poniedziałek, 5 grudnia 2016

Rozdział XXVII - 'O nie, drugiego braciszka, to ja nie ścierpię."

~*~

Sopot, Polska
24 listopad 2016 r.

-To dom Maryśki? - zapytał Piszczek zaskoczony widokiem pięknego, jednorodzinnego domu zlokalizowanego niedaleko sopockiej plaży. Łukasz Fabiański korzystając z okazji, że jego siostra dwie godziny wcześniej udała się na dyżur w sopockim szpitalu wraz z żoną i przyjaciółmi pojawił się w domu, który kilka dni wcześniej jego siostra, przy jego małej pomocy zakupiła. Wiedział jak bardzo chciała mieć coś swojego, zupełnie jej. Dotąd przecież mieszkała z nimi i rodzicami, a teraz gdy udało jej się ulokować na bankowym koncie zadowalającą sumę pieniędzy, jej brat wraz z żoną postanowili jej pomóc i wybrać dom, który spełniałby jej wszelkie oczekiwania. Cieszył się, że udało mu się to uczynić. 
-A wy mówicie, że to ja mieszkam w willi. - bąknął pod nosem Robert Lewandowski, co spotkało się z mroźnym spojrzeniem jego żony, która po kilkudniowej wizycie w sopockim szpitalu czuła się zdecydowanie lepiej. Napastnik reprezentacji Polski uniósł ręce w geście kapitulacji i postanowił zamilknąć, za nim jego żona postanowi rzucić jakąś kąśliwą uwagę. 
-Odkładała pieniądze na dom i samochód. Dom kupiła, co do samochodu, to nadal jeździ starym oplem. - rzucił Łukasz Fabiański uśmiechając się pod nosem. Czarny samochód, o którym wspomniał stał na podjeździe tuż przed brązowymi drzwiami garażu. Nawyki jego siostry zawsze go śmieszyły. Wyciągnął z kieszeni spodni drugi komplet kluczy do domu, po czym wpisując kod w alarmie, otworzył drzwi i wraz z przyjaciółmi wkroczył pewnym krokiem do średniej wielkości przedpokoju. 
-Urządzony z gustem, nowocześnie, ale i skromnie. - zauważyła Anna Lewandowska, która z zachwytem w oczach rozglądała się po sporych rozmiarów salonie, w którym stał jasny narożnik, niewielki szklany stolik, kilka ciemnych, starych mebli i duży telewizor wiszący na ścianie. Dobrane pod kolory i styl pomieszczenia, dodatki ostatecznie dopełniały charakteru pomieszczenia, które dużo mówiło o jego właścicielce. 
-Widzisz kochanie, tak też można. - Robert z uśmiechem na twarzy podszedł do żony, obejmując ją w pasie. Spojrzała na niego groźnie, jednak ten nie zwrócił na to uwagi, wpatrując się w stojące na komodzie cztery ramki ze zdjęciami. W jednej z nich zauważył zdjęcie z Francji, które lekarka zrobiła swojemu bratu, Błaszczykowskiemu, Piszczkowi i jemu, gdy po meczu ze Szwajcarią wracali do hotelu. Wspomnienia najlepszego czasu wróciły,a uśmiech na jego twarzy poszerzył się.
-Ja bym nie był taki zadowolony. - mruknął Kuba uśmiechając się niepewnie do Anki łypiącej na męża byczym spojrzeniem. 
-Czemu? - zapytał Robert, zwracając głowę do przyjaciela. Kuba ruchem głowy wskazał mu osobę jego żony, która jego komentarzem w żadnym stopniu nie była uszczęśliwiona, a wręcz, przeciwnie. 
-Jeszcze jeden taki komentarz, a będziesz szukał sobie hotelu. - odpowiedziała, z miną modliszki. Przechodząc obok Błaszczykowskiego uśmiechnęła się do niego słodko, co Robert skomentował jedynie wilczym spojrzeniem.
-No co? - zapytał pomocnik reprezentacji Polski wzruszając ramionami, po czym obaj wdrapali się po drewnianych schodach na piętro, na które wraz z dziećmi udali się Łukasz Fabiański i Łukasz Piszczek. 
    Podczas gdy mężczyźni grzecznie zajmowali się dziećmi, ich małżonki obmyślały plan niespodzianki urodzinowej dla siostry bramkarza reprezentacji Polski. Wszystkie liczyły na to, że znajdzie się jakaś pomoc, która postanowi zjawić się w domu ordynator oddziału internistycznego Sopockiego szpitala. Julia wraz z Anią, które postanowiły pomóc obiecały pojawić się w Sopocie przed siódmą wieczorem. 
