twarzy się im przyglądała. 
-Ach te dzieci. - odwróciła głowę słysząc mocny, męski głos. Jakub Błaszczykowski uśmiechnął się do niej delikatnie, wyciągając w jej kierunku dłoń. -Kuba. - powiedział a ona delikatnie ścisnęła jego dłoń. Nie pewnie. 
-Liliana - powiedziała uśmiechając się niepewnie. Błaszczykowski puścił jej oczko, a ona zaśmiała się nieco pewniej, niż wcześniej. 




     ○○○

Znalezione obrazy dla zapytania arek miliki kuba błaszczykowski

      Udało mi się napisać i dodać wam nowy, już 31 rozdział tej mojej historii. Już jesteśmy bliżej końca niż jeszcze dwa miesiące temu, więc się nie martwcie, nie będę was dręczyć.  


Pozdrawiam was bardzo gorąco, dziękuję serdecznie za wasze komentarze pod poprzednimi rozdziałami. Każdy bardzo motywuje mnie do dalszego pisania. Pamiętajcie, żeby o nich nie zapominać i jeśli tutaj zaglądacie to coś zostawcie po sobie, nawet najmniejszy ślad. To będzie dla mnie naprawdę bardzo motywujące. 

Ślę wam całuski i życzę powodzenia w nowym, 2017 roku, który już niebawem. Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepszy niż ten mijający 2016. 

P.S Jeśli mi się uda, to kolejny rozdziały pojawiać będą się 2x w tygodniu, ale niczego wam nie obiecuję. 

Pozdrawiam jeszcze raz. Buziaczki.



Evie.😏

czwartek, 22 grudnia 2016

Rozdział XXX - 'Oni sami to zrobią.'

7 komentarzy:
Trzy miesiące później ...

Trzy miesiące naszym bohaterom, minęły bardzo szybko. Pochłonięci swoimi prywatnymi, zawodowymi sprawami nie mieli zbyt dużo czasu dla znajomych, przyjaciół, czy nawet rodziny. Na szczęście wszystko co powinno, zawsze wraca do normy.  
Okazją na powrót do starej rzeczywistości było zgrupowanie Reprezentacji Polski, odbywające się przed meczem eliminacyjnym do Mistrzostw Świata w Rosji, który zagrają z Czarnogórą.

Arłamów, Polska
10 marzec 2017 r.


         Wiosna na dobre zagościła w bieszczadzkiej miejscowości. Rośliny budziły się coraz pewniej ze snu zimowego, a słońce czuło się na jasnym niebie zdecydowanie pewniej. Coraz wyższe temperatury wskazywane przez termometry znajdujące się na powietrzu, sprawiały, że większość ludzi przerzuciła się na wiosenne obuwie, ubrania i ciemne okulary, które zabezpieczały oczy przed niepotrzebnym wysiłkiem. Natomiast polscy piłkarze po długiej przerwie powracali właśnie do kadrowej rzeczywistości. Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek, Łukasz Fabiański i Jakub Błaszczykowski jako pierwsi pojawili się w ośrodku, który od pierwszej wizyty tutaj, bardzo szybko kupił ich sympatię. Dobrze się tu czuli, i to właśnie tu ich przyjaźń kolejny raz rozkwitła. Czwórka muszkieterów, nazywana tak przez wiernych kibiców biało - czerwonych korzystała z pięknej pogody leżąc na jasnych leżakach w niewielkim ogrodzie kilka metrów od głównego parkingu. 
-A jak tam trzyma się nasza kochana Ania? - zapytał Łukasz Piszczek, zakładając nagę, na nogę. Robert słysząc jego pytanie jedynie westchnął głęboko i pokręcił głową. Jeśli jego żona, jeszcze w grudniu, gdy dowiedziała się o ciąży trzy dni przed świętami Bożego Narodzenia. Teraz, gdy była już w trzecim miesiącu ciąży, po woli zaczyna go denerwować swoimi wiecznymi humorkami. 
-Uuu, po Twojej minie widzę, że nie jest zbyt dobrze. - Fabiański razem z Błaszczykowskim zaśmiali się, a Lewandowski jedynie kolejny raz głośno westchnął. Musiał im przyznać rację. Ciąża u kobiet, była jeszcze gorsza, niż oni po przegranym meczu. 
-Jest tragicznie. - westchnął, wywołując szeroki uśmiech na twarzach swoich przyjaciół. 
-Stary spokojnie, przy drugim będzie gorzej. - Błaszczykowski poklepał go po plecach, wypowiadając owe słowa zupełnie poważnie, czym nie na żarty przestraszył leżącego na leżaku Lewandowskiego. 
-Prosty rachunek, nie zdecyduje się na drugie dziecko. - odpowiedział pewny siebie napastnik. 
-Uwierz mi Robi, każdy tak mówi. - powiedział mu Piszczek podbierając Fabiańskiemu kilka słonych paluszków z opakowania. Bramkarz rzucił mu pełne wyrzutu spojrzenie, po czym schował paczkę paluszków do swojego plecaka, ku niezadowoleniu przyjaciela. 
-Witajcie kochane obiboki. - głos siostry Fabiańskiego wyrwał ich wszystkich z zamyśleń. Każdy poza jej bratem, musiał przyznać, że blondynka przez te trzy miesiące bardzo się zmieniła. Ścięte włosy, sięgające do jej ramion, nieco falowane nieco przyciemnione od strony skóry głowy. Wyglądała w nich jeszcze lepiej, niż w tych wcześniejszych. Wydała im się bardziej kobieca i jeszcze piękniejsza niż dotąd. A dla Lewandowskiego chyba najbardziej, co można było wywnioskować po jego wyrazie twarzy.
-A ty co taka wesoła? ee. - zapytał jej brat, marszcząc brwi. Nie widział jej półtora miesiąca i musiał przyznać, że jego siostra nieco się od tego czasu zmieniła. Miał jednak nadzieję, że na lepsze, a nie na gorsze. 
-Po prostu mam dobry humor. - odpowiedziała opierając dłonie o oparcie leżaka, na którym wypoczywał Lewandowski. -Idę się rozpakować. - rzuciła i odeszła w kierunku swojego samochodu, stojącego obok samochodu Błaszczykowskiego, na dużym parkingu.
-A Twoja siostrzyczka, to mamusią nie zamierza zostać? - zapytał Piszczek, gdy odprowadził wzrokiem siostrę Fabiańskiego. Bramkarz reprezentacji spojrzał na niego, jak na uciekiniera z zakładu psychiatrycznego. Nie dopuszczał do siebie faktu, że jego siostrzyczka mogłaby zajść w ciążę, wyjść za mąż i żyć własnym życiem. 
-Po moim trupie. - odpowiedział pewnie mrożąc Piszczka złowieszczym spojrzeniem, a jego słowa wprawiły ich w szampańskie humory. 


Zosia Krawczyk z uśmiechem na ustach wysiadła z autobusu relacji Warszawa - Ustrzyki Dolne. Z jednej strony cieszyła się, że dostała propozycję od męża swojej siostry, prawnie jej adopcyjnego ojca, z drugiej nie była zbyt pewna czy spędzanie czasu z Bartkiem jest dobrym pomysłem. Lubiła go, musiała się do tego przyznać. Zawsze oferował swoją pomoc, gdy jej potrzebowała. Chciał dla niej jak najlepiej, jednak patrząc na to z innej strony bała się, że ich relacja niebezpiecznie się zmieni i ona zapędzi się w kozi róg. 
Z uśmiechem podziękowała starszemu, siwemu mężczyźnie, który jechał z nią w tym samym pociągu i siedział razem z nią w jednym przedziale. Ten jedynie ukłonił się jej lekko i zniknął w przejściu podziemnym. Wyciągnęła metalową rączkę i uważnie rozejrzała się wokoło siebie. Była tu pierwszy raz i musiała przyznać, że akurat te widoki urzekły ją najbardziej. 
-Cześć. - podskoczyła w miejscu, gdy usłyszała nad swoim uchem delikatny głos Bartka. Owszem, wiedziała, że miał po nią przyjechać, jednak nie sądziła, że będzie ją straszył. Odwróciła się w jego kierunku, napotykając na jego uśmiech, który musiała przyznać, był tego dnia wyjątkowo uroczy. 
-Cześć. - odpowiedziała mu, całując go w policzek. 
-Jedziemy? - zapytał, odbierając od niej metalową rączkę jej średniej wielkości walizki. Dziękując mu za to, uśmiechnęła się. 
-Jedziemy. - odpowiedziała poprawiając na ramieniu, pasek swojej torby sportowej.



-Mania masz jakąś maść? - zapytał Krychowiak wchodząc do pokoju lekarki. Rozejrzał się po pokoju i ze zmarszczonymi brwiami dostrzegł, że w pokoju nie ma blondynki. Po krótkiej chwili drzwi do pokojowej łazienki otworzyły się i wyszła z niej blondynka owinięta białym ręcznikiem. Uśmiechnęła się na widok piłkarza. On natomiast, gdyby nie przytrzymał się dłonią drewnianej szafki miałby problem z utrzymaniem się na nogach. Siostra Fabiańskiego w tym wydaniu była zjawiskiem, którego widok wprawił Krychowiaka w nieznany mu wcześniej stan. 
-O, coś się stało? - zapytała poprawiając dłonią wysuszone suszarką, krótkie włosy. Piłkarz PSG pokiwał głową, na chwilę przymykając powieki. Zaciekawił swoim zachowaniem blondynkę, jednak ta nie skomentowała tego. 
-Tak, Szczęsny spadł z łóżka. Masz może jakąś maść, bo siedzi i stęka, że go tyłek boli. - powiedział, wywołując na twarzy blondynki delikatny uśmiech. Musiała przyznać, że lubiła ich i ich głupie historyjki, które zawsze kończyły się dla nich bardzo źle. 
-Jasne. Poczekałbyś chwilę? - pokiwał jej z aprobatą głową, a ona kolejny raz zniknęła w drzwiach łazienki. 
-Dlaczego ty musisz być taka ładna? - zapytał cicho sam siebie, nie wiedząc, że Łukasz Fabiański i Łukasz Piszczek stali tuż przy drzwiach, prowadzących do pokoju siostry tego pierwszego. 

następnego dnia ...

-A co ty taki ranny ptaszek? - zapytała Julia, gdy w jej pokoju, bladym świtem pojawiła się Marysia ubrana w strój sportowy, z butelką izotonicznego napoju w dłoni. Kowalczyk położyła się do łóżka, przykrywając się jasną kołdrą. Zosia śpiąca dotąd w łóżku obok jedynie przetarła zaspane oczy. Ona również zdziwiła się widokiem siostry Łukasza Fabiańskiego, w ich pokoju, o tak wczesnej porze. 
-Chciałam iść pobiegać i pomyślałam, że może poszłybyście ze mną. - Julia spojrzała wymownym wzrokiem na Zosię, która jedynie wzruszyła ramionami. Piłkarka uśmiechnęła się, odrzucając kołdrę i wstając z łóżka, studentka zrobiła to samo, ku uciesze Marysi Fabiańskiej. 
Po piętnastu minutach obie szatynki były gotowe, aby towarzysząc blondynce udać się na długą przebieżkę. Biegnąc ulicami Arłamowa, sprawiały, że na twarzach kobiet, które je mijały pojawiły się uśmiechy. Kilka nawet zaproponowało im wspólny trening kolejnego dnia, na który te przystały. Nie wiedziały, w jaki sposób udało im się zbudzić sympatię obcych ludzi. Zaskoczyło je to, ale również podbudowało. Gdy wróciły do ośrodka, po ponad godzinie, wszyscy piłkarze już przygotowywali się do porannego treningu. 
-Dzień dobry panom. - uśmiechy na twarzach Juli Kowalczyk, Marii Fabiańskiej i Zofii Krawczyk wprawił w dobry humor Adama Nawałkę i Zbigniewa Bońka, którzy miłymi uśmiechami przywitali członkinie sztabu szkoleniowego reprezentacji. 
-A wy dziewczynki, to gdzie byłyście? - zapytał Boniek, który chwilę wcześniej zakończył konwersację prowadzoną z trenerem reprezentacji, Adamem Nawałką. Każda z dziewczyn uśmiechnęła się do mężczyzny bardzo miło, prawdziwie i w takich momentach sztabowi szkoleniowemu reprezentacji miękło serce. Zarówno prezes, jak i selekcjoner wiedzieli, że tego im potrzeba. Kobiet, które będą trzymać pieczę nad piłkarzami z pełnym ciepła sercem. Żaden z nich jednak nie wiedział, że cała żeńska część sztabu skradła pojedyncze serca zawodników. 
-Pobiegać. Trzeba dbać o formę. - odpowiedziała rozentuzjazmowana Marysia poprawiając niebieską chustkę przewiązaną na blond włosach. Obaj mężczyźni pokiwali dziewczynom z uznaniem głową. Oni, choć byli sportowcami, nie mieli tyle samozaparcia aby wstać rano i przebiec wiele kilometrów. 


kilka godzin później ...

-Czyli, że Grzesiek zakochał się w Marysi? - Michał Pazdan zadał pytanie Piszczkowi chcąc upewnić się, czy aby na pewno dobrze zrozumiał jego słowa. Piłkarz Borussi na potwierdzenie pokiwał mu jedynie z aprobatą głową. 
-Ale co ty właściwie chcesz zrobić? - zapytał Błaszczykowski siedzący dotąd na parapecie. Łukasz rzucił mu pełne politowania spojrzenie, co spotkało się jedynie z prychnięciem jego przyjaciela. 
-Zakładam stowarzyszenie kupidynów. - odpowiedział dumnie wypinając klatkę piersiową. Grosicki, Glik, Pazdan, Jędrzejczyk, Błaszczykowski, Lewandowski, Fabiański, Peszko, Mączyński, Jodłowiec i Wszołek spojrzeli na niego jak na największego debila stulecia. Fabiański wiedział, że jego imiennik uroił coś w swojej głowie, po podsłuchaniu monologu Krychowiaka, jednak nie sądził, że ten wpadnie na coś tak porąbanego. 
-Ciebie do reszty już pogięło? - zapytał Lewandowski uważnie przyglądając się obrońcy reprezentacji.
-Ta gorączka, to Ci się nasila. - dołożył Fabiański przykładając swoją dłoń do czoła Piszczka. Jednak wzrok tego drugiego był tak przesiąknięty złością, że bramkarz ostatecznie odskoczył od przyjaciela osłaniając się ciałem Mączyńskiego. 
-Chcecie, żeby nasi kumple w końcu mogli z uśmiechem wyjść na murawę boiska, wiedząc, że mają u boku dziewczyny, które ich kochają? Chcecie, żeby, każdy z nich tak po prostu mógł, tak jak my mieć się do kogo przytulić i komu wyżalić? - jego słowa trafiły w punkt, w który trafić powinny. Piszczek wiedział, z której strony uderzyć, żeby jego słowa trafiły do przyjaciół. 
-Jak masz zamiar to zrobić? - zapytał ciekawy odpowiedzią Jędrzejczyk.
-Oni sami to zrobią. - odpowiedział, wywołując zdziwienie na twarzach zgromadzonych w pokoju piłkarzy. 

○○○

Znalezione obrazy dla zapytania łukasz piszczek robert lewandowski

Kochane! Wiem, że nawaliłam i nie mam nic na swoją obronę. Rozdział nie pojawił się w takim momencie w jakim powinien, za co jestem wam winna wielkie przeprosiny. Mogę jedynie obiecać, że tym razem nie zawale i kolejny rozdział pojawi się tak jak powinien, czyli w czwartek (29 grudnia). Jeszcze raz serdecznie was przepraszam i mam nadzieję, że mi to mimo wszystko wybaczycie. 

Chciałabym zaprosić was serdecznie na nowe opowiadanie, również zostaje w klimacie sportu, jednak tym razem będą to skoki narciarskie ...póki nasze serca kochać nie przestaną. Może znajdziecie chwilkę, żeby zajrzeć do bohaterów?

Na nadchodzące wielkimi krokami Święta Bożego Narodzenia chciałabym wam wszystkim życzyć radości i miłości w tym pięknym czasie. Aby wasze święta spędzone w gronie najbliższych sprawiły, że z nową energią wkroczycie w rok 2017, który niech będzie jeszcze lepszy niż ten obecny. Niech narodzony w Betlejem Jezus, sprawi, że będziecie o siebie walczyć i pokażecie wszystkim, ile jesteście warci.
Życzę wam Wesołych Świąt i zapraszam tutaj w poniedziałek. 

Znalezione obrazy dla zapytania mikołaj










poniedziałek, 12 grudnia 2016

Rozdział XXIX - 'Tylko pamiętaj kuzynie, my wujkami zostać jeszcze nie chcemy. '

11 komentarzy:

~*~

Tarnów, Polska
23 grudzień 2016 r.


       Beata Leśniak z uśmiechem na twarzy wyciągnęła walizkę z bagażnika swojego samochodu. Jej siostra, Zofia, poszła w jej ślady i również opuściła samochód. Zapięła szary jesienny płaszcz, owinęła się dużym, granatowym szalem, po czym naciągnęła na głowę kremową czapkę z urokliwym pomponem. Dziewiętnastolatka odebrała od starszej siostry metalową rączkę walizki, uśmiechnęła się do niej niepewnie. Kurator posłała jej szeroki uśmiech. Studentka wyciągnęła z bagażnika również swoją torbę, którą przerzuciła sobie przez ramię. Żona reprezentacyjnego kucharza, posłała jej uśmiech i lekko poklepała po ramieniu. Podała małą kartkę z adresem domu rodziny Bartka Kapustki swojej siostrzyczce, która nadal była nie pewna tego, czy dobrze zrobiła zgadzając się na udawanie dziewczyny pomocnika angielskiego klubu piłkarskiego. 
-Zośka, przestań się martwić. Jego rodzice są świetnymi ludźmi, podobnymi do naszych rodziców. - powiedziała zamykając bagażnik swojego samochodu. Spojrzała na siostrę, w których oczach pojawiły się łzy. Wspomnienie rodziców, zawsze sprawiało, że obie na chwilę traciły kontakt z rzeczywistością. Straciły mamę i tatę czternaście lat temu. Beata była starsza od swojej siostry o piętnaście lat i gdy jej rodzice zmarli zaadoptowała swoją siostrę. Gdy wyszła za mąż, za Tomasza ten postanowił zrobić to samo i przysposobił siostrę swojej żony. Dlatego, więc traktowała kucharza jak ojca. Rodziców zawsze chciałaby mieć. Beata przytuliła Zosię, całując ją w czubek głowy. 
-Kocham was. Jesteś dla mnie jak mama. - szepnęła, wycierając policzki, na których błyszczały łzy. 
-Leć, bo Bartek się zniecierpliwi. - zaśmiała się, zamykając swój samochód pilotem. Młodsza z sióstr uśmiechnęła się delikatnie, chwytając rączkę średniej wielkości walizki. Pocałowała siostrę w policzek i powolnym krokiem skierowała się w kierunku adresu, który znajdował się na kartce idąc tak jak powiedziała jej starsza siostra. Przemierzała tarnowski rynek z okularami przeciwsłonecznymi umiejscowionymi na nosie. Jasne, jesienne promienie słońca w tym roku były wyjątkowo ciepłe. Zupełnie tak, jakby naturze pomyliły się pory roku i zamiast jesieni przyszła wiosna. W Tarnowie bywała dość często, ale nigdy nie natrafiła na piłkarza. Choć poznali się trzy miesiące wcześniej, to według niej, już jakaś więź się między nimi wytworzyła. Ona sama nie wiedziała dlaczego. Może po prostu, dlatego, że nie miała zbyt dobrych doświadczeń z mężczyznami, a Kapustka był zdecydowanie przeciwieństwem jej byłego chłopaka, Karola. Gdy dziewczyna znalazła się pod wskazanym adresem, wzięła głęboki oddech, zanim nacisnęła na dzwonek, który wmontowany był w furtce. Po chwili dziewczyna mogła wejść na posesję po tym jak furtka została otwarta. Rozejrzała się po posesji, na której stał piękny, jednorodzinny dom. Za domem znajdował się piękny, zadbany ogród,w którym, w altance stał duży, drewniany stół zakryty jasnym obrusem. Do domu prowadziła wąska ścieżka wyłożona jasnymi kamykami. Przed garażem stały dwa ciemne samochody, z których jeden dobrze jej znany, należący do Bartka. Po niskich schodkach weszła na drewniany ganek, na którym znajdowały się donice z pięknymi kwiatami, oraz duży, stary owczarek niemiecki pilnujący małych kotków leżących w wiklinowym koszyku. Uśmiechnęła się szerzej dostrzegając ten obrazek. Postawiła walizkę na wyłożonej drewnianymi deskami posadzce i biorąc kilka głębokich oddechów zapukała w drzwi wejściowe. Czekała krótką chwilę, aż drzwi zostały otworzone. Przywitała ją średniego wzrostu kobieta, o ciemnych, kręconych włosach krótko ściętych. Uśmiechnęła się delikatnie na widok dziewczyny. 
-Dzień dobry, zastałam Bartka? - zapytała niepewnie z delikatnym uśmiechem na twarzy, który kobiecie wydał się być bardzo uroczy. 
-Tak, zapraszam. - odpowiedziała, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając dziewczynę do środka. Wskazała jej dłonią na szafę znajdującą się w przedpokoju. Zdjęła płaszcz, szal i czapkę i schowała je do wskazanej przez panią domu szafy. Walizkę pociągnęła za sobą i skierowała się do korytarza, w którym zniknęła ciemnowłosa kobieta. 
-Bartek, do Ciebie! - krzyknęła, i już po chwili w korytarzu pojawił się jej syn, Bartosz. Na widok Zosi uśmiechnął się delikatnie i nieco niepewnie. 
-Przecież powiedziałem, że odbiorę Cię z dworca. - powiedział, gdy stanął na przeciwko niej. Uśmiechnęła się do niego delikatnie. 
-Beata mnie przywiozła, jechała do pracy, to się z nią zabrałam. - odpowiedziała mu, delikatnie muskając jego policzek. Zdziwił się jej gestem, jednak nie dał tego po sobie poznać. Zauważył jak jego mama uważnie się im przygląda a na jej twarzy gości delikatny uśmiech.
-Mamo, to moja dziewczyna, Zosia. - powiedział obejmując szatynkę w pasie. Uśmiechnęła się do kobiety nieśmiało. 
-Zosia Krawczyk, miło mi. - uścisnęła dłoń rodzicielki piłkarza. -Zna pani moją mamę, to znaczy siostrę Beatę Leśniak. - dodała widząc niepewną minę kobiety. Uśmiech pojawił się na jej twarzy gdy usłyszała imię i nazwisko pracownicy tarnowskiego urzędu miasta. 
-Miło mi Cię poznać kochana, Renata. - szeroko uśmiechnęła się do partnerki swojego syna. -Bartek zaprowadź Zosię do swojego pokoju i zabierz jej walizkę. Kobieta nie powinna tachać ciężarów. - uśmiechnęła się do swojego syna, który jedynie przewrócił oczami słysząc komentarz swojej mamy. Zosia zaśmiała się cicho, co natomiast spotkało się z morderczym spojrzeniem Kapustki, które utkwiło w jej osobie. Spuściła wzrok, jednak z jej twarzy uśmiech nie zniknął. Bartek zły powędrował na górę, jednak stanął w pół kroku.
-Idziesz, czy będziesz tak stać? - zapytał, a gdy nie usłyszał odpowiedzi podszedł do młodej dziewczyny i pociągnął ją za rękę i razem z nią udał się do swojego pokoju. Był zły i to wychwyciła od razu, miała jednak nadzieję, że szybko złość mu przejdzie. Miała nawet sposób, co prawda nie jej, ale podobno sprawdzony. Zamknęła drewniane drzwi jego pokoju i wzięła głęboki oddech. Obserwowała uważnie Kapustkę, który miotał się po pokoju, jakby dostał owsików. Na jego twarzy gościł grymas złości. Nie lubił jak jego matka, zaskarbiała sobie sympatie jego dziewczyn, które zawsze śmiały się z jej komentarzy wystosowanych w jego kierunku. Uśmiechnęła się pod nosem podchodząc do piłkarza. Położyła mu dłoń na ramieniu i stanęła najbliżej niego. 
-Bartuś, nie denerwuj się. - uśmiechnęła się do niego delikatnie, co spotkało się z pełnym wyrzutu spojrzeniem Kapustki. Stanęła na przeciwko niego, po czym oplotła jego szyję swoimi dłońmi. Zdziwiła go o wiele bardziej niż na samym początku. -Mam udawać Twoją dziewczynę, to wydaje mi się, że powinnam zachowywać się, tak jak Twoja dziewczyna. Nie sądzisz? - zapytała, uśmiechając się do niego uwodzicielsko. Tym gestem twarzy sprawiła, że Kapustce zrobiło się bardzo gorąco. Przybliżyła swoją twarz do jego twarzy i pocałowała go w policzek, bardzo blisko kącika ust. Zapach jej pięknych, malinowych perfum dostał się do jego nozdrzy sprawiając, że delikatnie i na ułamek sekundy przymknął powieki, chcąc złapać tego zapachu, jak, najwięcej.  
-Masz rację. - odpowiedział jej, po tym jak odchrząknął. Uśmiechnął się delikatnie całując ją w czoło. Gdy chciał coś powiedzieć, drzwi jego pokoju się otworzyły i w progu stanął ojciec Bartosza, Kazimierz. Poczuł się dziwnie, gdy zauważył rozgrywaną w pokoju syna, scenę. Speszył się. Dziewczyna dostrzegła go, jako pierwsza. Odskoczyła od Kapustki, spuszczając głowę i wpatrując się w podłogę. 
-Nie chciałem wam przeszkadzać. - powiedział. 
-Nie przeszkadzasz. - odpowiedział mu jego syn. Objął delikatnie Zosię, która pod jego wpływem uniosła głowę i z uśmiechem na twarzy przyjrzała się głowie rodziny. 
-Pomógłbyś mi w garażu? - zapytał. 
-Jasne. - odpowiedział, uśmiechając się do taty szeroko. -Skarbie, czuj się jak u siebie w domu. - dodał zwracając się do Zosi. Krawczyk uśmiechnęła się uroczo, po czym zajęła się rozpakowywaniem walizki. Piłkarz zabrał swoją bluzę i posyłając jej szczery uśmiech zniknął w korytarzu domu. 
     Zosia rozpakowała swoją walizkę, kładąc swoje rzeczy do jego szafy. Gdy to zrobiła, postanowiła zejść na dół, gdzie w kuchni królowała Renata Kapustka. Cicho zapukała w otwarte, szklane drzwi czym zwróciła na siebie uwagę kobiety. Ta uśmiechnęła się do niej i gestem ręki zaprosiła do swojego królestwa. 
-Może mogę jakoś pomóc? - zapytała stając obok kobiety. Ta chwilę się zastanawiała, aby ostatecznie wyciągnąć z szuflady książkę kucharską, w której znajdował się przepis na jej ulubione ciasto. 
-Zrobię je po swojemu, jeśli mogę. - powiedziała podwijając rękawy swojego swetra. Pani Kapustka pokiwała jej z aprobatą głową. Dziewczyna w skupieniu, dokładnie, łączyła wszystkie składniki potrzebne do ciasta, aby ostatecznie przelać płyn do dużej formy. Wytarła wilgotne dłonie o jasną kuchenną ścierkę, po czym umieściła w piecyku blachę wypełnioną ciastem. Renata uważnie przyglądała się dziewczynie swojego syna. Choć znały się zaledwie kilkadziesiąt minut, już dziewczyna zyskała jej sympatię. Kobieta miała nadzieję, że tym razem jej syn nie zakończy tego związku zbyt wcześnie. Miała nadzieję, że ta dziewczyna nie zagra na uczuciach jej syna. 
-Zaparzyć Ci herbaty? - zapytała w pewnym momencie ciemnowłosa kobieta. 
-Jeśli to nie kłopot. - odpowiedziała, nie pewnie uśmiechając się do kobiety. 

kilka godzin później ...