-To co, tort przywiezie Tomek. Napoje i jedzenie również jest już załatwione. Atrakcje, też się jakieś znajdą... - zaczęła wyliczać Ewa Piszczek, jednak wzrok Fabiańskiej sprawił, że zakończyła tę czynność.
-Dla nich atrakcją będzie wódka, jeśli się pojawi. - bąknęła, wkładając do lodówki wodę mineralną, którą kupili kilkadziesiąt minut wcześniej w mieście. Lewandowska z Błaszczykowską zaśmiały się pod nosem, jak i pani Piszczek, która widząc minę przyjaciółki nie mogła się powstrzymać. 
-Oj tam, niech mają coś od życia. - rzuciła Agata, co spotkało się z potwierdzeniem jej zdania przez Anię Lewandowską, która jedynie potaknęła jej głową. Nagle w całym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Ania Fabiańska odłożyła telefon komórkowy na ciemny, kuchenny blat i skierowała się do przedpokoju. Nacisnęła na klamkę, po czym pchnęła drzwi. Uśmiechnęła się na widok Grzegorza Krychowiaka, który wraz z Wojtkiem Szczęsnym i Mariną stał na drewnianym ganku domu jej szwagierki. 
-Cześć, pomyśleliśmy, że przyda wam się pomoc. - żona bramkarza Polski z uśmiechem przywitała straszą od siebie kobietę. Fabiańska wpuściła ich do środka ruchem głowy. Pozbyli się wierzchniego okrycia, po czym niepewnie weszli do dalszej części domu przyjaciółki. Dwójka z nich nie była tutaj ani razu i musiała przyznać, że zaparło im dech w piersiach. Nie sądzili, że będąc lekarką blondynka jest w stanie pozwolić sobie na taki wydatek. 
-To dom Marysi? - zapytała zaciekawiona Marina, która z uśmiechem na twarzy przyglądała się bogatej biblioteczce, która przysłaniała idealnie wyczyszczona szyba. Oparty o filar Kuba Błaszczykowski z uśmiechem na twarzy pokiwał  z aprobatą głową, będącej pod wrażeniem piosenkarce. 
-Identycznie zareagowałem. - zaśmiał się Piszczek, który wraz z Sarą i Oliwią zajął się kolorowaniem laurek dla jutrzejszej solenizantki. Wojtek natomiast uśmiechnął się delikatnie pod nosem, podchodząc do Roberta, który pogrążony w ekranie telefonu przeglądał plotkarskie portale. 
-Mówiłem jej, że będziecie jej zazdrościć. - rzucił Wojciech, co spotkało się z ciekawskimi spojrzeniami całego towarzystwa.
-Byłeś tutaj? - zapytała jego żona, marszcząc brwi. 
-Wpadłem do niej jak wracałem od Magdy. - odpowiedział, robiąc zdziwioną minę. 
-Może coś zjemy? - zaproponowały Anna Lewandowska i Agata Błaszczykowska wychodząc z kuchni z mnogą liczbą jasnych, porcelanowych talerzy. Wszyscy pokiwali im głowami, a na ich twarzach pojawiły się szczere uśmiechy. Długo rozmawiali, na wiele różnych tematów. Na ich twarzach gościły szerokie uśmiechy a w pomieszczeniu panowała przyjemna, przyjacielska atmosfera. Nikt niczym się nie przejmował, wszystkie troski poszły w kąt. Anna Fabiańska, która na krótką chwilę zatrzymała swoje myśli, doszła do wniosku, że dom siostry jej męża ma wyjątkową moc. Sprawia, że wszyscy są wielką rodziną a uśmiech nie znika z ich twarzy. 
     Gdy w domu pojawili się Arek Milik, Mariusz Stępiński w towarzystwie Ani Ziółko i Julki Kowalczyk atmosfera dodatkowo się polepszyła. A wieść o awansie obu napastników zdecydowanie poprawiła humor pozostałym, nieco starszych doświadczeniem piłkarzy.
-Nie no chłopaki, dumni z was jesteśmy! - Kuba objął obu piłkarzy ramionami i posłał im szerokie uśmiechy. 
-Bardzo. - dodał Lewandowski, a obaj napastnicy jedynie uśmiechnęli się do nich przyjaźnie. 
    Pod wieczór w domu przy ulicy Poniatowskiego 19, na samym jej końcu zjawili się kolejni członkowie reprezentacji. Wielu z nich później zniknęło, kwaterując się w sopockich hotelach. Wszyscy mieli się spotkać kolejnego dnia, o godzinie 17 w domu należącym do Marii Fabiańskiej. 
Anna Lewandowska, Agata Błaszczykowska, Anna Fabiańska i Marina Szczęsna sprzątały po kolacji uśmiechając się do siebie miło. Ta pierwsza cieszyła się, że pogodziła się z dziewczyna i mogła liczyć na nie, a one mogły liczyć na nią. Ta ostatnia natomiast cieszyła się z faktu, że wszystkie partnerki piłkarzy zaakceptowały ją i przyjęły do nietypowej rodziny. 
-A Mania nie ma żadnego chłopaka? - pytanie Ani Lewandowskiej wywołało na twarzy jej imienniczki delikatny uśmiech. Kobieta wytarła trzymany w dłoni talerz wkładając go do jednej z szafek. 
-Z tego co wiem, to jeszcze nie znalazła tego odpowiedniego. - odpowiedziała, opierając się o kuchenny blat. 
-W sumie, może lepiej, że szuka, a nie bierze pierwszego lepszego jak w naszym przypadku. - komentarz wchodzącej do kuchni Ewy Piszczek wywołał na twarzach obecnych w pomieszczeniu kobiet napad śmiechu, który zwabił do pomieszczenia ich partnerów. 
-A wy, z czego się tak brechtacie? - zapytał zaciekawiony Lewandowski opierając się nonszalancko o framugę drzwi. 
-Z naszych piłkarskich królewiczów na białych osłach. - dodała z szerokim uśmiechem Marina Szczęsna, co spotkało się z wymownym spojrzeniem jej drugiej połówki. 
-A tak na poważnie? - zapytał tym razem Fabiański, któremu udało się zabrać dzieciom brudne kubki po sokach. Spojrzał na swoją żonę, która zamyślona wpatrywała się w kalendarz wiszący niedaleko drzwi. 
-Uważamy, że Twoja siostra zasługuje na wyjątkowego mężczyznę. - powiedziała przenosząc wzrok na Łukasza, który słuchając jej wypowiedzi wbił wzrok w podłogę. Chciał żeby jego siostra była szczęśliwa i miał nadzieję, że takową będzie. 
-Wyjątkowego? - jego ironiczne pytanie zdziwiło, każdego kto znalazł się wtedy w średnich rozmiarów kuchni. -Ona zasługuje na faceta, który weźmie ją w obroty i nie pozwoli jej na branie dyżurów jak leci. - powiedział i ulotnił się z kuchni. 
-Dzwoniła Magda. - wchodząca do kuchni Julia ze wzrokiem wbitym w wyświetlacz swojego telefonu, minęła Fabiańskiego zaraz za wejściem do pomieszczenia. Stanęła między Lewandowskim i Szczęsnym z uśmiechem na ustach. 
-I co ciekawego mówi moja ukochana siostrzyczka? - zapytał, biorąc głęboki oddech. 
-Doprowadza naszą kochaną panią doktor do szewskiej pasji. Mania ma jej dość i jutro wypisuje ją ze szpitala. 
-Nie dziwię się, na jej miejscu też bym pozbył się mojej wkurzającej siostrzyczki. - bąknął przysiadając na małym, drewnianym stole. Gdy Julia chciała coś dopowiedzieć, dzwonek telefonu Grzegorza rozdźwięczał. Piłkarz przeprosił przyjaciół delikatnym uśmiechem, wyciągnął telefon z kieszeni spodni i podszedł do okna odbierając przychodzące połączenie.
-Cześć tato ...dziwne, do mnie nie dzwoniła, może jest u koleżanki?... zadzwonię do niej, może ode mnie odbierze...tatuś nie martw się, zobaczysz znajdzie się...pa. -piłkarz zerwał połączenie i jeszcze przez krótką chwilę wpatrywał się w ciemność za oknem. Dłoń na jego ramieniu wyrwała go z zamyślenia. Odwrócił głowę napotykając na zmartwione spojrzenie Agaty Błaszczykowskiej.
-Co się stało? - zapytał Wojtek, który słysząc rozmowę telefoniczną przyjaciela nieco się przestraszył. 
-Mamy nie ma w domu. - odpowiedział mrużąc oczy. 
-Pewnie jest u koleżanki. - powiedziała uśmiechając się do niego Marina. 
-Obyś miała rację. - uśmiechnął się do żony swojego przyjaciela.