           Zosia oparła dłonie na zimnym parapecie, w pokoju należącym do Bartka. Długa rozmowa z Renatą, sprawiła, że dziewczyna bardzo ją polubiła. Zawsze gdy wraz z siostrą oglądała zdjęcia i Beata zaczynała opowiadać jej o rodzicach, ta wyobrażała sobie jak mogli się do nich zwracać, o czym rozmawiać. I może przesadzała, ale w mamie Bartka zobaczyła lustrzane odbicie swojej mamy, która ona zna jedynie z opowiadań swojej siostry. Zamyślona, pochłonięta w swoich rozmyśleniach, nie usłyszała jak drzwi pokoju zamykają się. Nie słyszała jak Bartek odłożył na komodę swój telefon, nie zauważyła jak zdjął bluzę i powiesił ją na fotelu stojącym pod ścianą. Zatrzymał się w pół kroku i przez dłuższą chwilę przyglądał się szatynce. Był jej wdzięczny za to, co dla niego zrobiła i musiał przyznać, że dzięki jej grze aktorskiej, jego rodzice uwierzyli we wszystko. Miał nadzieję, że reszta rodziny, na jutrzejszym przyjęciu w Krakowie również uwierzy. Dobrze jej nie znał i musiał przyznać, że chciałby to zmienić. Polubił ją od samego początku. Od samego początku obudził się w nim instynkt opiekuńczy. Wydała mu się, być taką bezbronną dziewczyną, która skrzywdzona, zdradzona nie do końca mogła się z tym pogodzić. Przeżyła to samo co on i w dużej mierze zapewne to sprawiło, że znaleźli ze sobą wspólny język. Wyjął ręce z kieszeni, które włożył do nich chwilę wcześniej. Zrobił kilka kroków w jej kierunku i zatrzymał się obok niej. Widząc łzy na jej policzkach, przejechał po nich dłonią sprawiając, że dziewczyna lekko zadrżała i pociągnęła nosem. Spojrzała na niego i przetarła nos. Nie chciała, aby ktoś zobaczył ją w takim stanie. Wolała płakać w samotności. 
-Coś się stało? - zapytał, z wyczuwalną troską w głosie. Odpowiedziała mu jedynie, pokiwaniem głową. -Zosia, co się stało? - zapytał kolejny raz, jednak i tym razem dziewczyna nic nie odpowiedziała. Jedynie w pewnym momencie wtuliła się w niego. Oparł brodę na jej głowie i delikatnie przejeżdżał dłońmi po jej plecach. Nie wiedział, co było powodem takiego jej stanu, miał jednak nadzieję, że powie mu, co sprawiło, że jej oczy wypuściły tyle łez. 
-W Twoich rodzicach, zobaczyłam swoich. - wyszeptała, gdy udało jej się uspokoić. Lekko odsunęła się od szatyna, spoglądając prosto w jego oczy. 
-Weź prysznic, zrobię herbatę i porozmawiamy. - uśmiechnął się do niej delikatnie. Pokiwała mu delikatnie głową, i gdy miał wyjść zatrzymała go delikatnie zaciskając swoją dłoń na jego nadgarstku.
-Nie spakowałam piżamy. - powiedziała cicho. Kolejny raz na jego twarzy pojawił się nieznaczny, uroczy uśmiech. Otworzył jedną z szuflad komody, wyciągając z niej swoją reprezentacyjną koszulkę. 
-Mam nadzieję, że założysz ją nie raz. - szepnął muskając jej policzek. Wyswobodził nadgarstek z jej dłoni i zniknął na korytarzu. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym zabierając koszulkę wręczoną jej przez Bartka, ręcznik,komplet bielizny i tenisówki, służące jej za kapcie. Pokonała wąski, ciemny korytarz, na którego końcu znajdowała się łazienka. Zamknęła drzwi, rozebrała się i weszła pod prysznic. Zimna woda zmyła z niej łzy, które wcześniej zdobiły jej policzki. Po kwadransie odświeżona, z nowymi myślami cicho otworzyła drzwi łazienki i na palcach przemierzyła całą długość korytarza. Gdy weszła do pokoju Bartka paliła się w nim stojąca w kącie, jasna ażurowa lampa. Dziewczyna złożyła swoje ubrania, włożyła je na wolną półkę w szafie, po czym wsunęła się pod kołdrę i z opartą o ścianę głową przyglądała się wiszącym na ścianie zdjęciom. Wiele z nich przedstawiało piłkarzy reprezentacji z uśmiechami na twarzach. Z partnerkami, dziećmi lub samych. W hotelu lub w knajpie. Wszyscy byli dla siebie przyjaciółmi i to było widać gołym okiem. 
-Mam nadzieję, że lubisz mandarynkową. - głos Bartka wyrwał ją z zamyślenia. Uśmiechnęła się odbierając od niego porcelanowy kubek. Przesunęła się robiąc miejsce piłkarzowi. Ubrany w klubową koszulkę i kolorowe szorty, usiadł na łóżku opierając plecy o jasną ścianę. 
-Bardzo lubię. - odpowiedziała rozkoszując się zapachem wydobywającym się z porcelanowego kubka. Mandarynka, w zdecydowany sposób wprawiała wszystkich w świąteczny nastrój. 
-Nie zdążyłem Ci podziękować. - przeniosła wzrok na Kapustkę. Uśmiechnęła się do niego kiwając delikatnie głową.
-Jeszcze nie masz za co, wigilia dopiero jutro. - odpowiedziała, upijając łyk gorącej herbaty z porcelanowego kubka. 
-Dziękuję Ci z góry. - pocałował ją w policzek. Zaśmiała się, kładąc na jego ramieniu swoją głowę. Znalazła w nim przyjaciela, który potrafił odpowiedzieć na wiele jej pytań. Poprawić humor, gdy po jej policzkach spływały łzy. Przytulić, gdy wszystko nie miało dla niej sensu. I co najważniejsze był obok, gdy go potrzebowała. Pomógł jej zapomnieć, o wszystkim co złe. 


Zakopane, Polska
24 grudzień 2016 r.

          
-Długo się znacie? - blondynka, będąca kuzynką Bartka z kieliszkiem wina usiadła obok Zosi. Krawczyk uśmiechnęła się do niej ciepło. Kapustka natomiast przewrócił oczami. Nie znosił Zuzi i wiedział, że dziewczyna zrobi dużo żeby ośmieszyć go przed Krawczyk.
-Cztery miesiące, a parą jesteśmy od miesiąca. - odpowiedziała jej, wtulając się w Kapustkę, które na sofie w salonie domu swoich dziadków siedział, zupełnie tak jak na szpilkach. Nie znosił swoich kuzynów, którzy zawsze próbowali go skompromitować. 
-No, kochany kuzynie, ty zawsze zdobywasz co najlepsze. - komentarz siedzącego na podłodze z dzieckiem bruneta, sprawił, że Bartosz zrobił wielkie oczy. Nie cierpiał tych gadek, które za każdym razem otrzymywał. 
-Złotej Piłki jeszcze nie zdobył. - odpowiedziała, gdy zauważyła jak dłonie piłkarza zaciskają się w pięść. Nie chciała, żeby zrobił coś głupiego. 
-Już nie długo. - bąknął pod nosem, co spotkało się ze śmiechem siedzących w salonie. Zosia jedynie rzuciła mu pełne politowania spojrzenie. 
-Twoja skromność normalnie powala. - dodał jego ojciec. Bartek jedynie zmarszczył brwi. 
-Ja lubię tą Twoją skromność. - szepnęła mu do ucha sprawiając, że zaśmiał się szeroko. 
-Tylko pamiętaj kuzynie, my wujkami zostać jeszcze nie chcemy. - Zosia wybuchnęła śmiechem widząc minę Bartka. Musiała przyznać, że polubiła jego rodzinę wbrew wszystkiemu. 
     
        Idąc ośnieżonymi, zakopiańskimi uliczkami w kierunku drewnianego kościoła, wszyscy rozmawiali między sobą. Dzieci były podekscytowane swoją pierwszą pasterką, matki były dumne z dzieci, seniorzy rodu byli wdzięczni wszystkim za przybycie, a mężczyźni omawiali wyniki meczów piłkarskich. Jedynie Bartek i Zosia idąc z tyłu w milczeniu przyglądali się ośnieżonym chodnikom, drzewom, świątecznym ozdobom. W duszy Krawczyk dziękowała Kapustce serdecznie za tę wigilię w gronie jego rodziny. Poczuła, że mogłaby mieć taką rodzinę, jak miał on. Niestety miała tylko Leśniaków, którzy i tak robili dla niej bardzo dużo. 
-Co się stało? - zapytał, gdy dostrzegł na jej policzku łzę. Cały wczorajszy i dzisiejszy dzień dziewczyna uśmiechała się, a teraz na jej policzkach pojawiły się łzy. Musiał przyznać, że bardzo ją polubił. Stanęła na przeciw niego, chwytając jego dłonie. Przestraszył się, widząc w jej oczach ... strach. 
-Zazdroszczę Ci. - powiedziała uważnie się mu przyglądając. Zmarszczył brwi zastanawiając się czego właściwie mu zazdrościła. -Masz świetną rodzinę, a Twoi rodzice, gdybym mogła, to chciałabym, żeby moi rodzice byli tacy sami jak moi. - dodała, wtulając się w Kapustkę. On jedynie przyciągnął ją do siebie i zamknął w swoich ramionach tak mocno jak tylko mógł. Właśnie w tamtym momencie przysiągł sobie, że zrobi wszystko aby być blisko Zosi i sprawić, że każdego dnia byłaby szczęśliwa.

♦♦♦

     

Dzisiejszy rozdział poświęcony wyłącznie Bartkowi i Zosi. Zdaje sobie sprawę, że jest okropny i chyba najgorszy ze wszystkich, które tutaj opublikowałam, ale chyba za bardzo chciałam i nie wyszło. Mimo to mam nadzieję, że was nie zniechęcę do czytania mojego opowiadania. Obiecuję się zrehabilitować i następny rozdział dodać o wiele lepszy.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że uda mi się dodać rozdział w czwartek. 
:)
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. 














czwartek, 8 grudnia 2016

Rozdział XXVIII - 'Najgorsze jest to, że wiem o tym bardzo dobrze.'

7 komentarzy:
~*~

Barcelona, Hiszpania
11 grudzień 2016 r.