     Maria ziewnęła podnosząc się z kanapy, stojącej w pokoju lekarskim. Zdjęła z oparcia drewnianego krzesła swój biały kitel, zarzucając go sobie na ramiona. Wpięła plakietkę do znajdującej się u góry kieszeni. Spięła włosy w kok, na czubku głowy, po czym zabrała ze stojącego na środku pomieszczenia biurka dokumenty i opuściła pokój, do którego dostęp miała jedynie ona. Uśmiechnęła się do pacjenta, który właśnie wchodził do swojej sali. Jej wzrok przykuła siedząca na jednym z plastikowych krzesełek kobieta. Przygnębiona, ze łzami w oczach, rozmazanym tuszem do rzęs. Coś ją tknęło i podeszła do, na oko czterdziestoletniej kobiety. Usiadła obok niej i niepewnie chwyciła jej dłoń. Była lekarzem, lubiła kontakt z ludźmi i nigdy nie odwracała się od nich, jeśli prosili ją o pomoc.
-Coś się stało? - zapytała cicho. Kobieta pociągając nosem podniosła głowę i wbiła swój wzrok w siedzącą obok niej lekarkę o blond włosach. Wyniki badań, które dostała sprawiły, że jej świat nieco zadrżał. Nie wierzyła w to, co usłyszała od lekarki, w to, co zobaczyła na wynikach badań. 
-Ja mam czterdzieści pięć lat i jestem w ciąży. - blondynka niepewnie uśmiechnęła się do krótkowłosej kobiety, która trzymając kurczowo w dłoni zdjęcie USG wpatrywała się w jasną ścianę szpitalnego korytarza. Fabiańska głęboko wypuściła powietrze ze swoich płuc, dobrze wiedziała, że wiele kobiet w takim wieku boi się urodzić dziecko. Ona jednak zawsze namawiała kobiety do podjęcia tego ryzyka. Wiedziała, że na ogół są to kobiety z długim stażem macierzyńskim, kochające dzieci i z bardzo wielkim sercem. Ciąża w tym etapie rozwoju ciała kobiety, jest określona wielkim ryzykiem. Miała jednak nadzieję, że siedząca obok niej kobieta będzie na tyle odważna i podejmie decyzję o urodzeniu malutkiego dziecka rozwijającego się pod jej sercem. 
-Wiek nie jest problemem. Wiele kobiet w pani wieku decyduje się na urodzenie dziecka i robi wszystko, aby dziecko nie odczuwało ich wieku. Jeśli jest pani mamą, to wie pani na pewno jak to jest móc trzymać malutkie dziecko w ramionach. - uśmiechnęła się delikatnie do pacjentki szpitala. 
-Mam dwóch synów, dorosłych, jak oni na to zareagują. Chciałam, żeby oni zostali ojcami a nie mieli dodatkowo czekać na rodzeństwo. Co ludzie powiedzą, mój mąż jest burmistrzem Gryfic, syn piłkarzem, drugi studiuje i co ja zrobię. - Marysia zamarła słysząc wyznanie kobiety. Dopiero teraz sięgnęła pamięcią do zdjęć, które jakiś czas temu pokazywał jej Grzegorz. Kobieta, która siedziała obok niej, była matką Krychowiaka. Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, co powinna powiedzieć kobiecie, jakich słów użyć, żeby zapewnić ją, że urodzenie dziecka w tym wypadku jest odpowiednim rozwiązaniem.  
-Znam pani starszego syna i wiem, że ucieszy się z tej wiadomości. Pani mąż, na pewno też. - zdziwiona spojrzała na lekarkę, która uśmiechała się do niej nieznacznie, wręcz delikatnie. Słowa dziewczyny sprawiły, że poczuła się nieco zmieszana. I dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jej syn, Grzegorz dużo jej o niej opowiadał, a ona pod wpływem emocji zbyt dokładnie się jej nie przyjrzała. 
-No tak, Grzesio dużo nam o Tobie mówił. Przepraszam kochana, te emocje. - starła łzy ze swojego policzka, uśmiechając się do blondynki miło i w taki matczyny sposób. 
-Porozmawiam z nim, obiecuję, że pani pomogę. Będę zabierała panią na badania, pomogę przy opiece nad dzieckiem. - słowa dziewczyny sprawiły, że oczy kobiety kolejny raz się zaszkliły. Nie sądziła, że ktoś może tak bezinteresownie podać pomocną dłoń. Delikatny uścisk ciepłych dłoni lekarki dodał jej pewności siebie i przekonania, że musi urodzić poczęte dziecko, pomimo wszystko. 
-Mój syn ma szczęście, że ma taką przyjaciółkę jak ty.- odpowiedziała jej matka polskiego piłkarza.
-Mój kolega ze szpitala jedzie do Szczecina, podrzuci panią do domu. - uśmiechnęła się do kobiety wskazując na pokój lekarski, w którym razem z nią miała poczekać na Przemka, który miał pojechać do swojej żony, która pojechała w odwiedziny do swoich rodziców. 