          Natarczywe promienie słońca wkradały się do pokoju poprzez niedokładnie zaciągnięte w oknach, ciemne żaluzje. Śpiąca dotąd szatynka pod ich wpływem jedynie przewróciła się na drugi bok, naciągając na głowę ciepłą kołdrę. Po wczorajszym meczu dziewczyna miała ochotę pospać jak najdłużej się da, niestety natura jej na to, nie chciała pozwolić. Zdając sobie sprawę z tego, że nie uda jej się już zamknąć oczu i odpłynąć do krainy Morfeusza, odrzuciła kołdrę i ospale podniosła się z łóżka. Przeciągnęła się, ziewając. Przeczesała włosy, sięgając na metalowy zagłówek łóżka, na którym wisiał jej ulubiony sweter, który to sprawował funkcję jej szlafroka. Wchodząc na korytarz poczuła piękny zapach wydobywający się z kuchni, która lokowała się na samym końcu korytarza. Gdy stanęła w jej progu, zdziwienie wkradło się na jej twarz, aby po chwili wpuścić na to miejsce delikatny uśmiech. Oparła się o framugę drewnianych drzwi ze szklanymi wstawkami i uważnie przyglądała się, krzątającemu się po kuchni napastnikowi reprezentacji Polski. Takiej jego wersji nie znała, ale musiała przyznać, że takie widoki mogłaby oglądać codziennie. Mężczyzna, który z samego rana krząta się po kuchni i nuci coś pod nosem. Postanowiła, że nieco go przestraszy. Cicho podeszła do niego i stanęła za jego plecami. 
-A co dobrego pichcisz? - podskoczył w miejscu, upuszczając łyżkę na blat kuchenny. Kowalczyk zaśmiała się głośno, co spotkało się z mrocznym spojrzeniem wbitym w jej osobę. Dziewczyna natomiast poklepała go po policzku, uśmiechając się do niego słodko. On ostatecznie rzucił jej zimne spojrzenie, na co piłkarka  podskokach skierowała się do małego salonu, który zawsze pełnił funkcję również salonu. Napastnik reprezentacji jedynie westchnął, wracając do przygotowania śniadania. 
Był jej wdzięczny za to, że dopóki sobie czegoś nie znajdzie pozwoliła mu u niej mieszkać. Co prawda Neymar i Rafinha proponowali mu pokój u siebie, jednak ten nie chciał zwalać im się na głowę i robić dodatkowego kłopotu. A Julia sama zasugerowała swoją pomoc. 
-Proszę. - powiedział podając piłkarce kubek z gorącą herbatą owocową. Podziękowała mu miłym uśmiechem i delikatnym skinieniem głowy. Drewnianą tacę z dwoma talerzykami, kanapkami i warzywami postawił na szklanym stoliku. Zdziwił ją i musiała to przyznać przed samą sobą. Ostatnio często ją zadziwiał i to jej zaczęło imponować. 
-Kiedy wracasz do gry? - zapytała, gdy przeżuwała właśnie kawałek marchewki przez niego ukrojony. Podniósł wzrok i wbił swoje spojrzenie w dziewczynę. Miał przyjemność poznać kilku z piłkarzy barcelońskiego klubu i musiał przyznać, że ucieszył go fakt entuzjastycznego przyjęcia go przez kadrowiczów. Czuł, że właśnie w Barcelonie może znaleźć swój pomysł na życie. 
-Pablo mówił, że już po nowym roku mogę spróbować w meczu towarzyskim. - uśmiechnął się, a Kowalczyk poszła w jego ślady. Miała nadzieję, że marzenia Milika się spełnią i będzie mógł z dumą przyznać się do bycia najlepszym z najlepszych. 
-Nie cieszysz się? - zapytała.
-Cieszę, ale nie wiem, czy się tu odnajdę. - podniosła się z pufy, na której siedziała i podeszła do Arka siadając obok niego na kanapie. Chwyciła jego dłoń i zamknęła w swojej. Spojrzała prosto w jego oczy mając nadzieję, że uda jej się przemówić mu do rozsądku.
-Odnajdziesz się. Ney i Rafa Cię uwielbiają. Pique zrobił się zazdrosny o Shakira, którą sobą oczarowałeś. Iniesta mówił, że mógłby mieć takiego syna jak ty, a trener normalnie Cię wychwala. Czego chcieć więcej? - musiał przyznać, że jej słowa rzuciły na jego myślenie inne światło. Miał nadzieję, że to co mówi jest prawdą, choć w pewnym stopniu. 
-A co jeśli mi tu nie wyjdzie i będą się ze mnie śmiać? Zachciało się Milikowi kokosów i zbiera orzeszki. - jego spojrzenie błądziło po jej twarzy. Nie chciał okazać się być niewypałem, chciał odnieść sukces i pokazać wszystkim, że jest coś wart. Widząc jego minę, przejechała dłonią po jego policzku sprawiając, że po jego ciele przeszedł delikatny dreszcz. Musiał przyznać, że jej dotyk wywoływał w nim niebotycznie dziwne reakcje. 
-Jesteś świetnym piłkarzem, super facetem, ludzie Cię kochają. Zrób coś, co sprawi, że wszyscy będą Ci zazdrościć. Jeśli odniesiesz tu sukces, wszyscy będą Cię kochać. - powiedziała ściszając głos, nie wiedząc nawet w jaki sposób. Będąc blisko niego, zachowywała się dziwnie i czuła się z tym jeszcze bardziej dziwnie. 
-A jeśli zaliczę dno? - zapytał nieświadomie hipnotyzując ją wzrokiem. 
-Będę z Tobą. - szepnęła muskając jego policzek, a woń jej perfum dotarła do jego nozdrzy i miał nadzieję, że nigdy się z nich nie wydostanie. Cisze przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Julia pokiwała zabawnie głową śmiejąc się pod nosem. 
-Mogę się założyć, że to albo trutnie do Ciebie, albo do mnie. - nowy nabytek FC Barcelony zaśmiał się słysząc jej komentarz. Cieszył się, że pomagała mu odnaleźć się w nowej sytuacji, w nowym miejscu. To dzięki niej poznał Neymar'a i Rafinhę i to dzięki niej szybko wkupił się do ich nierozłącznego duetu, tworząc z nimi wielkie Trio. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się szeroko widząc w progu swojego mieszkania najlepszych przyjaciół i malca kurczowo trzymającego dłoń starszego z mężczyzn. Chłopiec na widok znajomej dziewczyny uśmiechnął się do niej ciepło. 
-Nie przeszkadzamy? - Rafinha wszedł nie pewnie do przedpokoju mieszkania piłkarki, witając się z nią przelotnym całusem w policzek. Pokiwała z dezaprobatą głową wskazując im na salon, w którym Arek Milik konsumował przygotowane przez siebie śniadanie. 
-Nasz orzełek, śniadanko je. Patrz jak mu dobrze, Julku mu nawet ugotuje, a my? - Neymar rzucił się na sofę obok Milika, co jego synek skomentował jedynie głęboki westchnieniem sprawiając, że reszta towarzystwa zaniosła się głośnym śmiechem.
-Widzisz stary, po Tobie to nawet Twój syn ciśnie. - skomentował Rafael witając się z Arkadiuszem uściśnięciem dłoni. Brazylijski napastnik jedynie rzucił przyjacielowi wymowne spojrzenie, po czym skubnął z talerza ostatni kawałek żółtego sera. 
-Tak się składa, że to ja mam dobrze, bo to Arek przygotował śniadanie. - odpowiedziała Kowalczyk biorąc na ręce Davi'ego, który uśmiechał się do niej słodko. Neymar zmarszczył brwi przyglądając się swojemu synowi, którego najwyraźniej obecność Julii popychała do mrocznych czynów względem swojego ojca. 
-Stary, jak tak dalej pójdzie, to będziesz pod pantoflem jeszcze zanim się oświadczysz. - herbata, którą pił stanęła mu w gardle, a on zrobił olbrzymie oczy wpatrując się w Neymar'a, który jedynie uśmiechał się do niego szeroko i niewinnie. 
-A jeśli można wiedzieć, to czym zawdzięczamy sobie waszą wizytę? - zapytała, widząc reakcje Milika. Musiała przyznać, że ta bardzo się jej spodobała. Postanowiła jednak jej nie komentować. 
-Chłopaki chcieli poznać zastępcę Suarez'a, a że mamy do was najbliżej to postanowiliśmy po niego wpaść. Jednocześnie słodko Cię prosząc, żebyś na tych kilka godzinek zajęła się moją dumą. - Alcantara przewrócił teatralnie oczami słysząc ostatnie słowa swojego przyjaciela i jego reakcję. Miał nadzieję, że mały Davi nie poszedł w ślady ojca i o wiele więcej odziedziczył po matce. W przeciwnym razie bardzo źle mu wróżył. Arek uśmiechnął się szeroko i słysząc słowa napastnika Barcelony podniósł się z sofy.
-Tylko żadnego picia! - rozkazała. Cała trójka stanęła na baczność jak jeden mąż, po czym Milik zniknął za drzwiami swojego pokoju. Davi grzecznie usiadł na kanapie, przed telewizorem, w którym szatynka włączyła mu bajki. 
-Kwiatuszku nasz kochany, my Ci nie pogratulowaliśmy. - Neymar objął dziewczynę uśmiechając się do niej szeroko. Rafael korzystając z okazji postanowił podrwić sobie z przyjaciela. 
-Jesteśmy z Ciebie dumni. - dodał Alcantara przytulając ją do siebie. Obaj Brazylijczycy bardzo ją polubili i to z wzajemnością. Nigdy nie sądziła, że po tym czego doświadczyła może jeszcze kiedyś być szczęśliwą. Teraz spełniało się jej największe marzenie i miała nadzieję, że sen, który śniła nigdy się nie skończy.
        Gdy trójka piłkarzy FC Barcelony opuściła mieszkanie, szatynka wraz z synem napastnika reprezentacji Brazylii usiadła na kanapie i z uśmiechem na ustach przyglądała się hiszpańskim bajkom, które potrafiły ich obydwoje doprowadzić do łez. Polubiła chłopca, który skradał serce, każdej nowo poznanej kobiety. Pomyślała nawet, że chłopczyk po prostu potrzebuje mamy, której brak, Neymar najlepiej jak potrafi wynagradza małemu chłopcu. 
-Pójdę otworzyć. - blondynek pokiwał jej lekko głową, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora. Dźwięk dzwonka, które chwilę wcześniej rozbrzmiał w jej mieszkaniu wywołał na jej twarzy delikatny uśmiech. Miała spotkać się z koleżankami z klubu i spędzić z nimi miło popołudnie, jednocześnie opiekując się latoroślą piłkarza brazylijskiej reprezentacji.
-Cześć! - Alba Suarez oraz Natalia Lopez przywitały ją szerokimi uśmiechami i zaproszone gestem dłoni weszły do mieszkania dziewczyny. Blondynka pomachała małemu chłopcu, który na widok piłkarek uśmiechnął się szeroko. Obie lubiły chłopca, blondynka jego tatusia już nie koniecznie.
-Neymar zrobił z Ciebie całodobową niańkę? - zapytała najstarsza z piłkarek, gdy te znalazły się w małej, ale w miarę przestronnej kuchni. Natalia jedynie przewróciła oczami siadając na jednym z krzeseł. 
-Davi jest słodki i miły, więc dla mnie większego problemu nie ma, gdy prosi mnie o pomoc. - odpowiedziała jej, posyłając w jej kierunku delikatny uśmiech. Blondynka jedynie bąknęła coś niezrozumiale pod nosem, po czym przysiadła na kuchennym parapecie. 
-Widzisz, bo gdyby poprosił o pomoc Albę to na pewno na boisku już by się nigdy nie znalazł. - rzuciła Lopez, której wzrok spoczął na nieusatysfakcjonowaniem stwierdzeniem przyjaciółki Chilijce. 
-O co Ci chodzi? - zapytała blondynka. Julia oparła się o ścianę, tak aby mieć oko na chłopca siedzącego na kanapie i w spokoju przysłuchiwać się słownej wojnie przyjaciółek. 
-A o co może mi chodzić? - zapytała Peruwianka. -Traktujesz Neymara, jak zło konieczne. Nie dopuszczasz do siebie faktu, że może chłopak chciałby, żebyś ociepliła swoje stosunki względem Jego osoby. - dodała z poważną miną rysującą się na jej bladej twarzy. 
-Nie dopuszczam i nigdy nie dopuszczę. - odpowiedziała a kąśliwą uwagę Lopez zniweczył dźwięk dzwoniącego telefonu komórkowego dobiegającego gdzieś z salonu. Julia przeprosiła dziewczyny delikatnym skinieniem głowy i na krótką chwilę zniknęła z kuchni. 
-Co wielmożny pan Neymar dzwonił? - zapytała z drwiną w głosie Suarez, co Lopez skomentował jedynie głośnym westchnieniem. 
-Nie, Arek. Powiedział, że zrobi zakupy. - odpowiedziała im i już po chwili czuła na sobie dziwne spojrzenia przyjaciółek. 
-Właśnie, a propo naszego kochanego Arkadiusza Milika, to wy tak na serio jesteście tylko przyjaciółmi? - zapytała szatynka, czym wprawiła w zdziwienie Kowalczyk. 
-A kim mielibyśmy być? 
-Nie zawsze zachowujecie się jak "tylko" przyjaciele. - odpowiedziała Polce, blondynka, która uważnie ją obserwowała. Wszystkie dziewczyny z drużyny sądziły, że polski napastnik i ich koleżanka z drużyny byliby idealną parą, niestety oni chyba nie podzielali ich zdania. 
-Najgorsze jest to, że wiem o tym bardzo dobrze. - powiedziała cicho, jakby sama do siebie. 



Gryfice, Polska
11 grudzień 2016 r.


-Synku, ja nie jestem chora, ja jestem w ciąży. - Grażyna Krychowiak westchnęła głośno komentując zachowanie swojego starszego syna. Piłkarz paryskiego klubu, ani myślał odpuszczać dając kobiecie to dobitnie do zrozumienia. Odkąd dowiedział się o ciąży swojej rodzicielki stał się w jej stosunku jeszcze bardziej opiekuńczy. Musiała przyznać, że również jej mąż, ale i młodszy z synów zmienili swoje zachowanie zdecydowanie na jej korzyść. Z jednej strony podobało jej się to, z drugiej już niekoniecznie. 
-Właśnie, jesteś w ciąży i tym bardziej musisz na siebie uważać. - wzrok jaki w nią wbił dał jej jasno do zrozumienia, że czego by nie powiedziała jest na straconej pozycji. Mimo to uśmiechnęła się delikatnie. Była dumna z tego, że wychowała tak świetnych synów, którzy byli w stanie przyjechać do niej i się o nią zatroszczyć. Była im wdzięczna, że na wieść o ciąży swojej matki nie odwrócili się, tylko zadeklarowali pomoc. Dźwięk dzwonka do drzwi sprawił, że podniosła się z drewnianego krzesła, jednak i tym razem jej poczynania spełzły na niczym, ponieważ jej syn uniemożliwił jej wyjście z kuchni karcąco na nią spoglądając i grożąc przed nosem palcem. Odpuściła, a on z szerokim uśmiechem na twarzy i wysoko podniesioną głową skierował się do przedpokoju, aby otworzyć drzwi osobie stojącej po drugiej stronie. 
-Cześć. - na widok siostry Fabiańskiego uśmiech na jego twarzy poszerzył się dodatkowo. 
-Cześć. - odpowiadając jej, otworzył szeroko drzwi wpuszczając ją do środka. Blond włosa lekarka przy jego pomocy pozbyła się płaszcza, który Krychowiak umieścił w szafie. Torebkę postawiła na komodzie, po czym razem z nim i tajemniczą dużą, brązową, papierową torbą weszła w głąb domu, trafiając do kuchni. Na jej widok pani Krychowiak uśmiechnęła się szeroko i podziękowała w duchu Bogu za zesłanie jej przyjaciółki syna. 
-Dzień dobry pani Grażynko, jak się pani czuje? - zapytała przytulając kobietę. Ta jedynie westchnęła, zanim cokolwiek powiedziała. 
-Jak na ciąże to nawet znośnie. - zaśmiała się, a blondynka poszła w jej ślady. -Gdy byłam w ciąży z Grześkiem to już od pierwszego tygodnia przechodziłam męczarnie. - słowa jego matki sprawiły, że na chwilę oderwał się od krojenia warzyw na sałatkę. Zmarszczył brwi, jednak postanowił wrócić do wcześniej wykonywanej czynności. -Uwierz mi kochanieńka, to było najgorszych dziewięć miesięcy w moim życiu. - Marysia zaśmiała się głośno, jednak po chwili zakryła usta dłonią. Musiała przyznać, że bała się reakcji Krychowiaka. Jego matka również była zaciekawiona tym jak jej syn zareaguje. Niestety niczego nie zrobił. Fabiańska po opanowaniu emocji, postanowiła zmienić temat.
-Mam coś dla pani. - uśmiechnęła się do niej ciepło, co zdecydowanie rozmiękczyło Krystynę. Musiała przyznać, że miła blondynka coraz bardziej zyskiwała w jej oczach. Po cichu nawet liczyła, że zbyt szybko nie odsunie się od jej syna. -Tylko nie mogłam się zdecydować na wzór, więc mam kilka rzeczy, żeby nie było i dla dziewczynki, i dla chłopczyka. - dodała, wręczając kobiecie duży pakunek, który na samym początku zwrócił uwagę pomocnika reprezentacji Polski. 
-Ja nie mogę tego przyjąć. - powiedziała starsza z kobiet, przeglądając zawartość prezentu, który podarowała jej blondynka. 
-Musi pani. Zwrotów nie przyjmuję. - Fabiańska przyjaźnie uśmiechnęła się do kobiety. Krystyna Krychowiak jedynie westchnęła i podniosła się z krzesła.
-Synu, czy mogę zanieść to do swojej sypialni? - Grzegorz przymknął powieki, nabierając głośno powietrza. Dobrze wiedział, że jego matka robi to z premedytacją i najwyraźniej świetnie się przy tym bawi. 
-Możesz. - odpowiedział łagodnym głosem, choć w środku wszystko się w nim gotowało. Gdy matka Grzegorza zniknęła z kuchni, Marysia zaśmiała się cicho pod nosem, podchodząc do blatu kuchennego, przy którym stał. Oparła się o szafkę i uważnie przyglądała się przyjacielowi. Wiedziała bowiem, że przejmował się mamą i chciał dla niej jak najlepiej. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, aby pomóc jej w opiece nad siostrą lub braciszkiem zaraz po jego narodzinach. Podczas ciąży, również chciał ją wesprzeć. 
-Nie złość się. Po prostu może nie potrafi odnaleźć się w sytuacji, w której się znalazła? - zasugerowała blondynka nie spuszczając wzroku ze swojego przyjaciela. Krychowiak oparł ostrze noża o drewnianą deskę, po czym przeniósł na nią swój wzrok. 
-Ona robi to specjalnie. - odpowiedział, robiąc przy tym zabawną minę. Blondynka zaśmiała się pod nosem, podbierając z talerza apetycznie wyglądającą kanapkę. Rzucił jej spojrzenie godne Bazyliszka, po czym jedynie lekko uderzył ją w dłoń. 
-Ale musisz przyznać, że Twoje zachowanie jest co najmniej nienormalne. - zasugerowała. -Swoją drogą, czy ja też mogłabym skorzystać na tym Twoim instynkcie opiekuńczym i robiłbyś mi śniadanko do pracy? - zapytała słodko się do niego uśmiechając. 
-Może jeszcze miałbym Ci sprzątać? - zapytał z kpiną w głosie. 
-Poprać i poprasować, też byś mógł. - dodała, kiwając zabawnie głową. Krychowiak jedynie popukał się w czoło, czym wprawił blondynkę w wyjątkowo dobry humor. Postanowiła mu pomóc, zabierając się za krojenie świeżo umytych pomidorów. Piłkarz jedynie rzucił jej delikatny uśmiech. Cieszył się z faktu, że Marysia dotrzymywała danej jego matce obietnicy. 
-Nie sądzisz, że byliby ładną parą? - zapytała cicho swojego męża Krystyna. Edward, który chwilę wcześniej wrócił do domu objął swoją żonę w pasie i dyskretnie przyglądał się swojemu synowi i lekarce sopockiego szpitala. Wiedział, że stwierdzenie jego żony jest trafieniem w sedno i musiał przyznać, że blondynka pasowała do jego syna, o wiele lepiej, niż francuska modelka. Cieszył się nawet, z tego, że jego syn był wolny. 
-Byliby, ale to od nich zależy czy będą. - odpowiedział, po czym pocałował żonę i razem z nią udał się na piętro, aby obejrzeć prezent od siostry Łukasza Fabiańskiego.