Sopot, Polska
25 listopad 2016 r.

       
         Marysia odetchnęła głęboko patrząc na zegarek, którego wskazówki dawały jej do zrozumienia, że właśnie skończyła dyżur. Była padnięta, miała ochotę rzucić się na łóżko w sypialni swojego domu. Dyżur był bardziej wyczerpujący niż myślała, że będzie dodatkowo długa rozmowa z rodzicielką Krychowiaka, dała jej bardzo dużo do myślenia. Nawet trochę jej zazdrościła, tej miłości i szacunku do męża i synów, który miała. Ona w przyszłości też chciała tak mocno kochać, jak robiła to matka pomocnika paryskiego klubu. Założyła jesienny płaszcz, naciągnęła na głowę wełnianą czapkę, a dużym szalikiem opatuliła swoją szyję. Zarzuciła pasek od torby przez ramię i ospałym krokiem opuściła pokój lekarski. 
-Wyniki badań wzięłaś? - zapytała, gdy zauważyła stojącą przy pokoju stażystkę. Dziewczyna pokiwała jej z aprobatą głową, po czym z tajemniczym uśmiechem na ustach skierowała się do wyjścia ze szpitala. Swoim zachowaniem zaciekawiła lekarkę, jednak ta nic nie powiedziała. Miała dziwne wrażenie, że zapomniała o jakiejś istotnej rzeczy i miała nadzieję, że uda jej się szybko znaleźć odpowiedz. 
        Od szpitala mieszkała raptem kilka ulic, więc dojście do pracy zajmowało jej około kwadransa. Trudno jej było na początku przystosować się do nowego miejsca, miasta i ludzi. Jednak dzięki swoim zdolnościom, udało jej się szybko znaleźć kontakt z ludźmi. Gdy wraz z Magdaleną stanęła przed wejściem na swoją posesję doznała lekkiego szoku. Kilka drogich samochodów, które stały na jej podwórzu sprawiło, że w jej głowie zapanował totalny mętlik. Brak snu dawał się jej we znaki. Mimo wielu kłębiących się w głowie myśli, podążając za Wiśniewską poczłapała na ganek, który często wieczorami był przez nią oblegany. Gdy chciała wyciągnąć klucze, aby otworzyć drzwi domu, te zostały otworzone przez szatynkę. Dziewczyna jak gdyby nigdy nic weszła do środka, zostawiając na ganku swoją przełożoną, która w tej sytuacji nie była pewna niczego. Mimo to weszła do przedpokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. Magdaleny już dawno w nim nie było. Zdjęła torbę, wkładając ją do komody stojącej blisko ściany. Pozbyła się szalika, czapki, rękawiczek wkładając je do niewielkiego, wiklinowego koszyka stojącego na szafce. Zdjęła również płaszcz wieszając go do dużej, pojemnej szafy. Wzięła głęboki oddech i skierowała się do salonu, w którym osłupiała widząc w nim wszystkich swoich przyjaciół i dopiero teraz przypomniała sobie, że dziś ma urodziny. 
Zaśmiała się widząc swojego brata, który z bukietem pięknych kwiatów stanął na przeciwko niej. 
-Zapomniałam o swoich urodzinach. - zaśmiała się wypowiadając te słowa. Jej brat jedynie wywrócił oczami, komentując zachowanie swojej młodszej siostry.
-Wszystkiego najlepszego, blondasku. - pocałował ją w policzek a ona jedynie uśmiechnęła się do niego szeroko. W jej oczach zaszkliły się łzy. Nigdy nie sądziła, że ma tak wiele osób, które się o nią troszczą. 