         Delikatne podmuchy jesiennego wiatru z iście zimowym pazurem spowijały Gryfice. Marysia, która dała się namówić Grzegorzowi na krótki spacer uliczkami miasta, w którym mieszkali jego rodzice, a którego burmistrzem był jego ojciec, uśmiechała się delikatnie pod nosem, reagując tak na otulający jej policzki wiatr. Lubiła zimne pory roku. Nie musiała wtedy spędzać czasu poza domem, mogła bez krępacji leżeć na kanapie pod ciepłym kocem z nosem w ekranie telewizora. Lubiła być zupełnie inną osobą, niż znali ją wszyscy. Zaśmiała się na samo wspomnienie jej poprzedniego wieczora, gdy za oknem nagle zrobiło się biało. Swoim zachowaniem przykuła uwagę Grzegorza, który dotąd uważnie rozglądał się dookoła w myślach podziwiając swojego ojca, który zrobił wiele dla tego miasta. 
-Coś się stało? - zapytał nie odrywając swojego wzroku od jej osoby. Pokiwała mu jedynie przecząco głową, a z jej twarzy nie znikał uśmiech.
-Nie, coś mi się przypomniało. - odpowiedziała, uśmiechając się do niego delikatnie. 
-Mógłbym zadać Ci pytanie? - zapytał, zatrzymując się w pewnym momencie, w pół kroku. Stanęła na przeciwko niego, wkładając dłonie do kieszeni szarego płaszcza. Uważnie się mu przyjrzała, tak, jakby chciała wyczytać z jego twarzy istotne dla niej uczucia. Jakby chciała uprzedzić jego pytanie. Pokiwała mu z aprobatą głową.
-Byłabyś w stanie zmienić swoje poukładane życie w jednej chwili? - zmrużyła oczy, zastanawiając się jaka odpowiedz by go satysfakcjonowała. Odkąd się poznali był dla niej swoistą zagadką, której to rozwiązaniem chciała się zająć. Rozgryźć go. Dowiedzieć się dlaczego jest taki, jaki jest. Poznać przyczynę występowania dwóch różnych osób w jednym ciele. 
-Byłabym. - mówiąc to, uważnie spoglądała w jego oczy, które jakby nieobecne błądziły gdzieś w przestrzeni. Ostatnio zachowywał się dziwnie i musiała to przyznać. Miała wrażenie, że choć się przyjaźnią dokładnie go nie zna i nie wie, z kim właściwie ma do czynienia. W pewnym momencie odwrócił głowę, tak jakby próbował walczyć z czymś, co kłębiło się w jego umyśle. Jego zachowanie sprawiało, że w obawie o niego serce zaczynało bić jej o wiele mocniej. Zrobiła kilka kroków w jego kierunku, sprawiając, że czubki ich butów stykały się ze sobą. Martwiła się o niego. Przed wiadomością o tym, że kolejny raz zostanie bratem był cichy, stonowany. Po tym jak się dowiedział stał się opiekuńczym, troskliwym względem swojej mamy. A teraz, stojąc na rynku w Gryficach, znów powrócił Krychowiak sprzed kilku tygodni. Każdy na jej miejscu miałby złe przeczucia i bał się najgorszego. -Grześ, co się dzieje? - zapytała, nieświadomie ściszając ton swojego głosu. Delikatnie przejechała ciepłą dłonią po jego zimnym policzku wywołując dreszcze na jego ciele. Na ułamek sekundy przymknął powieki, czego internistka nawet nie wychwyciła. Odwrócił głowę i spojrzał wprost w jej oczy. Swoją dłoń delikatnie zamknął na jej nadgarstku nie pozwalając blondynce na to, żeby ją zabrała. Jej dotyk sprawiał, że wszystkie obawy od niego uciekały, a dalsze życie nie wydawało się być takim strasznym. 
-Nie chcą mnie w PSG, a Sevilla oferuje mi powrót z większymi zarobkami i opaską kapitana. - uśmiechnęła się delikatnie słysząc jego słowa. Miała cichą nadzieję, że hiszpański klub zaoferuje mu powrót do życia, który nie wywoływał tak wielu negatywnych uczuć w jej przyjacielu. Rozluźnił uścisk na jej nadgarstku, w pewnym sensie poddając się. Od kilku tygodni nie mógł sypiać po nocach, myśli niebezpiecznie rzucały nim w momentach, w których przestawał nad nimi panować. Chciał być dobrym piłkarzem. Wiedział, że w Hiszpanii nim był, Francja nie była najwyraźniej dla niego. Wolnymi ruchami przeczesała dłonią jego włosy i wdrapując się na palce pocałowała go w czoło. Chciała, żeby wiedział, że ona jest obok niego i zawsze może zjawić się w progu jej drzwi, a ona nigdy go nie wyrzuci. 
-Decyzja należy do Ciebie. - powiedziała. Nie zdziwiła się gdy piłkarz francuskiego klubu wtulił się w jej włosy. Wiedziała, że tego potrzebował. Zaczynało jej na nim zależeć, czego konsekwencji obawiała się najbardziej.



♦♦♦

Znalezione obrazy dla zapytania neymar rafinha

Hola! 
Dzisiejszy rozdział nieco krótszy niż te poprzednie, ale mam nadzieję, że mimo wszystko przeczytacie i skomentujecie. Chciałabym serdecznie wam podziękować za wszystkie komentarze pod poprzednimi rozdziałami. 
Co powiecie o tym rozdziale? Mam nadzieję, że was nim nie zawiodłam. 
Kolejny pojawi się w miarę możliwości w poniedziałek i znów będzie ciekawie i cała reprezentacja pojawi się na Wigilii. 
Pozdrawiam was serdecznie.
Adios!

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Rozdział XXVII - 'O nie, drugiego braciszka, to ja nie ścierpię."

12 komentarzy:
~*~

Sopot, Polska
24 listopad 2016 r.

-To dom Maryśki? - zapytał Piszczek zaskoczony widokiem pięknego, jednorodzinnego domu zlokalizowanego niedaleko sopockiej plaży. Łukasz Fabiański korzystając z okazji, że jego siostra dwie godziny wcześniej udała się na dyżur w sopockim szpitalu wraz z żoną i przyjaciółmi pojawił się w domu, który kilka dni wcześniej jego siostra, przy jego małej pomocy zakupiła. Wiedział jak bardzo chciała mieć coś swojego, zupełnie jej. Dotąd przecież mieszkała z nimi i rodzicami, a teraz gdy udało jej się ulokować na bankowym koncie zadowalającą sumę pieniędzy, jej brat wraz z żoną postanowili jej pomóc i wybrać dom, który spełniałby jej wszelkie oczekiwania. Cieszył się, że udało mu się to uczynić. 
-A wy mówicie, że to ja mieszkam w willi. - bąknął pod nosem Robert Lewandowski, co spotkało się z mroźnym spojrzeniem jego żony, która po kilkudniowej wizycie w sopockim szpitalu czuła się zdecydowanie lepiej. Napastnik reprezentacji Polski uniósł ręce w geście kapitulacji i postanowił zamilknąć, za nim jego żona postanowi rzucić jakąś kąśliwą uwagę. 
-Odkładała pieniądze na dom i samochód. Dom kupiła, co do samochodu, to nadal jeździ starym oplem. - rzucił Łukasz Fabiański uśmiechając się pod nosem. Czarny samochód, o którym wspomniał stał na podjeździe tuż przed brązowymi drzwiami garażu. Nawyki jego siostry zawsze go śmieszyły. Wyciągnął z kieszeni spodni drugi komplet kluczy do domu, po czym wpisując kod w alarmie, otworzył drzwi i wraz z przyjaciółmi wkroczył pewnym krokiem do średniej wielkości przedpokoju. 
-Urządzony z gustem, nowocześnie, ale i skromnie. - zauważyła Anna Lewandowska, która z zachwytem w oczach rozglądała się po sporych rozmiarów salonie, w którym stał jasny narożnik, niewielki szklany stolik, kilka ciemnych, starych mebli i duży telewizor wiszący na ścianie. Dobrane pod kolory i styl pomieszczenia, dodatki ostatecznie dopełniały charakteru pomieszczenia, które dużo mówiło o jego właścicielce. 
-Widzisz kochanie, tak też można. - Robert z uśmiechem na twarzy podszedł do żony, obejmując ją w pasie. Spojrzała na niego groźnie, jednak ten nie zwrócił na to uwagi, wpatrując się w stojące na komodzie cztery ramki ze zdjęciami. W jednej z nich zauważył zdjęcie z Francji, które lekarka zrobiła swojemu bratu, Błaszczykowskiemu, Piszczkowi i jemu, gdy po meczu ze Szwajcarią wracali do hotelu. Wspomnienia najlepszego czasu wróciły,a uśmiech na jego twarzy poszerzył się.
-Ja bym nie był taki zadowolony. - mruknął Kuba uśmiechając się niepewnie do Anki łypiącej na męża byczym spojrzeniem. 
-Czemu? - zapytał Robert, zwracając głowę do przyjaciela. Kuba ruchem głowy wskazał mu osobę jego żony, która jego komentarzem w żadnym stopniu nie była uszczęśliwiona, a wręcz, przeciwnie. 
-Jeszcze jeden taki komentarz, a będziesz szukał sobie hotelu. - odpowiedziała, z miną modliszki. Przechodząc obok Błaszczykowskiego uśmiechnęła się do niego słodko, co Robert skomentował jedynie wilczym spojrzeniem.
-No co? - zapytał pomocnik reprezentacji Polski wzruszając ramionami, po czym obaj wdrapali się po drewnianych schodach na piętro, na które wraz z dziećmi udali się Łukasz Fabiański i Łukasz Piszczek. 
    Podczas gdy mężczyźni grzecznie zajmowali się dziećmi, ich małżonki obmyślały plan niespodzianki urodzinowej dla siostry bramkarza reprezentacji Polski. Wszystkie liczyły na to, że znajdzie się jakaś pomoc, która postanowi zjawić się w domu ordynator oddziału internistycznego Sopockiego szpitala. Julia wraz z Anią, które postanowiły pomóc obiecały pojawić się w Sopocie przed siódmą wieczorem. 
-To co, tort przywiezie Tomek. Napoje i jedzenie również jest już załatwione. Atrakcje, też się jakieś znajdą... - zaczęła wyliczać Ewa Piszczek, jednak wzrok Fabiańskiej sprawił, że zakończyła tę czynność.
-Dla nich atrakcją będzie wódka, jeśli się pojawi. - bąknęła, wkładając do lodówki wodę mineralną, którą kupili kilkadziesiąt minut wcześniej w mieście. Lewandowska z Błaszczykowską zaśmiały się pod nosem, jak i pani Piszczek, która widząc minę przyjaciółki nie mogła się powstrzymać. 
-Oj tam, niech mają coś od życia. - rzuciła Agata, co spotkało się z potwierdzeniem jej zdania przez Anię Lewandowską, która jedynie potaknęła jej głową. Nagle w całym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Ania Fabiańska odłożyła telefon komórkowy na ciemny, kuchenny blat i skierowała się do przedpokoju. Nacisnęła na klamkę, po czym pchnęła drzwi. Uśmiechnęła się na widok Grzegorza Krychowiaka, który wraz z Wojtkiem Szczęsnym i Mariną stał na drewnianym ganku domu jej szwagierki. 
-Cześć, pomyśleliśmy, że przyda wam się pomoc. - żona bramkarza Polski z uśmiechem przywitała straszą od siebie kobietę. Fabiańska wpuściła ich do środka ruchem głowy. Pozbyli się wierzchniego okrycia, po czym niepewnie weszli do dalszej części domu przyjaciółki. Dwójka z nich nie była tutaj ani razu i musiała przyznać, że zaparło im dech w piersiach. Nie sądzili, że będąc lekarką blondynka jest w stanie pozwolić sobie na taki wydatek. 
-To dom Marysi? - zapytała zaciekawiona Marina, która z uśmiechem na twarzy przyglądała się bogatej biblioteczce, która przysłaniała idealnie wyczyszczona szyba. Oparty o filar Kuba Błaszczykowski z uśmiechem na twarzy pokiwał  z aprobatą głową, będącej pod wrażeniem piosenkarce. 
-Identycznie zareagowałem. - zaśmiał się Piszczek, który wraz z Sarą i Oliwią zajął się kolorowaniem laurek dla jutrzejszej solenizantki. Wojtek natomiast uśmiechnął się delikatnie pod nosem, podchodząc do Roberta, który pogrążony w ekranie telefonu przeglądał plotkarskie portale. 
-Mówiłem jej, że będziecie jej zazdrościć. - rzucił Wojciech, co spotkało się z ciekawskimi spojrzeniami całego towarzystwa.
-Byłeś tutaj? - zapytała jego żona, marszcząc brwi. 
-Wpadłem do niej jak wracałem od Magdy. - odpowiedział, robiąc zdziwioną minę. 
-Może coś zjemy? - zaproponowały Anna Lewandowska i Agata Błaszczykowska wychodząc z kuchni z mnogą liczbą jasnych, porcelanowych talerzy. Wszyscy pokiwali im głowami, a na ich twarzach pojawiły się szczere uśmiechy. Długo rozmawiali, na wiele różnych tematów. Na ich twarzach gościły szerokie uśmiechy a w pomieszczeniu panowała przyjemna, przyjacielska atmosfera. Nikt niczym się nie przejmował, wszystkie troski poszły w kąt. Anna Fabiańska, która na krótką chwilę zatrzymała swoje myśli, doszła do wniosku, że dom siostry jej męża ma wyjątkową moc. Sprawia, że wszyscy są wielką rodziną a uśmiech nie znika z ich twarzy. 
     Gdy w domu pojawili się Arek Milik, Mariusz Stępiński w towarzystwie Ani Ziółko i Julki Kowalczyk atmosfera dodatkowo się polepszyła. A wieść o awansie obu napastników zdecydowanie poprawiła humor pozostałym, nieco starszych doświadczeniem piłkarzy.
-Nie no chłopaki, dumni z was jesteśmy! - Kuba objął obu piłkarzy ramionami i posłał im szerokie uśmiechy. 
-Bardzo. - dodał Lewandowski, a obaj napastnicy jedynie uśmiechnęli się do nich przyjaźnie. 
    Pod wieczór w domu przy ulicy Poniatowskiego 19, na samym jej końcu zjawili się kolejni członkowie reprezentacji. Wielu z nich później zniknęło, kwaterując się w sopockich hotelach. Wszyscy mieli się spotkać kolejnego dnia, o godzinie 17 w domu należącym do Marii Fabiańskiej. 
Anna Lewandowska, Agata Błaszczykowska, Anna Fabiańska i Marina Szczęsna sprzątały po kolacji uśmiechając się do siebie miło. Ta pierwsza cieszyła się, że pogodziła się z dziewczyna i mogła liczyć na nie, a one mogły liczyć na nią. Ta ostatnia natomiast cieszyła się z faktu, że wszystkie partnerki piłkarzy zaakceptowały ją i przyjęły do nietypowej rodziny. 
-A Mania nie ma żadnego chłopaka? - pytanie Ani Lewandowskiej wywołało na twarzy jej imienniczki delikatny uśmiech. Kobieta wytarła trzymany w dłoni talerz wkładając go do jednej z szafek. 
-Z tego co wiem, to jeszcze nie znalazła tego odpowiedniego. - odpowiedziała, opierając się o kuchenny blat. 
-W sumie, może lepiej, że szuka, a nie bierze pierwszego lepszego jak w naszym przypadku. - komentarz wchodzącej do kuchni Ewy Piszczek wywołał na twarzach obecnych w pomieszczeniu kobiet napad śmiechu, który zwabił do pomieszczenia ich partnerów. 
-A wy, z czego się tak brechtacie? - zapytał zaciekawiony Lewandowski opierając się nonszalancko o framugę drzwi. 
-Z naszych piłkarskich królewiczów na białych osłach. - dodała z szerokim uśmiechem Marina Szczęsna, co spotkało się z wymownym spojrzeniem jej drugiej połówki. 
-A tak na poważnie? - zapytał tym razem Fabiański, któremu udało się zabrać dzieciom brudne kubki po sokach. Spojrzał na swoją żonę, która zamyślona wpatrywała się w kalendarz wiszący niedaleko drzwi. 
-Uważamy, że Twoja siostra zasługuje na wyjątkowego mężczyznę. - powiedziała przenosząc wzrok na Łukasza, który słuchając jej wypowiedzi wbił wzrok w podłogę. Chciał żeby jego siostra była szczęśliwa i miał nadzieję, że takową będzie. 
-Wyjątkowego? - jego ironiczne pytanie zdziwiło, każdego kto znalazł się wtedy w średnich rozmiarów kuchni. -Ona zasługuje na faceta, który weźmie ją w obroty i nie pozwoli jej na branie dyżurów jak leci. - powiedział i ulotnił się z kuchni. 
-Dzwoniła Magda. - wchodząca do kuchni Julia ze wzrokiem wbitym w wyświetlacz swojego telefonu, minęła Fabiańskiego zaraz za wejściem do pomieszczenia. Stanęła między Lewandowskim i Szczęsnym z uśmiechem na ustach. 
-I co ciekawego mówi moja ukochana siostrzyczka? - zapytał, biorąc głęboki oddech. 
-Doprowadza naszą kochaną panią doktor do szewskiej pasji. Mania ma jej dość i jutro wypisuje ją ze szpitala. 
-Nie dziwię się, na jej miejscu też bym pozbył się mojej wkurzającej siostrzyczki. - bąknął przysiadając na małym, drewnianym stole. Gdy Julia chciała coś dopowiedzieć, dzwonek telefonu Grzegorza rozdźwięczał. Piłkarz przeprosił przyjaciół delikatnym uśmiechem, wyciągnął telefon z kieszeni spodni i podszedł do okna odbierając przychodzące połączenie.
-Cześć tato ...dziwne, do mnie nie dzwoniła, może jest u koleżanki?... zadzwonię do niej, może ode mnie odbierze...tatuś nie martw się, zobaczysz znajdzie się...pa. -piłkarz zerwał połączenie i jeszcze przez krótką chwilę wpatrywał się w ciemność za oknem. Dłoń na jego ramieniu wyrwała go z zamyślenia. Odwrócił głowę napotykając na zmartwione spojrzenie Agaty Błaszczykowskiej.
-Co się stało? - zapytał Wojtek, który słysząc rozmowę telefoniczną przyjaciela nieco się przestraszył. 
-Mamy nie ma w domu. - odpowiedział mrużąc oczy. 
-Pewnie jest u koleżanki. - powiedziała uśmiechając się do niego Marina. 
-Obyś miała rację. - uśmiechnął się do żony swojego przyjaciela.



     Maria ziewnęła podnosząc się z kanapy, stojącej w pokoju lekarskim. Zdjęła z oparcia drewnianego krzesła swój biały kitel, zarzucając go sobie na ramiona. Wpięła plakietkę do znajdującej się u góry kieszeni. Spięła włosy w kok, na czubku głowy, po czym zabrała ze stojącego na środku pomieszczenia biurka dokumenty i opuściła pokój, do którego dostęp miała jedynie ona. Uśmiechnęła się do pacjenta, który właśnie wchodził do swojej sali. Jej wzrok przykuła siedząca na jednym z plastikowych krzesełek kobieta. Przygnębiona, ze łzami w oczach, rozmazanym tuszem do rzęs. Coś ją tknęło i podeszła do, na oko czterdziestoletniej kobiety. Usiadła obok niej i niepewnie chwyciła jej dłoń. Była lekarzem, lubiła kontakt z ludźmi i nigdy nie odwracała się od nich, jeśli prosili ją o pomoc.
-Coś się stało? - zapytała cicho. Kobieta pociągając nosem podniosła głowę i wbiła swój wzrok w siedzącą obok niej lekarkę o blond włosach. Wyniki badań, które dostała sprawiły, że jej świat nieco zadrżał. Nie wierzyła w to, co usłyszała od lekarki, w to, co zobaczyła na wynikach badań. 
-Ja mam czterdzieści pięć lat i jestem w ciąży. - blondynka niepewnie uśmiechnęła się do krótkowłosej kobiety, która trzymając kurczowo w dłoni zdjęcie USG wpatrywała się w jasną ścianę szpitalnego korytarza. Fabiańska głęboko wypuściła powietrze ze swoich płuc, dobrze wiedziała, że wiele kobiet w takim wieku boi się urodzić dziecko. Ona jednak zawsze namawiała kobiety do podjęcia tego ryzyka. Wiedziała, że na ogół są to kobiety z długim stażem macierzyńskim, kochające dzieci i z bardzo wielkim sercem. Ciąża w tym etapie rozwoju ciała kobiety, jest określona wielkim ryzykiem. Miała jednak nadzieję, że siedząca obok niej kobieta będzie na tyle odważna i podejmie decyzję o urodzeniu malutkiego dziecka rozwijającego się pod jej sercem. 
-Wiek nie jest problemem. Wiele kobiet w pani wieku decyduje się na urodzenie dziecka i robi wszystko, aby dziecko nie odczuwało ich wieku. Jeśli jest pani mamą, to wie pani na pewno jak to jest móc trzymać malutkie dziecko w ramionach. - uśmiechnęła się delikatnie do pacjentki szpitala. 
-Mam dwóch synów, dorosłych, jak oni na to zareagują. Chciałam, żeby oni zostali ojcami a nie mieli dodatkowo czekać na rodzeństwo. Co ludzie powiedzą, mój mąż jest burmistrzem Gryfic, syn piłkarzem, drugi studiuje i co ja zrobię. - Marysia zamarła słysząc wyznanie kobiety. Dopiero teraz sięgnęła pamięcią do zdjęć, które jakiś czas temu pokazywał jej Grzegorz. Kobieta, która siedziała obok niej, była matką Krychowiaka. Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, co powinna powiedzieć kobiecie, jakich słów użyć, żeby zapewnić ją, że urodzenie dziecka w tym wypadku jest odpowiednim rozwiązaniem.  
-Znam pani starszego syna i wiem, że ucieszy się z tej wiadomości. Pani mąż, na pewno też. - zdziwiona spojrzała na lekarkę, która uśmiechała się do niej nieznacznie, wręcz delikatnie. Słowa dziewczyny sprawiły, że poczuła się nieco zmieszana. I dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jej syn, Grzegorz dużo jej o niej opowiadał, a ona pod wpływem emocji zbyt dokładnie się jej nie przyjrzała. 
-No tak, Grzesio dużo nam o Tobie mówił. Przepraszam kochana, te emocje. - starła łzy ze swojego policzka, uśmiechając się do blondynki miło i w taki matczyny sposób. 
-Porozmawiam z nim, obiecuję, że pani pomogę. Będę zabierała panią na badania, pomogę przy opiece nad dzieckiem. - słowa dziewczyny sprawiły, że oczy kobiety kolejny raz się zaszkliły. Nie sądziła, że ktoś może tak bezinteresownie podać pomocną dłoń. Delikatny uścisk ciepłych dłoni lekarki dodał jej pewności siebie i przekonania, że musi urodzić poczęte dziecko, pomimo wszystko. 
-Mój syn ma szczęście, że ma taką przyjaciółkę jak ty.- odpowiedziała jej matka polskiego piłkarza.
-Mój kolega ze szpitala jedzie do Szczecina, podrzuci panią do domu. - uśmiechnęła się do kobiety wskazując na pokój lekarski, w którym razem z nią miała poczekać na Przemka, który miał pojechać do swojej żony, która pojechała w odwiedziny do swoich rodziców. 

Sopot, Polska
25 listopad 2016 r.