-Dziękuję wam z całego serduszka. - powiedziała przytulając się do Lewandowskiego, który właśnie do niej podszedł. -Pozwolicie mi wziąć prysznic i się przebrać. Dyżur mnie zmęczył i muszę się obudzić. - uśmiechnęła się delikatnie.
-Jasne, dla Ciebie skarbie wszystko. - Peszko pocałował dziewczynę w policzek. Lekarka posłała im miły uśmiech i zniknęła na schodach. Gdy weszła do swojej sypialni, zauważyła na swoim łóżku ciekawy pakunek. Ciemne pudełko przewiązane czerwoną wstążką. Rozejrzała się po sypialni, po czym ze zdziwieniem i ciekawością podeszła do pudełka leżącego na jej zaścielonym łóżku. Niepewnie rozwiązała czerwoną wstążkę, po czym równie niepewnie zdjęła górne wieczko. Uśmiechnęła się niepewnie widząc jego zawartość. 
Piękna czerwona róża leżała swobodnie na czarnym materiale idealnie złożonym i położonym w pudełku. Wyciągnęła ją i delektując się jej zapachem nie zwróciła uwagi na to, jak do jej pokoju wślizguje się autor prezentu. Oparł się o ścianę i uważnie obserwował przyjaciółkę. Po dłuższej rozmowie z Celią, na którą się zdobył dwa dni po przypadkowym spotkaniu w galerii, zaczął dopuszczać do siebie serce, które zabierało coraz pewniejszy głos. On jednak mimo wszystko nie miał odwagi, bojąc się tego, że dziewczyna nie widzi w nim nikogo innego niż tylko przyjaciela. Gdy wyciągnęła sukienkę z pudełka wmurowało ją w drewnianą podłogę. Delikatny materiał, prosty krój, skromny, zakończony stonowaną koronką. Zastanawiała się, kto mógłby być autorem takiego prezentu. Gdy usłyszała ciche skrzypnięcie podłogi ścisnęła mocniej materiał w swojej dłoni. 
-Mam nadzieję, że Ci się podoba. - cichy szept Krychowiaka sprawił, że odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym odwróciła się w jego kierunku.
-Jest piękna, ale nie musiałeś. - odpowiedziała mu, spuszczając na chwilę wzrok. Przypomniała sobie rozmowę z jego matką, która dała jej bardzo dużo do myślenia. Zdała sobie sprawę, że życie szybko płynie, a ona rzucając się w wir pracy chciała zapomnieć o tym, że jest już coraz starsza. 
-Ale chciałem. - jego odpowiedz sprawiła, że cicho się zaśmiała. 
-Wczoraj widziałam się z Twoją mamą. - zdziwił ją swoim stwierdzeniem. -Obiecałam jej coś i chcę dotrzymać słowa. - odłożyła sukienkę na łóżko i zrobiła kilka kroków w jego kierunku. -Nie wiem jak Ci to powiedzieć... - urwała.
-Jest na coś chora? - zapytał ze strachem malującym się w jego oczach. 
-Nie, Grzesiu, Twoja mama jest w ciąży. - zamurowało go, gdy usłyszał zdanie wypowiedziane przez przyjaciółkę. 
-Moja mama? - zapytał siadając na jej łóżku.
-Powinieneś się cieszyć. - oboje spojrzeli na drzwi do sypialni Fabiańskiej. Stała tam żona brata Fabiańskiej.
 -To duże wyzwanie. - dodała Dominika Grosicka, która wyłoniła się zza pleców żony Łukasza. 
-Będę miał siostrzyczkę. - stwierdził z szerokim uśmiechem na twarzy. 
-Albo braciszka. - rzucił Piszczek pojawiając się w pokoju. 
-O nie, drugiego braciszka, to ja nie ścierpię. - na jego słowa, wszyscy wybuchnęli niepohamowanym napadem śmiechu.