       
         Marysia odetchnęła głęboko patrząc na zegarek, którego wskazówki dawały jej do zrozumienia, że właśnie skończyła dyżur. Była padnięta, miała ochotę rzucić się na łóżko w sypialni swojego domu. Dyżur był bardziej wyczerpujący niż myślała, że będzie dodatkowo długa rozmowa z rodzicielką Krychowiaka, dała jej bardzo dużo do myślenia. Nawet trochę jej zazdrościła, tej miłości i szacunku do męża i synów, który miała. Ona w przyszłości też chciała tak mocno kochać, jak robiła to matka pomocnika paryskiego klubu. Założyła jesienny płaszcz, naciągnęła na głowę wełnianą czapkę, a dużym szalikiem opatuliła swoją szyję. Zarzuciła pasek od torby przez ramię i ospałym krokiem opuściła pokój lekarski. 
-Wyniki badań wzięłaś? - zapytała, gdy zauważyła stojącą przy pokoju stażystkę. Dziewczyna pokiwała jej z aprobatą głową, po czym z tajemniczym uśmiechem na ustach skierowała się do wyjścia ze szpitala. Swoim zachowaniem zaciekawiła lekarkę, jednak ta nic nie powiedziała. Miała dziwne wrażenie, że zapomniała o jakiejś istotnej rzeczy i miała nadzieję, że uda jej się szybko znaleźć odpowiedz. 
        Od szpitala mieszkała raptem kilka ulic, więc dojście do pracy zajmowało jej około kwadransa. Trudno jej było na początku przystosować się do nowego miejsca, miasta i ludzi. Jednak dzięki swoim zdolnościom, udało jej się szybko znaleźć kontakt z ludźmi. Gdy wraz z Magdaleną stanęła przed wejściem na swoją posesję doznała lekkiego szoku. Kilka drogich samochodów, które stały na jej podwórzu sprawiło, że w jej głowie zapanował totalny mętlik. Brak snu dawał się jej we znaki. Mimo wielu kłębiących się w głowie myśli, podążając za Wiśniewską poczłapała na ganek, który często wieczorami był przez nią oblegany. Gdy chciała wyciągnąć klucze, aby otworzyć drzwi domu, te zostały otworzone przez szatynkę. Dziewczyna jak gdyby nigdy nic weszła do środka, zostawiając na ganku swoją przełożoną, która w tej sytuacji nie była pewna niczego. Mimo to weszła do przedpokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. Magdaleny już dawno w nim nie było. Zdjęła torbę, wkładając ją do komody stojącej blisko ściany. Pozbyła się szalika, czapki, rękawiczek wkładając je do niewielkiego, wiklinowego koszyka stojącego na szafce. Zdjęła również płaszcz wieszając go do dużej, pojemnej szafy. Wzięła głęboki oddech i skierowała się do salonu, w którym osłupiała widząc w nim wszystkich swoich przyjaciół i dopiero teraz przypomniała sobie, że dziś ma urodziny. 
Zaśmiała się widząc swojego brata, który z bukietem pięknych kwiatów stanął na przeciwko niej. 
-Zapomniałam o swoich urodzinach. - zaśmiała się wypowiadając te słowa. Jej brat jedynie wywrócił oczami, komentując zachowanie swojej młodszej siostry.
-Wszystkiego najlepszego, blondasku. - pocałował ją w policzek a ona jedynie uśmiechnęła się do niego szeroko. W jej oczach zaszkliły się łzy. Nigdy nie sądziła, że ma tak wiele osób, które się o nią troszczą. 
-Dziękuję wam z całego serduszka. - powiedziała przytulając się do Lewandowskiego, który właśnie do niej podszedł. -Pozwolicie mi wziąć prysznic i się przebrać. Dyżur mnie zmęczył i muszę się obudzić. - uśmiechnęła się delikatnie.
-Jasne, dla Ciebie skarbie wszystko. - Peszko pocałował dziewczynę w policzek. Lekarka posłała im miły uśmiech i zniknęła na schodach. Gdy weszła do swojej sypialni, zauważyła na swoim łóżku ciekawy pakunek. Ciemne pudełko przewiązane czerwoną wstążką. Rozejrzała się po sypialni, po czym ze zdziwieniem i ciekawością podeszła do pudełka leżącego na jej zaścielonym łóżku. Niepewnie rozwiązała czerwoną wstążkę, po czym równie niepewnie zdjęła górne wieczko. Uśmiechnęła się niepewnie widząc jego zawartość. 
Piękna czerwona róża leżała swobodnie na czarnym materiale idealnie złożonym i położonym w pudełku. Wyciągnęła ją i delektując się jej zapachem nie zwróciła uwagi na to, jak do jej pokoju wślizguje się autor prezentu. Oparł się o ścianę i uważnie obserwował przyjaciółkę. Po dłuższej rozmowie z Celią, na którą się zdobył dwa dni po przypadkowym spotkaniu w galerii, zaczął dopuszczać do siebie serce, które zabierało coraz pewniejszy głos. On jednak mimo wszystko nie miał odwagi, bojąc się tego, że dziewczyna nie widzi w nim nikogo innego niż tylko przyjaciela. Gdy wyciągnęła sukienkę z pudełka wmurowało ją w drewnianą podłogę. Delikatny materiał, prosty krój, skromny, zakończony stonowaną koronką. Zastanawiała się, kto mógłby być autorem takiego prezentu. Gdy usłyszała ciche skrzypnięcie podłogi ścisnęła mocniej materiał w swojej dłoni. 
-Mam nadzieję, że Ci się podoba. - cichy szept Krychowiaka sprawił, że odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym odwróciła się w jego kierunku.
-Jest piękna, ale nie musiałeś. - odpowiedziała mu, spuszczając na chwilę wzrok. Przypomniała sobie rozmowę z jego matką, która dała jej bardzo dużo do myślenia. Zdała sobie sprawę, że życie szybko płynie, a ona rzucając się w wir pracy chciała zapomnieć o tym, że jest już coraz starsza. 
-Ale chciałem. - jego odpowiedz sprawiła, że cicho się zaśmiała. 
-Wczoraj widziałam się z Twoją mamą. - zdziwił ją swoim stwierdzeniem. -Obiecałam jej coś i chcę dotrzymać słowa. - odłożyła sukienkę na łóżko i zrobiła kilka kroków w jego kierunku. -Nie wiem jak Ci to powiedzieć... - urwała.
-Jest na coś chora? - zapytał ze strachem malującym się w jego oczach. 
-Nie, Grzesiu, Twoja mama jest w ciąży. - zamurowało go, gdy usłyszał zdanie wypowiedziane przez przyjaciółkę. 
-Moja mama? - zapytał siadając na jej łóżku.
-Powinieneś się cieszyć. - oboje spojrzeli na drzwi do sypialni Fabiańskiej. Stała tam żona brata Fabiańskiej.
 -To duże wyzwanie. - dodała Dominika Grosicka, która wyłoniła się zza pleców żony Łukasza. 
-Będę miał siostrzyczkę. - stwierdził z szerokim uśmiechem na twarzy. 
-Albo braciszka. - rzucił Piszczek pojawiając się w pokoju. 
-O nie, drugiego braciszka, to ja nie ścierpię. - na jego słowa, wszyscy wybuchnęli niepohamowanym napadem śmiechu.


♦♦♦

Znalezione obrazy dla zapytania grzegorz krychowiak

Witajcie kochane!!!
Mam nadzieje, że rozdział choć w pewnym stopniu wam się spodobał. Wiem, że taki nijakie, ale jakoś tak wyszło. W następnym będzie o wiele ciekawiej, to mogę wam zagwarantować. Jak oceniacie, Grzesiek będzie dobrym braciszkiem? 
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Pozdrawiam gorąco.
Buziaczki i do czwartku. ;-)

czwartek, 1 grudnia 2016

Rozdział XXVI - 'Zwariuję i umieszczą mnie na oddziale psychiatrycznym."

13 komentarzy:
~*~
Sopot, Polska
18 listopad 2016 r.

-Pani doktor, ktoś pani szuka. - niska pielęgniarka z uśmiechem na twarzy wskazała dłonią na średniego wzrostu blondynkę, która nerwowo krążyła po korytarzu sopockiego szpitala. Na widok żony Jakuba Błaszczykowskiego, na twarzy Marysi pojawił się szeroki uśmiech. Podziękowała pielęgniarce skinieniem głowy jednocześnie wręczając jej plik dokumentów. Podchodząc bliżej zauważyła, że Agata nie jest sama. Na jednym z niebieskich krzeseł siedziała Ania Lewandowska nerwowo uderzająca piętą o posadzkę szpitalnego korytarza. Poprawiła biały kitel i pewnym krokiem podeszła do żon polskich piłkarzy. 
-Cześć, co was do mnie sprowadza? - zapytała stając obok Agaty, a na przeciw Anny. Błaszczykowska uśmiechnęła się do niej delikatnie, a Lewandowska kurczowo trzymając na klatce piersiowej swoją torbę błądziła wzrokiem po ścianach szpitalnego korytarza. Swoim zachowaniem zdziwiła lekarkę. 
-Wszystko w porządku? - zapytała, gdy żadna z kobiet nie udzieliła jej odpowiedzi na zadane przez nią wcześniej pytanie. Wzrok Agaty wbił się w Annę, która najwyraźniej nie miała zamiaru sobie nic z tego nie zrobić. 
-Ankę od kilku dni boli brzuch, miewa zawroty głowy i wymiotuje. - powiedziała za nią Agata, która na poważnie zaczęła martwić się stanem przyjaciółki. Miała jej za złe, to, że ją i Kubę spuściła po brzytwie a Robertowi nic na ten temat nie powiedziała. Ona i jej mąż zaczęli się o nią martwić. Agata zawsze mówiła Lewandowskiej, żeby ta przestała tak intensywnie trenować. 
-Chodź do gabinetu. - uśmiechnęła się do Anny, otwierając jej drzwi swojego gabinetu. Agata zabrała jej rzeczy, po czym razem z nią weszła do gabinetu razem z żoną Roberta. Zrobiono jej kilka podstawowych badań i położono na oddziale. Agata, która postanowiła z nią zostać wspierała ją na duchu. Miała nadzieję, że jej przyjaciółce nic nie będzie. 
Marysia natomiast konsultowała wyniki badań z ordynatorem interny. Nie były one zadowalające i Fabiańska nie wiedziała w jaki sposób miałaby to powiedzieć żonie Lewandowskiego. Zanim weszła do jej sali, wzięła głęboki oddech. Gdy znalazła się w pomieszczeniu obie kobiety uważnie na nią spojrzały. Bały się diagnozy, a najbardziej Anna. Maria usiadła na skraju szpitalnego łóżka biorąc głęboki oddech. Spojrzała najpierw na Annę, później na Agatę i ostatecznie wbiła swój wzrok w kartki znajdujące się na kolorowej teczce. 
-Ania, ty musisz przestać tak mocno trenować. - powiedziała bawiąc się kartkami papieru. Lewandowska spojrzała na nią przestraszonym wzrokiem. -Jeśli tego nie zrobisz, nie będziesz mogła mieć dzieci. - słowa Fabiańskiej uderzyły w trenerkę jak zimne, syberyjskie powietrze. Nie tego się spodziewała. Nie sądziła, że może kiedykolwiek usłyszeć taką diagnozę. -Zostawię Cię na obserwacji, zajmą się Tobą najlepsi fachowcy. Tylko musisz zacząć dbać o siebie, jak o kobietę. - dodała delikatnie się do niej uśmiechając. 
-Ja chcę mieć dzieci, ja chcę mieć dzieci z Robertem. - szepnęła a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Błaszczykowska chwyciła jej dłoń próbując dodać jej otuchy i pokazać, że będzie obok choćby miał walić się świat. 
-Zrobię wszystko, aby Ci pomóc. - powiedziała Fabiańska i szybkim krokiem wyszła z sali,w której leżała Lewandowska. Oparła się o ścianę i lekko przymknęła powieki. Miała nadzieję, że wstępna diagnoza, nie zostanie potwierdzona przez szczegółowe wyniki badań. Przetarła twarz, wzięła głęboki oddech i gdy miała iść do pokoju lekarskiego jej oczom ukazała się Magda Szczęsna, która wbrew jej zaleceniom udawała się na spacery po szpitalnym korytarzu.
-Ty, a ty miałaś leżeć. - stanęła przed nią, co sprawiło, że ciemnowłosa o mały włos nie przewróciła się w towarzystwie swoich kul ortopedycznych. Przez okres jaki spędziła w szpitalu zdążyła polubić kobietę, jednak w pewnych momentach miała wrażenie, że ta nie jest jej lekarzem tylko matką.
-Ale ja się tam duszę, ja nie wytrzymam! - warknęła, łypiąc morderczym wzrokiem na ratownika medycznego przechodzącego obok nich. Mężczyzna przyspieszył kroku i zniknął w jednej z sal. 
-Masz leżeć i guzik mnie to obchodzi czy Ci się tam podoba, czy nie. Już do sali! - rozkazała wskazując dłonią na drzwi szpitalnej sali chorych. Stażystka na oddziale onkologicznym jedynie bąknęła coś pod nosem, ostatecznie spuszczając głowę i drepcząc do zajmowanej przez siebie szpitalnej sali.
-Zwariuję i umieszczą mnie na oddziale psychiatrycznym. - powiedziała sama do siebie i skierowała się do pokoju lekarskiego znajdującego się na końcu korytarza. 
     Po wypełnieniu wszystkich dokumentów, skonsultowaniu trudnych przypadków odwiesiła kitel na wieszak w szafie pokoju lekarskiego zamieniając go na sportową kurtkę. Wrzuciła wszystkie dokumenty do teczek, po czym wrzuciła je do dużej torby, którą zarzuciła sobie przez ramię. Chwyciła w rękę szalik, rękawiczki i czapkę, po czym opuściła pokój lekarski. Gdy przechodziła obok sali zajmowanej przez Anię postanowiła do nie zajrzeć. Bała się, że kobieta może zrobić jakieś głupstwo, miała jednak nadzieję, że tak nie będzie. 
-Mogę? - zapytała, cicho pukając w białe drzwi. Anna podniosła się na łokciach i delikatnie uśmiechnęła się do lekarki. Usiadła na skraju jej łóżka i delikatnie położyła dłoń na czole Lewandowskiej. Gorączka spadła a i wyraz twarzy kobiety nieco się poprawił. 
-Mania obiecaj mi, że będę mogła mieć dzieci. - chwyciła mocno jej dłoń, a w jej oczach zaszkliły się łzy. 
-Zrobię wszystko co w mojej mocy. - uśmiechnęła się, całując kobietę w czoło. -Odpoczywaj. - dodała, cicho. Lewandowska odpowiedziała jej delikatnym skinieniem głowy, wtuliła się w kołdrę i lekko przymknęła powieki. Wyszła z sali, cicho zamykając za sobą drzwi. Gdy wychodziła ze szpitala wpadła na Wojtka Szczęsnego, który przyszedł w odwiedziny do swojej siostry.
-Cześć. - uśmiechnął się do niej lekko. Odwzajemniła jego uśmiech. -Co z moją ukochaną siostrzyczką? - zapytał, nieco ironicznie uśmiechając się do niej szeroko. Ona natomiast jedynie westchnęła, wywracając teatralnie oczami. -Aha, czyli źle. - dodał. 
-Nie jest źle. Nudzi jej się w szpitalu. - odpowiedziała mu z uśmiechem na ustach. 
-Jej się zawsze i wszędzie nudzi. - rzucił Szczęsny. 
-To idź do niej, chyba nie śpi. - pocałowała przyjaciela w policzek i pchnęła szklane drzwi. Skierowała się do samochodu, który jako jeden z niewielu stał jeszcze na szpitalnym parkingu. Szczęsny odprowadził ją wzrokiem. Doszedł do wniosku, że musi interweniować. Marysia i Grzesiek są jego najlepszymi przyjaciółmi i nie może pozwolić im na to, co w tym momencie wyrabiają. 


Barcelona, Hiszpania
19 listopad 2016 r.

-Ten mecz był najlepszym z dotychczasowych. Jesteś najlepszym kapitanem pod słońcem. - Natalia Lopez uścisnęła mocno Julię, która zdziwiona reakcją koleżanek z drużyny. Bała się, że jej nie zaakceptują i szybko będzie musiała szukać sobie innego zajęcia, niż gra w piłkę nożną. Zaskoczyły ją, pozytywnie. 
-Widzisz Lopez, ktoś lepszy od Ciebie się znalazł. - zaśmiała się Alba Suarez, która rzuciła w była kapitankę mokrym ręcznikiem. 
-Dobra dziewczyny, przestańcie. - zareagowała najstarsza z kobiet widząc lekkie zakłopotanie na twarzy nowej napastniczki hiszpańskiego klubu. Ludmiła Sanchez podeszła do Kowalczyk całując ją w czubek głowy. Zawsze tak robiła, gdy w klubie pojawiał się ktoś nowy i bardzo pozytywny. Miała nadzieję, że nowa zawodniczka będzie pozytywnym ogniwem, nie tylko na boisku, ale i w ich życiu prywatnym. 
Gdy opuściły stadion przy ulicy C. Aristides Maillol 12, Julii w oczy rzucił się ciemny samochód na włoskich tablicach rejestracyjnych. Zmarszczyła brwi. 
-Przepraszam was dziewczyny, ale nie pójdę z wami dziś na to piwo. - powiedziała, gdy chwilę przyglądała się aucie stojącemu na parkingu pod stadionem hiszpańskiego klubu. 
-Coś się stało? - zapytała Alba, która wodząc za wzrokiem Julii zatrzymała się na ciemnym audi. 
-Mam nadzieję, że nie. - powiedziała cicho. Uśmiechnęła się do przyjaciółek, pomachała im na pożegnanie i szybkim krokiem skierowała się w stronę samochodu, należącego do Arka Milika. Piłkarz stał oparty o samochód ze strony pasażera, wpatrując się w ciemne, gwieździste niebo. Julia poprawiła ramie torby sportowej i bez słowa stanęła obok przyjaciela. 
-Świetny mecz, a bramka mistrzowska. - powiedział w pewnym momencie, nie spuszczając wzroku z pięknych, jasnych gwiazd. Szatynka uśmiechnęła się delikatnie słysząc jego komentarz. Nie spodziewała się go na meczu, musiała przyznać, że pozytywnie ją zaskoczył. 
-Dorastam do pięt wielkiemu Arkadiuszowi Milikowi, czy jeszcze na to miano nie zasługuję? - jej pytanie wywołało na jego twarzy delikatny uśmiech. Rzucił jej przelotne spojrzenie, co ona skomentowała jedynie nieznacznym pokiwaniem głową. 
-Jeszcze kilka bramek musisz strzelić. - rzucił. Dziewczyna delikatnie uderzyła go w ramię, co ten skomentował cichym prychnięciem pod nosem. 
-Co tu robisz? - zapytała w pewnym momencie, gdy cisza między nimi zaczęła jej ciążyć. 
-Chciałem pogadać, Ziele mnie wkurza, a tylko Tobie ufam. - powiedział wbijając w nią swój wzrok. 
-Daj kluczyki. - wyciągnęła w jego kierunku swoją dłoń. Zastanawiał się chwilę, po czym wyciągnął kluczyki z kieszeni kurtki, wręczając je do dłoni piłkarki. Otworzyła drzwi samochodu, od strony kierowcy. Na tył samochodu rzuciła swoją torbę, po czym usiadła za kierownicą samochodu. Arkadiusz usiadł po stronie pasażera i po chwili wrzucając pierwszy bieg i prawy kierunkowskaz wyjechała z parkingu. 
Gdy zajechali pod jeden z barcelońskich bloków, zaparkowała auto na jednym z wolnych miejsc. Arkadiusz wyciągnął jej torbę, oraz swoją, po czym dziewczyna zamknęła samochód. I wspólnie udali się w kierunku wejścia do klatki schodowej. Wdrapali się na trzecie piętro i po przejściu kilkunastu metrów stali przed drzwiami jej mieszkania.
-Zrobię nam herbatę. - powiedziała znikając w wąskim korytarzu. Arek położył torby na niską komodę w korytarzu i udał się za nią. 
-Co się dzieje? - zapytała, gdy zalewała zawartość kubków wrzącą wodą. 
-Chcą, żebym po kontuzji zmienił klub. - jego słowa sprawiły, że zastygła w bezruchu. Był świetnym zawodnikiem, a to, że nie mógł grać nie było jego winą. 
-Jak to? - podała mu kubek, a na jej twarzy malowało się zdziwienie wraz ze zdumieniem. Nie mogła uwierzyć w to, co oznajmił jej przyjaciel. Nie sądziła, że sprawy zajdą, aż tak daleko i kontuzja Arka stanie się pretekstem do pozbycia się go z klubu.
-Znaleźli kogoś na moje miejsce, jest świetny, a ja nie mam już czego szukać w Neapolu. - zasmucił się, mocno ściskając porcelanowy kubek. Myślał, że po kontuzji wróci silniejszy i będzie miał co pokazać w klubie i w reprezentacji. Miał nadzieję, że choć w reprezentacji nie postawią przy jego nazwisku czerwonego krzyżyka. 
-Przecież masz z nimi podpisany kontrakt. - usiadła na drewnianym krześle wpatrując się w parę wodną, która wydobywała się z kubka. Bała się o Arka, który nie dość, że nie mógł pogodzić się ze skutkami kontuzji, to w dodatku został podstawiony pod ścianą przez klub, który chciał otworzyć przed nim bramy do wielkiej kariery. 
-Chcą mnie wypożyczyć. - odpowiedział przełykając gorącą ciecz. Potrzebował teraz kubła zimnej wody i miał nadzieję, że ktoś wyleje mu go na głowę. Stanęła przed nim jeszcze większa szansa, niż Neapol i nie wiedział co, powinien zrobić. 
-Rozmawiałeś z nimi? - zapytała, a on jedynie pokiwał jej z aprobatą głową.- Przecież kontuzja to nie Twoja wina. - dodała po chwili, a on jedynie zaśmiał się pod nosem. Miał nadzieję, że rozmowa z Julią pomoże mu podjąć odpowiednią w jego sytuacji decyzję. 
-Wiem, ale co poradzę, skoro klub, który chcę mnie wypożyczyć zaoferował im kosmiczne pieniądze. - zgiął nogę i podciągnął ją pod brodę, wpatrując się w oświetlone latarnie, zaglądające do kuchennego okna, w mieszkaniu Julii. 
-A co, to za klub? - zapytała, gdy po dłuższej chwili ciszy doszła do wniosku, że jest jeszcze jedna rzecz, którą Milik przed nią ukrywa. Znała go, na tyle długo i na tyle dobrze, że coś jej po prostu nie pasowało. Spojrzał na nią i uniósł kącik ust ku górze. Zmarszczyła brwi wpatrując się w niego z zaciekawieniem. -Ej no, coś ukrywasz. - powiedziała podnosząc się z krzesła. Spuścił na chwilę wzrok, aby później spojrzeć na piłkarkę i z tajemniczym uśmiechem na twarzy podnieść się z krzesła i stanąć na przeciw niej. Swoim zachowaniem zaniepokoił ją jeszcze bardziej, niż robił to dotychczasowym swoim zachowaniem. 
-Barcelona chce mnie wypożyczyć na czas nieobecności Suarez'a. - jego słowa zamurowały ją. Nie sądziła, że wiadomość jaką miał jej przekazać, aż tak nią wstrząśnie. Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił, gdy dziewczyna stała na przeciwko niego nic nie mówiąc. Spodziewał się innej reakcji przyjaciółki. -Julka. - zaczął machać jej dłonią przed oczami mając nadzieję, że dziewczyna powróci do pomieszczenia swoimi myślami. Pokiwała zabawnie głową, co on skomentował uśmiechem na twarzy. Przez dłuższą chwilę przyglądała się piłkarzowi, aby po zastanowieniu uśmiechnąć się do niego i rzucić mu się na szyję. Zdziwił się, ale musiał przyznać, że taka reakcja bardzo mu się spodobała. 
-Gratuluję. - szepnęła, opierając się brodą o jego ramię. 
-Tylko nie wiem czy to ma sens. - stwierdził po chwili. Szatynka nieco się od niego odsunęła. Oparła dłonie na klatkę piersiową, po czym przyglądała się napastnikowi włoskiego klubu, który stał naprzeciwko niej. 
-Posłuchaj. Neymar i Rafinha to super goście i szybko znajdziesz z nimi wspólny język. Z resztą pytali się mnie, czy nie udałoby mi się namówić Cię na grę w Barcelonie. Poza tym z tego, co wiem to Messi chce odejść, więc możesz liczyć na to, że będziesz miał szansę na sukces. Jesteś świetnym piłkarzem a ten klub potrzebuje kogoś takiego jak ty. - po tych słowach pocałował ją w czoło. Potrzebował jej słów, jej głosu, wsparcia. Teraz wiedział, że dobrze zrobi gdy podpisze kontrakt z jednym z najlepszych światowych klubów. Miał nadzieję, że będzie to dla niego wielka szansa. 
-To co pakujesz się i witasz piękną Barcelonę. - stwierdziła, a Milik wybuchnął niepohamowanym śmiechem. 

Paryż, Francja
20 listopad 2016 r.

         Grzegorz uregulował rachunek w kawiarni i uśmiechając się do starszego małżeństwa siedzącego przy stoliku obok, zdjął kurtkę wiszącą na oparciu drewnianego krzesła. Schował ręce do kieszeni ciemnych spodni jeans'owych i skierował się w kierunku swojego mieszkania znajdującego się przy głównej ulicy Paryża.  Zastanawiał się nad jego ostatnią rozmową z Marysią. Jej prośba dała mu dużo do myślenia. Nie sądził, że lekarka tak szybko zaprzyjaźni się z jego byłą partnerką. Choć z drugiej strony, nie mógł jej za to winić, w końcu była wolną kobietą i mogła robić co chciała a on nie miał na to większego wpływu. Przechodząc obok galerii handlowej postanowił powłóczyć się po butikach, z chęcią znalezienia prezentu dla Marysi, której urodziny zbliżały się wielkimi krokami. 
-Grzegorz? - odwrócił się na pięcie, słysząc głos swojej byłej dziewczyny. Kobieta wychodziła z drogiego, włoskiego butiku wraz ze swoim fotografem, a obecnie życiowym partnerem. Uśmiechnęła się na jego widok ciepło, miała nadzieję, że uda jej się ocieplić ich stosunki. 
-Cześć wam. - uśmiechnął się. Obiecał coś Marysi i postanowił dotrzymać obietnicy danej dziewczynie o blond włosach. 
-Co słychać? - zapytał Diego, mając nadzieję, że uda mu się znaleźć z piłkarzem wspólny język.
-Szukam jakiegoś prezentu dla Marysi. - odpowiedział im z uśmiechem na ustach. Celia spojrzała na stojącego obok niej Diego'a, który jedynie uśmiechnął się do niej delikatnie. Modelka wyciągnęła z niewielkiej, czarnej, papierowej torby małe pudełko, ozdobione czerwoną wstążką. Wyciągnęła je w kierunku Krychowiaka, mając nadzieję, że jej prezent dla Polki przypadnie do jego gustu. Odwiązał wstążkę, po czym otworzył pudełeczko i oniemiał widząc bransoletkę jaka miała być prezentem dla siostry Fabiańskiego. 
-Piękny prezent. W sam raz dla Marysi. - powiedział oddając pudełeczko modelce. 
-Może chciałbyś pójść z nami do kina? - zaproponował Hernandez uśmiechając się do piłkarza niepewnie. 
-Może innym razem. Mam czas, więc chciałbym znaleźć jakiś prezent dla Marysi. - odpowiedział mu uśmiechając się do nich miło. 
Obserwując swoją byłą partnerkę i fotografa, doszedł do wniosku, że razem ładnie wyglądają i wychodziło na to, że darzą się uczuciem, a on nie powinien obwiniać ich o to, co się stało. Teraz doszedł do wniosku, że nie powinien robić z nich wrogów. Powinien życzyć im szczęścia, bo wszystko wskazywało na to, że dobrze im ze sobą. 
-Swoją drogą, powinienem zrobić to wcześniej. - zrobił kilka kroków w ich stronę. -Mam nadzieję, że na ślub mnie zaprosicie. - dopowiedział uśmiechając się do nich szeroko. Diego spojrzał na Celię niepewnym wzrokiem. Modelka uśmiechnęła się delikatnie, po czym bez słowa pocałowała Krychowiaka w policzek. 
-Dziękuję. - szepnęła, za nim się od niego odsunęła. 
-Jesteś z nim szczęśliwa i to ważne. - odpowiedział jej, przytulając modelkę do siebie delikatnie.
-Miłego dnia i wieczoru. - rzucił za nim odszedł od nich. Odpowiedzieli mu delikatnymi uśmiechami, po czym skierowali się na ostatnie piętro galerii, gdzie znajdowało się kino. On postał jeszcze chwilę, odprowadzając ich wzrokiem. Poczuł jakąś ulgę, gdy udało mu się wypowiedzieć tych kilka słów w kierunku modelki. Zawsze sądził, że mogą być ze sobą do końca, szczęśliwi. Nie pomylił się, po prostu nie byli sobie pisani. Przechodząc obok wystaw jednego z butików, jego uwagę przykuła piękna, prosta, czarna sukienka, która na samym dole zakończona była czarną koronką. Nie miała zbyt dużego dekoltu i od razu mu się spodobała. Wydała mu się odpowiednia dla blondynki. Wyciągnął z kieszeni kurtki smartphone i wykręcił jeden z numerów. 
-Słucham. - gdy usłyszał głos żony Fabiańskiego uśmiechnął się mimowolnie. Miał nadzieję, że kobieta mu pomoże. 
-Cześć Ania, z tej strony Grzesiek. - wszedł do butiku, uśmiechając się delikatnie do kobiet przechadzających się po pomieszczeniu.
-Cześć, coś się stało? - zapytała, nieco zdziwiona jego telefonem. Co prawda, parę razy do niej dzwonił, jednak zawsze kazał mu to robić jej mąż. 
-Mam taką, trochę nie typową prośbę. Chciałem kupić prezent Marysi i znalazłem odpowiedni. Tylko potrzebuję jej rozmiar. - po drugiej stronie słuchawki usłyszał cichy śmiech. 
-'38' - odpowiedziała mu szwagierka lekarki. 
-Dziękuję. - odpowiedział, zrywając połączenie. 
Obejrzał sukienkę kolejny raz i doszedł do wniosku, że bardzo chciałby zobaczyć ją na Marysi. 
-W czymś panu pomóc? - zapytała jedna z ekspedientek.
-Poproszę rozmiar 38. - uśmiechnął się, a jedna z kobiet zdjęła z wieszaka odpowiedni rozmiar kreacji, po czym odeszła w kierunku drewnianej lady, aby zapakować sukienkę dla piłkarza. 


♦♦♦

Znalezione obrazy dla zapytania arek milik grzegorz krychowiak


Bonjour!
Rozdział XXVI pojawia się dziś, tak jak obiecałam. Cieszę się, że to opowiadanie nadal się wam podoba. Bałam się, że im dłużej będę je ciągnąć, tym gorsze się stanie. Ale komentarze, które piszecie pod rozdziałami bardzo mnie motywują i zrobię wiele, aby rozdziały były nadal na wysokim poziomie. Jeśli chcecie, aby rozdziały o losach naszych bohaterów pojawiały się częściej to napiszcie to w komentarzach. Jeśli nie, to będą pojawiać się tak jak dotychczas, czyli raz w tygodniu, w czwartek. 
Za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem serdecznie dziękuję. 
Kocham was!
Pozdrawiam.