♦♦♦

Znalezione obrazy dla zapytania grzegorz krychowiak

Witajcie kochane!!!
Mam nadzieje, że rozdział choć w pewnym stopniu wam się spodobał. Wiem, że taki nijakie, ale jakoś tak wyszło. W następnym będzie o wiele ciekawiej, to mogę wam zagwarantować. Jak oceniacie, Grzesiek będzie dobrym braciszkiem? 
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Pozdrawiam gorąco.
Buziaczki i do czwartku. ;-)

12 komentarzy:

  1. Wow, tego się nie spodziewałam. Czekam na następny z niecierpliwością.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zaskoczyłam.
      Dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Bardzo mi się podobał! Do następnego ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję z całego serca.
      Pozdrawiam gorąco.

      Usuń
  3. Grzesiu😂😂😂
    Wspaniałe piszesz😘
    Mam nadzieje że pewni bohaterowie tego opowiadania zrobią krok do przodu w swoich relacjach. Tak chodzi mi m.in o Arka ale o Grzesia też
    Czekam na następny😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to i bardzo dziękuję za te słowa :)
      Czas najwyższy, aby przejrzeli na oczy, do końca historii, już bliżej niż dalej.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  4. Cieszy mnie to, zaskoczył, ale okazał wielkie serce.
    Pozdrawiam również i dziękuję za komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Melduję się!
    Rozdział bardzo mi się podoba, naprawdę. Także kochana, możesz być z niego zadowolona :)
    Coraz ciekawiej nam się robi, zobaczymy, jak to się rozwinie. Czy jednak nasi chłopacy będą robić jakieś kroki do przodu.
    Czekam!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się. Kolejny rozdział już jutro, więc zobaczymy jak to będzie.
      Dziękuję serdecznie za komentarz.
      Pozdrawiam gorąco.
      Całusy :-)

      Usuń
  6. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale miłe zaskoczenie :D Ciekawi mnie jak dale będzie rozwijać się sytuacja zArkiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze,że chociaż miłe ;-)
      Co do Arka, to zapraszam tutaj jutro. :-)
      Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Rzadko bywam, rzadko komentuję, ale czytam, choć nie na bieżąco. W każdym razie miło widzieć, że coś się dzieje i są zaskoczenia :D

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń